Obudziły mnie stłumione krzyki. Zaczęłam leniwie podnosić ociężałe powieki. Kiedy chciałam się przeciągnąć, ogromny ból zaatakował moje ciało. Syknęłam i zamrugałam kilka razy oczami. Zaczęłam skanować pomieszczenie. Zaraz... Gdzie ja jestem?! Podniosłam się jak oparzona ze starego potarganego materaca, niestety popełniłam błąd. Moje ciało zostało zaatakowane kolejną porcją bólu. Ugh! Jęknęłam cicho i schowałam głowę w ręce. No, tak... Zayn.
- Boże, co ja tu robię?- Szepnęłam. Pokręciłam głową kiedy do moich oczu napłynęły łzy. Co oni mi zrobili? W ogóle, gdzie ja jestem? Kiedy chciałam znowu się położyć, usłyszałam szczęk przekręcającego się klucza. Po chwili
zza drzwi wyłoniła się postać nieznajomego chłopaka. Oczy spalonej czekolady od razu przykuły moją uwagę. Ma może 20 lat. Nie wygląda na typowego gangstera. Brunet podszedł do mnie pewnym krokiem z tacą jedzenia. Jak na zawołanie poczułam ssanie w żołądku. Wydaje się być sympatyczny. Moje przemyślenia o tym, że może być miły poszły się jebać, przy pierwszych wypowiedzianych przez niego słowach.
- Bez żadnych sztuczek suko. - Odrzekł sucho. Wzdrygnęłam się na jego ostry ton jakim się do mnie zwrócił. Musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się łobuzersko. Pociągnęłam nosem i zaczęłam konsumować to co mi dał. Brązowooki przyglądał mi się z zaciśniętą szczęką, co jakiś czas przygryzając wargę. Za bardzo się bałam, żeby zapytać o co mu chodzi. Kiedy skończyłam, chłopak pociągnął mnie za łokieć w górę, co sprawiło, że momentalnie wstałam na nogi.
- Idziemy. - Rzucił chłodno. Moje ciało ogarną strach.
- G-gdzie?- Wyszeptałam, wyrywając łokieć z jego uścisku. Bałam się, że gdy odezwę się głośniej, rozniesie mnie w drobny pył. Brunet zacisnął mocno szczękę i warknął głośno. - Posłuchaj mnie Słońce. Twoją rolą jest być posłuszną i grzecznie wykonywać moje polecenia, a nie zadawać pierdolone pytania!!! - Jego wrzask odbił się głuchym echem od pustych zziębłych ścian. No i wykrakałam. Do moich oczu na nowo napłynęły łzy. Miałam ochotę pójść do kąta i skulić się w kłębek, przytulając się ściany.
Może wtedy poczułabym się choć trochę bezpieczniej. A teraz stoję jak zagubiona sierota na środku pustego pomieszczenia i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chłopak jeszcze raz złapał mnie za rękę, ale tym razem mocniej i przybliżył swoją twarz do mojej. Przełknęłam niewidzialną gulę w gardle.
- Zrozumiałaś?- Syknął, piorunując mnie wzrokiem. Nie patrząc się na niego, pokiwałam głową niechętnie. Brązowooki uśmiechną się szyderczo, co utwierdziło mnie w tym, że jest psychiczny. Wyszliśmy w końcu z tego ciemnego pomieszczenia i zaczęliśmy się kierować nawet nie wiem gdzie. Chłopak co jakiś czas karcił mnie za moje mozolne poruszanie. A ja szłam za nim przerażona, posłusznie jak piesek. Bo niby co miałabym zrobić? Po jakimś czasie, znaleźliśmy się w kuchni. Usiadłam na barowym krześle przed wysepką. Oparłam ręce o blat i zaczęłam się wpatrywać w jeden punkt przed sobą. Tym punktem na pewno nie był brunet, który zaczął krzątać się po kuchni, przeszukując wszystkie szafki. Łzy ciurkiem spływały mi po policzkach, powoli zamazując mi całą widoczność. Bałam się go... Może wydawał się normalny, ale budził we mnie lęk po tej sytuacji, która miała miejsce pare minut temu. Westchnęłam cicho, przymykając oczy i kładąc głowę na wysepce.
- Ja pierdole! Gdzie są te jebane tabletki?! - Warknął, wyrzucając ręce do góry w geście kapitulacji. W tym momencie do pomieszczenia wpadła trójka mężczyzn, śmiejąc się i co chwilę przepychając. Tylko nie to... Gdy wzrok każdego padł na mnie, ucichli a uśmiechy zastąpiło zaskoczenie i powaga. Wpatrywali się we mnie, świdrując mnie wzrokiem. Krępowało mnie to. Przetarłam zaschnięte łzy z policzków i poprawiłam się niepewnie na krześle. Po chwili podszedł do mnie jeden z nich, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.
- Hej, mała. Jestem Jack.- Wystawił do mnie rękę w geście przywitania się. Byłam zaskoczona. Przez chwilę myślałam, że mnie zaraz zjedzą. Ale on ma uroczy uśmiech. I jeszcze te dołeczki. Mentalnie strzeliłam sobie w twarz za mój niepoważny, w tym momencie tok myślenia. Zostałam porwana, przesiaduję z jakimiś kryminalistami, a ja myślę jaki to jeden z nich nie jest uroczy.
- Um, hej.- Szepnęłam zakłopotana, ściskając niepewnie jego rękę.
- Chelsey.- Odpowiedziałam, wymuszając lekki uśmiech. Niestety, po minie chłopaka uznałam, że wyszedł z niego grymas. Reszta zmierzyła mnie nieufnym wzrokiem i udała się do wyjścia z kuchni.
