Wtorek. Mogło się wydawać, że to po prostu kolejny dzień tygodnia, jednak dziś miał znaczyć coś zupełnie innego. To miał być dzień, kiedy wszystko miało nabrać obrotu. I to dosyć poważnego.
Calum, mimo, iż mógł się wyspać, czuł wewnętrzne zmęczenie i zmarnowanie. Oraz ten ból, który mówił, że skoro jedna rzecz się zawaliła to może być tylko gorzej. Ból kłamał lub mylił się, a umysł podsuwał błędne wnioski, tylko chłopak jeszcze o tym nie widział. Musiał przekonać się na własnej skórze. Jak zresztą zawsze by mieć pewność o danej racji.
Wychodząc z mieszkania nie spotkał swojej sąsiadki, a drzwi jej mieszkania były uchylone. Może zapomniała o ich zamknięciu lub wyszła gdzieś dosłownie ma chwilę? W każdym razie zmartwił go ten fakt, tak nienaturalny i nienormalny dla ich wspólnej codzienności czy zachowania dziewczyny. Westchnął cicho i z grymasem niezadowolenia na twarzy poszedł do banku wypłacić ostatnie pieniądze jakie mu zostały na przeżycie przez najbliższe dni, a przynajmniej do końca miesiąca, kiedy miała przyjść ostatnia i już nie tak godziwa jak zwykle wypłata. Potem miał sobie radzić bez pieniędzy i koniecznie zacząć szukać nowego zajęcia, co w Houston, mimo wszystko było naprawdę wyzwaniem.
Schował pieniądze i kartę do kieszeni, ruszając w drogę powrotną do domu, którym niestety wciąż była okropna stara kamienica, a także, przede wszystkim, niezbyt duże mieszkanie. Wdrapał się po schodach na trzecie piętro i z ulgą westchnął widząc przy drzwiach z numerem 16, średniego wzrostu szatynkę. Otwierała akurat drzwi.
- Kayla! - Zawołał, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna podnosząc głos.
Dziewczyna odwróciła się i uniosła jeden kącik ust w coś na kształt uśmiechu, jednak od razu go opuściła wspominając jak właśnie wygląda. Szybko znalazła odpowiedni klucz, wkładając go w dziurkę i chcąc przekręcić, lecz zatrzymała ją dłoń, która akurat złapała jej spoczywający na metalowej klamce, zimny nadgarstek. Calum stał tuż za jej plecami, badając sylwetkę szatynki czujnym wzrokiem. Dziewczyna niepewnie odwróciła się do niego patrząc prosto w oczy. Jego ciepła dłoń powoli i ze szczególną ostrożnością badała zasiniaczoną, najwidoczniej niedawno zranioną kość jarzmową po chwili nawet wycierając czarne, płynące po policzkach łzy. W tym przypadku, w tej sytuacji, dziewczyna żałowała, że maluje się tak mocno, do tego ciemnymi kolorami. Kredka, tusz, cienie, eyleiner, wszystko było teraz na policzkach zmieszane ze słoną cieczą. Kayla uciekła wzrokiem od pełnego troski spojrzenia bruneta, ale po chwili nie wytrzymała i znów spojrzała w jego piękne czekoladowego oczy. Tą dwójkę dzieliło zaledwie kilka milimetrów, a nie powstrzymywało kompletnie nic, dlatego też Calum nachylił się nad szatynką i musnął czule jej wargi swoimi bez najmniejszych wątpliwości czy niechcianych myśli. Po chwili po raz kolejny, tym razem dłużej, kiedy dziewczyna opuszkami palców, gładziła dłoń bruneta, wciąż umieszczoną na swoim policzku. Ta bliskość nie mogła im nawet ciążyć czy przeszkadzać. Czuli się w swoim towarzystwie tak dobrze jak nigdy wcześniej w żadnym, nawet najbliższych osób, a odsunęli od siebie dopiero kiedy brak powietrza zaczął stanowić problem. Czarne serca nie mogły być już czarne kiedy były razem, do tego oba już do połowy pomalowane ciepłymi barwami.Awwwh, jak miło...