Rozdzial 2 : Ciocia Poly

105 19 11
                                    

Po kilku godzinach podróży byliśmy na miejscu. Wyjrzalam przez okno i zobaczyłam szereg małych domków, każdy z nich czymś się wyróżniał od pozostalych. Przejechaliśmy wzdłuż ulicy i nagle samochód Paula czyli czerwony stary już pewnie, widać po rdzy wokół kół kabriolet stanął na posesji jak myślę jego ciotki. Otworzyłam drzwi, wysiadlam i zobaczyłam domek bialutki jak śnieg z ciemnym dachem, kwiatami w oknie, świeżo przystrzyzonym trawniku, widać że dba o dom. Nagle przeszła mi po głowie myśl... Może nie okaże sie stara wiedźma, tylko dobra kobieta i zaopiekuje się mną? Chciałabym, żeby to było prawda. Odwróciłam się w stronę Paula, ten już kończył wyciągać moją walizkę i kierował się w ma stronę. Przytulil mnie i powiedział :
- Będzie dobrze. Co mam rozumieć przez te słowa? To że dobrze ze się mnie pozbyliscie czy raczej on ma tam jakieś serce i chce dla mnie jak najlepiej. Ale świadcząc o sytuacji chodziło o to pierwsze. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do frontowych drzwi. Byłam przerażona jak nigdy, nie wiedziałam co mnie czeka. Usłyszałam tylko dzwonek powiadamiajacy mieszkancow domu o naszym przybyciu i zamarlam. Po dłuższej chwili otworzyła średniej wielkości starsza kobieta z siwymi włosami, ubrana w jasne dżinsy, koszule w kratę, a na ubraniu miała fartuch, pewnie coś pichcila. Po ujrzaniu Paula pojawił się na jej twarzy uśmiech, chwycila go za rękę i przyciągnęła do siebie tulac go.
- Paul, kochanie. Jak ja dawno cię nie widzialam. Jak tam u ciebie i dzieci? Zauważyłam, że nawet nie wspomniała o mamie, to bylo dość dziwne. Może mają na pienku z sobą. Prędzej czy później i tak się dowiem. Ujrzałam na twarzy Paula uśmieszek po słowach jego ciotki, popatrzył na mnie i zaczął mówić :
- Ciociu, jest bardzo dobrze. Układa się i w ogóle. Tylko mamy mały problem. Nagle wszyscy spojrzeli na mnie, poczułam się nieswojo.
- Dobrze, kochanie. Chodźmy do środka. Po tych słowach ciotki weszliśmy do domu. Szliśmy w głąb korytarza, nagle ujrzałam światło i maleńki salon przyozdobiony różnymi obrazami sławnych ludzi. Widać, było ze to lubiła.
- Dobrze, Caroline. Zostań tutaj i nic nie dotykaj. Paul chodźmy do kuchni. I zniknęli za duzymi drzwiami zostawiając mnie samą. Dłuższy czas ich nie było, zaczęłam się niecierpliwić. Słyszałam jak ciotka poucza Paula. Jednak dadzą mnie pewnie do domu dziecka, ciotka się nie zgodzi jak widzę. Nagle ucichlo i po chwili ujrzałam Paula wchodzącego salonu a za nim ciotke. Podszedł do mnie i przytulil szepczac te słowa :
- Caroline, będzie dobrze wiesz? Ciotka się tobą zajmie. Ma na imię Poly, ale mów do niej tak jak ci powie. Bądź grzeczna i rób wszystko co będzie ci kazała. Znajdzie ci szkołę i będziesz tu naprawdę szczęśliwa, obiecasz mi że dasz radę? Spojrzałam na niego blagalnym wzrokiem, ale widać że to nie pomaga. Poddalam się...
- Tak, będę grzeczna. I dam radę. Paul wstał, uśmiechnął się i wyszedł... Zostawił mnie samą... Nawet się nie pożegnał, zrobiło mi się smutno. Ciotka spojrzała na mnie, wzięła moją walizkę i zaczęła iść na górę przez schody.
- Idziesz? Czy mam na ciebie czekać? Zaczęłam iść za nią aż trafiliśmy do małego różowego pokoiku. Nie wyglądał źle.
- Caroline, oto twój pokoj. Dbaj o niego, ma być codziennie sprzątany. Śniadanie o 7 , do szkoły będziesz chodziła pieszo. Kolacja o 19 . Obiad masz w szkole. Nie chce słyszeć o wagarach, masz dobrze się uczyć i zapomnij o chłopakach. Zapomnij o chłopakach?! a co ja jestem... Nawet o nich nie myślę a co dopiero bym miała mieć. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
- Dobrze, to wszystko. Wypakuj się i przyjdź później na kolację. Książki do szkoły masz na biurku. To tyle. Do później Caroline. I wyszła. Zostawiła mnie samą. Rozpakowujac się nawet nie zauważyłam ze zbliżała się pora kolacji. Spojrzałam w lustro, nie wiem nawet czy jestem ładna... Może i miałam brąz włosy do ramion, niebieskie duże oczy, jasna cerę ale co z tego? Nikt nigdy na mnie nie spojrzał. Spielam gumka włosy, ubralam nowa podkoszulke, jeansy i postanowiłam już zejść. Gdy byłam już na dole, zaczęłam szukać kuchni. Niby mały dom a tyle pomieszczeń, zaraz się zgubie. Ujrzalam światło, weszłam do środka. Ujrzałam ciotke szykujaca kolacje. Gdy tylko mnie zobaczyła, wskazala palcem krzesło. Usiadlam, podała mi talerz z zupa.
- To gulasz, ile zjesz? Mów mi ile mam ci wlać. Spojrzalam na nią, byłam głodna zjem więcej pomyślałam.
- Proszę mi wlać troszkę więcej. Proszę Pani. Po tych słowach uśmiechnęła się do mnie.
- Tylko nie Pani. Mów do mnie Poly. I jedź bo ostygnie. Złapałam za łyżkę i delektowalam się nawet bardzo dobrym gulaszem. Na koniec podziekowalam, zsunelam krzesło i miałam właśnie iść na górę gdy ciotka się odezwała :
- Miłego dnia jutro w szkole.
- Dziękuję Poly, dobranoc. W pokoju położyłam się, zsunelam kołdrę na głowę i zasnelam.

Oto małe pytanie do was.. Co sądzicie o ciotce Poly? Czekam na wasze odpowiedzi w komentarzu. Dziękuję za polubienia i komentarze pod epilogiem i 1 rozdziałem :) Dziękuję! <3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 28, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

CAROLINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz