Płakała. Tak bardzo płakała. Nic nie dawało jej ukojenia, w głowie miała jeden wielki śmietnik bólu, grozy, mroku, koszmarów, smutku, nienawiści... Tak bardzo chciała ze sobą skończyć, każdy skrawek jej ciała kazał jej zakończyć te męczarnie.
Jak on mógł jej to zrobić?! Zostawił ją w takim nieodpowiednim momencie. Właśnie wtedy, gdy potrzebowała wsparcia, pocieszenia i miłości. On jej to wszystko dawał, jako jedyny. Minęło tak nie wiele czasu, zaledwie tydzień. Mimo to czuła, jakby ciągnął się on przez wieczność. Zawsze spokojna i opanowana, chyba jako jedyna z gryfonów, a teraz... Krzyczała, biła ściany, rozrywała poduszki, rozwaliła szafkę nocną, rozerwała zasłony, podarła zdjęcia, listy, rzucała książkami, po i tak już zmaltretowanym pokoju. Szał ogarniał jej ciało i powoli duszę. Nie chciała czuć już niczego, miała dosyć.
- Fred! Fred! Fred! Jak ty mogłeś?! Jak ty mogłeś mi to zrobić?! Nienawidzę cię! Kocham cię! Wróć! Przepraszam, zostań ze mną! Fred!- krzyczała sama do siebie.
Jej włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, makijaż spływał po jej twarzy wraz z jej smutkiem. W tym momencie, tak bardzo siebie nienawidziła.
- Koniec! Koniec! Nie wytrzymam! Zabierzcie to ode mnie, zabierzcie!- darła się cała we łzach.
Znowu ogarnęła ją furia, jeszcze większa niż poprzednia. Wzięła różdżkę do ręki i rzucała na siebie wymyślne klątwy, które i tak szybko się kończyły. Nie mogła rzucić na siebie czaru, który skrzywdziłby ją bardziej niż pozwalała na to jej kondycja fizyczna, która była już tak słaba, że zaklęcia były wręcz niewyczuwalne. Zaklęła pod nosem, uznała że musisz oddać się mugolskim sposobom. Jak na złość w pobliżu nie znalazła nic ostrego, czy chociaż nadającego się do tego, co chciała zrobić. Nie mogła wychylić nosa z pokoju, który był na szprycowany zaklęciami wyciszającymi i antywłamaniowymi. Nikt nie mógł zobaczyć, jak cierpi, a w kwaterze głównej zakonu roiło się od ludzi, którzy bardzo chętnie zbesztaliby ją za to co robi.
Ból jej w głowie był nieznośny, a znała tylko jeden sposób, żeby chociaż trochę go zniwelować... Ból fizyczny. Zwykle go nie potrzebowała, wręcz przeciwnie nienawidziła go, ale teraz wydał jej się błahostką przy tym co odczuwała, ale musiała się skupić na czymś innym. Wzięła do ręki lampkę nocną, którą obiecała sobie zostawić w spokoju i porządnie walnęła nią o zgniłozieloną ścianę, znajdującą się niedaleko dębowych drzwi.
Tak jak podejrzewała lampka rozbiła się na parę pokaźnych kawałków. Stała zbyt blisko ściany i jeden z nich odbił się od zbyt mocnego rzutu i wbił się prosto w nogę Hermiony, z której natychmiast zaczęła lecieć krew. Uśmiechnęła się pod nosem, dało jej to niejaką ulgę. Mimo to schyliła się po następny odłamek i pokuśtykała w stronę łóżka.
- To przez ciebie, Fred!
Wyciągnęła z obolałej i zakrwawionej nogi kawałek wbitego białego szkła. Krzyknęła z bólu, a z rany wytrysnęła fontanna szkarłatnego płynu. Próbowała zatkać rękoma niepożądany bieg wydarzeń, ale odezwał się w jej głowie pewien głosik: „Bez niego i tak nie masz po co żyć. Tak będzie lepiej. Zostaw to.". Oderwała drobne poranione dłonie od kończyny. Krew nie leciała już tak mocno, jak wcześniej mimo to po niecałej minucie kołdra była cała we krwi. Hermiona obracała w dłoni zdjęcie swojego ukochanego, które również było już całe czerwone. Zbytnio się tym nie przejmowała.
- Fredziu, Fredziu, Fredziu...- szeptała w nieskończoność. Z jej oczu ciekły łzy, na próżno starała się je wycierać, jedynie brudziła swoją twarz od już coraz gęstszej krwi.- Zabili cię, zabili cię, zabili cię.- śmiała się i płakała za razem. Na łożu śmierci przyszło jej zostać szaleńcem.
Nagle do pokoju wparował niczego nie świadomy Ślizgon. Miał ją po prostu powiadomić, że kolacja już na stole. Hermiona w amoku szaleństwa zapomniała zamknąć drzwi.
Teraz, gdy wszystko się dobrze skończyło odpoczywali. Musieli zmyć z siebie piętno wojny, co większości z nich powoli się udawało. Zwłaszcza Harry'emu i Ginny, którzy w końcu mogli być ze sobą, bez większych problemów. Draco już podczas bitwy zmienił fronty, co niezbyt spodobało się jego ojcu, dlatego teraz musiał mieszkać z tymi wszystkimi ludźmi, którzy pomimo tego, że za nim nie przepadali przyjęli go z otwartymi ramionami. Zwłaszcza po tym, jak uratował Tonks, zabijając swoją ciotkę Bellatrix, podczas gdy właśnie miała rzucić w nią Avadą. Nie musiał się długo zastanawiać, od zawsze jej nienawidził.Hermiona już od paru dni siedziała w swoim pokoju, wychodząc jedynie na chwilę, zwykle do łazienki, czy na obiad, przy którym w ogóle się nie odzywała. Draco widział, jak wojna ją zniszczyła. Chciał jej jakoś pomóc, sam nie wiedział dlaczego. Próbował z nią rozmawiać, pocieszyć ją jakkolwiek, ale nigdy się mu to nie udawało.
Widok, który ujrzał zmroził mu krew w żyłach. Szmaragdowy pokój wyglądał jakby właśnie przeszło przez niego tornado, wszędzie walały się podarte papiery, szafka nocna leżała połamana na ziemi, po podłodze walały się kawałki szkła i co dziwniejsze w koło było pełno krwi. Natychmiast spojrzał na jej największą kałużę i na właścicielkę tejże cieczy. Leżała półprzytomna na zakrwawionej pościeli, a z jej nogi spływała wciąż nowa posoka powiększając już i tak ogromną kałużę na podłodze. Natychmiast podbiegł do dziewczyny i złapał ją za rękę szukając pulsu, na szczęście go odnalazł. Natychmiast przywołał apteczkę i próbował ocucić nieprzytomną Hermionę, która uśmiechała się przez śmiercionośny w jej przypadku sen.
- Kurwa Hermiona, obudź się.- prowizorycznie opatrzył jej rany, tak aby zatrzymać krwotok. Wziął ją na ręce i pobiegł w stronę najbliższego pokoju, w którym znajdował się Remus wraz z swoją żoną.
- Hermiona?!- krzyknął z przerażeniem Remus.- Natychmiast ją tu połóż.Zajął się nią lepiej niż blondyn, mimo to wciąż stał po drugiej stronie łóżka, trzymał jej za rękę i wypowiadał ledwie słyszalne komplementy, które w jego mniemaniu miały ją utrzymać przy życiu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak ta gryfonka jest dla niego ważna. Obiecał sobie, że gdy tylko ta się wybudzi, zaprosi ją do Hogsmeade, czy gdziekolwiek. Nawet nie zauważył, kiedy z jego oczu zaczęły kapać łzy. Otrząsnął się z agonii i dalej bezgłośnie szeptał do Hermiony.
- Żyj, do cholery, żyj.
W końcu Remus skończył przy niej majstrować.
- Teraz pozostało nam tylko mieć nadzieję.- powiedział i powiadomił wszystkich, którzy kiedykolwiek rozmawiali z tą upartą Gryfonką. Wszyscy, czekali w jej pokoju, aż ta zadecyduje się obudzić. Gdy minął już tydzień wielu z nich straciło cierpliwość, a razem z nią promyk nadziei, oprócz Ślizgona, który wiernie trwał przy jej łóżku.
- Draco?- zapytała niesłyszalnie Hermiona. Draco ocknął się z drzemki i z uśmiechem i łzami w oczach spojrzał na dziewczynę.
- Jak się czujesz?- zapytał obdarzając ją pięknym uśmiechem.
- Pochowajcie mnie z Fredem.- to były jej ostatnie słowa.
- Hermiona?!- lekko potrząsnął jej ramieniem. Zawołał Remusa.
Płakał. Tak bardzo płakał. Nic nie dawało mu ukojenia, w głowie miał jeden wielki śmietnik bólu, grozy, mroku, koszmarów, smutku, nienawiści... Tak bardzo chciał ze sobą skończyć, każdy skrawek jego ciała kazał mu zakończyć te męczarnie.Jak ona mogła mu to zrobić?!
~~~~~~~~~~~~~~
Będę bardzo wdzięczna za gwiazdki, a tym bardziej komentarze, nawet te negatywne :D
Jest to jedna z moich nielicznych prac. Pisana pod wielkimi emocjami. W dodatku jest to połączenie moich dwóch OTP z uniwersum Harry'ego Pottera, więc jestem z niej bardzo dumna. Pracuję właśnie nad czymś większym, ale najpierw pragnę zdobyć wasze serca tymi krótkimi miniaturkami :)
Dziękuję każdemu, kto zechciał przeczytać. To dla mnie naprawdę ważne.~Carla~
CZYTASZ
Jak on mógł jej to zrobić? -Fremione
FanficPłakała. Tak bardzo płakała. Nic nie dawało jej ukojenia, w głowie miała jeden wielki śmietnik bólu, grozy, mroku, koszmarów, smutku, nienawiści... Fremione, połączone z Dramione. Krótka, wzruszająca miniaturka. Zapraszam! :D ok. 1120 słów