Siódmy o tym jak życie wraca do dawnych biegów...

415 10 0
                                    

Nadeszła sobota. Tegoż to dnia panowie w kolorach bordowym i granatowym mieli ostatecznie tupnąć nogą i pokazać kto jest mistrzem niezwykłej oraz magicznej la Ligi. Cieszyłam się, że będę mogła zobaczyć jak Xavi unosi jeden z ostatnich pucharów dla Azulgrany, aczkolwiek z tyłu głowy dominowała myśl, że lada dzień będziemy stali na lotnisku ze łzami w oczach. Nie chciałam, żeby opuszczał Katalonię ale to była jego decyzja. Rozumiałam ją, bo równie bardzo pragnęłam, by był szczęśliwy. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z niej złe myśli. Palcem przeciągnęłam wzdłuż kącików oczu, z zamiarem pozbycia się łez, które niemal wydostały się stamtąd. Uśmiechnęłam się do Anny, patrzącej na mnie opiekuńczym wzrokiem, po czym obróciłam się w stronę murawy Camp Nou, gdzie zaczęli pojawiać się piłkarze obu drużyn.
Już w pierwszej połowie, a dokładniej w pierwszych minutach Leo mógł doliczyć kolejną bramkę do swojej kolekcji. Byłam pod wrażeniem tempa meczu i obawiałam się, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dalszego przebiegu rozgrywki. W drugiej połowie Messi podwyższył wynik trafiając w światło bramki po raz drugi. Thiago tupał nóżkami, a Antonella uśmiechała się, trzymając dłonie na zaokrąglonym brzuszku.
- Kopie, po tatusiu.- zaśmiała się. Wielu culé marzy, aby za parę lat juniorzy poszli w ślady ojca i z piłką przy nodze dawali popis pięknej gry.
Moje przypuszczenia co do tempa meczu się potwierdziły, bo już po kilkudziesięciu minutach do bramki gospodarzy wpadły dwie piłki. Barcelończycy zremisowali. Mimo tego Barça została mistrzem Primera Division. Nie potrafię opisać słowami magii, jaką wtedy czułam. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ilości szczęścia. Było to dla mnie zupełnie coś innego, nowego, niespotykanego wcześniej. Dziewczyny wraz z pociechami zbiegły na murawę, gdzie i ja pragnęłam się znaleźć. Jak cudownie byłoby być tam z ukochaną osobą i cieszyć się razem. Był to pierwszy raz, kiedy poczułam się samotna. Nigdy nie dawali mi ku temu powodów, a może ja sama ich nie zauważałam.
Stałam oparta o ławkę rezerwowych patrząc na ich szczęście. Dostrzegłam w nich jedną wielką, kochającą się rodzinę. Kiedy jeden z piłkarzy odchodził, cała drużyna czuła jego stratę. Nie wiadomo kiedy Gerard pojawił się z szampanem. Otworzył go, a korek poleciał w niewiadomym nikomu kierunku. Xavi uniósł puchar, a z armatek wystrzeliło konfetti w kolorach Dumy Katalonii. Poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za rękę, co wytrąciło mnie z zamyślenia. Już po chwili stałam na środku murawy ciesząc się i śpiewając z przyjaciółmi.
- Gratuluję mistrzu.- przytuliłam Xaviego, gdy nadarzyła się okazja pochwały. Niedługo potem wokół nas zebrała się grupka piłkarzy, którzy chętnie zaczęli nas ściskać. W ten oto sposób trwaliśmy w grupowym uścisku. Po fali radości i szczęścia pojechaliśmy do klubu, by uczcić ten cudowny sukces.
Panowie byli już trochę pijani, panie również się nie oszczędzały. Trzeźwe pozostały dziewczyny w błogosławionym stanie, czyli Shakira, Antonella, Melissa oraz Anna. Ja byłam tylko po dwóch drinkach. Nuria nawet nie wypiła toastu. Zastanawiało mnie tylko dlaczego. Postanowiłam nie dążyć tego tematu, przecież mogła się gorzej poczuć, a to rzecz ludzka.