- A Ty czemu stary jesteś taki wnerwiony? Kylie Ci nie dała? - Zaczepił Jack, parskając śmiechem.
- Weź mnie kurwa chociaż Ty nie wpieniaj. - Rzucił mu piorunujące spojrzenie brunet.
- Carlos miał mi na dzisiaj dostarczyć towar, czego oczywiście nie zrobił!- Krzuknął. Chyba nawet nie chce wiedzieć, co jest tym towarem.
- Mason, chyba pięć razy powtarzałem, żebyś go zmienił.
- Blondyn pokręcił głową jak mama, która karci swoje dziecko za złe zachowanie.
- Tak w ogóle to gdzie w tym domu są jakieś lekarstwa, co? Zaraz mi łeb pęknie. - Jęknął Mason, przecierając ręką twarz.
- Mieszkasz w nim przez jakieś trzy lata i nie wiesz gdzie trzymamy apteczkę? - Mruknął, nie dowierzając. Kiedy mężczyźni, odwrócili się do mnie tyłem, jakby zapominając o mojej obecności, zsunęłam się z krzesła i jak najciszej próbowałam przebyć drogę do drzwi. Cholera, czułam to. Czułam tą pieprzoną adrenalinę i to nie było fajne uczucie. Nie słyszałam nic oprócz stłumionego bicia serca. Przemierzałam powoli korytarz, kiedy do moich uszu dotarł przeraźliwy wrzask.
- Gdzie ona kurwa jest?! - No, to jestem w czarnej dupie. Zaczęłam się niekontrolowanie trząść. Momentalnie dostałam siły i przemierzyłam cały korytarz. Już rzucałam się w stronę klamki, kiedy poczułam mocne szarpnięcie, a z moich ust wyleciał niekontrolowany pisk.
Zostałam popchnięta na ścianę i po chwili poczułam pieczenie na prawej stronie twarzy. Od razu złapałam się za piekący policzek, wybuchając płaczem. Brunet pociągnął mnie mocno za włosy, sprawiając, że moja twarz była niebezpiecznie blisko niego.
- No i po co ci to było? - Wysyczał z jadem, patrząc mi prosto w oczy.
- Proszę, puść. To boli. -Wychlipałam.
- Ma boleć!- Wrzasnął i złapał mnie za nadgarstek, wlekąc za sobą.
- Odechce ci się odstawiać takie szopki, zobaczysz. - Warknął.
- Stary, nie przesadzaj. - Naraz, obok nas wyrósł Jack.
- Nie wtrącaj się. - Wycedził brunet, odpychając go. Szarpnęłam ręką próbując choć trochę poluzować uścisk.
- Nie pogarszaj jeszcze bardziej swojej sytuacji. - Splunął. Byłam jakaś otępiała i dziwnie skołowana. Chyba jeszcze nie doszedł do mnie fakt, że zostałam porwana, a za chwilę ktoś mi zrobi krzywdę. Boję się, ale nie mam siły walczyć. No i dalej znaleźliśmy się w pomieszczeniu, w którym tak bardzo nie chciałam być. Poczułam mocne pchnięcie i wylądowałam na szafce. O ile pamiętam, to dałabym sobie rękę uciąć, że wcześniej jej tu nie było. Przysięgam, że moje oczy przypominały kształtem pięciozłotówki, gdy zobaczyłam unoszącą się przede mną pięść. Pięść, rozumiecie?! Zacisnęłam mocno powieki i zakryłam się dłońmi, czekając na mocne uderzenie, którego się na szczęście nie doczekałam. Z opresji uratował mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Dosłownie, kamień spadł mi z serca. W duchu dziękowałam
Bogu, za taki przebieg wydarzeń. Mason, przeklął pod nosem i ulotnił się krzycząc do słuchawki. Jestem sama z otwartymi drzwiami. Wstałam jak oparzona na równe nogi i wychyliłam się delikatnie za drzwi, dokładnie obserwując czy nie ma nikogo na horyzoncie. Kiedy chciałam puścić się biegiem przed siebie, usłyszałam skrzyp drzwi. I choć usiłowałam ruszyć się z miejsca, po prostu nie mogłam. Tak jakbym wrosła w podłogę. W moje ciało uderzyła panika. Odwróciłam się, napotykając czekoladowe tęczówki za, które mogłabym zabić.____________________________________________________________________________________
A więc, na samym wstępie przepraszam! ;/ Nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafiła dodać rozdział w terminie, który określam. -,- Jestem na siebie cholernie zła... Zawaliłam praktycznie to półrocze i muszę wszystko poprawiać za moją lekkomyślność. Na dodatek w moim życiu teraz też się trochę porobiło. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, dlatego jeszcze raz bardzo Was przepraszam. Co do rozdziału, wyszedł mi na prawdę dłuuuugi. Ale moim zdaniem jest męczący i ogółem nie jestem z niego zadowolona. Uważam, że nie potrafię opisywać uczuć. Cóż, może się nauczę, jeśli będę coraz więcej pisać. Co myślicie o tym, żeby pierwsze 2 rozdziały złączyć razem? Są na prawdę krótkie w porównaniu do tego i tak trochę będzie takie nie estetyczne. Doradzam się Was, bo na prawdę nie wiem czy zostawić wszystko tak jak jest czy jednak zmienić.
CZYTASZ
Shh... be quiet princess | Justin Bieber fanfiction PL
FanfictionCisza. Mój płytki oddech odbijał się od murowanych ścian... Tak, bardzo się boję. On jest blisko... Czuję to. Słyszę kroki... Wiem, że idzie po mnie. Zaraz zwariuję! Przykładam rękę do twarzy i z trudem powstrzymuje łzy cisnące się do oczu. Skrzyp o...