Ze wszystkich stron dobiegał głośny śpiew CAMPEONES! Sami zawodnicy radośnie krzyczeli te słowo. Nie wiadomo kiedy ktoś chwycił moją dłoń. Na parkiecie okazało się iż był to strzelec obu dzisiejszych bramek, który natychmiast zabrał mnie do świata muzyki. Leo zasypywał mnie żartami, a w dodatku okazał się być świetnym tancerzem. Po kilku kawałkach wróciliśmy na miejsce. Ujrzałam wśród nich zupełnie obcą twarz, a z drugiej strony odnosiłam wrażenie, że już go wcześniej gdzieś widziałam.
- Jonathan.- przedstawił mi się, wyciągając dłoń.
- Oliwia.- odpowiedziałam ściskając ją lekko, uśmiechając się przy tym.
- Jona grał z nami przez parę lat. Odszedł do Villarrealu w poprzednim okienku transferowym.- wytłumaczył Xavi, który nagle pojawił się między nami. Chłopak był bardzo przystojny i nie wyglądał na dużo starszego ode mnie. Zajęłam miejsce rozmawiając z Meksykaninem, Neymarem, Rafinhią i Bartrą. Wszyscy inni powoli opuszczali lożę, by zająć miejsce na parkiecie. Po kilkunastu minutach nasze szklanki były już puste. Jonathan przyniósł tacę i postawił ją na stoliku. Dopiero teraz mogłam dostrzec co się na niej znajdowało. Była tam cytryna pokrojona w ósemki, sól i butelka alkoholu. Szybko dodałam wszystko do siebie i zrozumiałam, że będziemy pić tequilę. Pierwsze trzy kieliszki wypiliśmy tradycyjnie. Przy czwartym pomocnik i obrońca opuścili lożę. Meksykanin podszedł do nas, a właściwie do Brazylijczyka.
- Pokaż koleżance, jak naprawdę powinno się pić tequilę.- uśmiechnął się szeroko, poklepał skrzydłowego po plecach, po czym opuścił przeszklone pomieszczenie. Neymar podszedł do mnie, chwycił w pasie i mocno do siebie przyciągnął.
- I zostaliśmy sami.- cwaniacko się uśmiechnął. Ułożyłam dłonie na jego torsie.
- Zostaliśmy.- przygryzłam dolną wagę. Napastnik zachłannie wpił się w moje usta. - Wiesz, że każdy może nas tu zobaczyć.- przerwałam oddalając głowę na niewielką odległość.
- Wiem i nie obchodzi mnie to. Wszyscy mogą dowiedzieć się, jaką mam dziewczynę.- wykrzyczał. Całe szczęście, że boksy były wyciszone.
- Dziewczynę?- uniosłam jedną brew ku górze.
- Oj nie czepiaj się szczegółów.- przewrócił oczami, po czym pociągnął mnie do stolika i posadził na niskiej sofie. Starannie rozsypał sól na moim prawym obojczyku, a do dołeczka nalał odrobinę alkoholu. Ósemkę cytryny włożył mi między usta. Czułam jak zaczyna robić mi się gorąco. Moje serce zaczynało bić w zawrotnym tempie, przyprawiając mnie niemal o zawał. Zbliżył się do szyi i jednym ruchem pozbył się białych, słonych ziarenek, następnie wypił meksykańską wódkę z zagłębienia mojego ciała, a na koniec wyjął cytrynę, czule mnie całując. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, a on posadził mnie na swoich kolanach. Zaczęłam odpinać małe guziczki jego koszuli. Będąc przy drugim dotarło do mnie co się dzieje. Oderwałam usta i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Nie rób mi tego.- jęknął wtulając się we mnie.
- Nie możemy zrobić tego tutaj. Poza tym jesteś pijany.- uniosłam jego głowę, bym mogła spojrzeć w jego zielone tęczówki.
- Wbrew pozorom jestem mniej pijany niż Xavi. Xavi!- podkreślił imię starszego, na co dzień spokojniejszego kolegi z drużyny.

Mknąc przez horyzonty uczuć... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz