¤Więzienie

990 57 17
                                    

Kiedy wybucha w więzieniu bunt Tatsuya poznaje Atsushi'ego, który okazuje się być miłym facetem o anielskim sercu, a nie sadystycznym draniem za jakiego wszyscy go mają.


"Nazywam się Himuro Tatsuya. Mam dwadzieścia trzy lata i już od roku siedzę w jednym z tokijskich więzień. Zostałem skazany za napaść z bronią i pobicie ze skutkiem śmiertelnym.

To, co będę tu co jakiś czas pisał, to jakby opis tego, co tu się dzieje, opis życia mojego i tych, którzy spędzają niekiedy nawet dożywocie w tym cholernym pudle.

Od czasu, kiedy tutaj trafiłem, nic się nie działo. Codziennie robiliśmy to, co dnia poprzedniego. Jedynie bójki, jakie wywiązywały się między powstałymi grupami więźniów urozmaicały nam wszystkim pobyt tutaj."


"Od dłuższego czasu krążą plotki, wśród tych agresywniejszych, o jakimś buncie, który mają zamiar wprowadzić. Ja łatwo zdobywam informacje, jednak zdarzają się momenty, kiedy wszystkie moje starania idą na marne. Nie mam zielonego pojęcia, jak oni to robią, ale moja niewiedza zaczyna się wtedy, kiedy informacje wypływają prosto z tzw. 'Mukkun'a'. Jedyne co o nim wiem to to, że znajduje się on na oddziale odizolowanym.

Oddział odizolowany to takie miejsce, gdzie trzymani są psychopaci i seryjni mordercy. O tym się nie mówi, bo niekiedy to, co tam się dzieję podobno przechodzi ludzkie pojęcie. "


"Dzisiaj z samego rana wszystko się zaczęło. Bunt, o którym jeszcze wczoraj ledwo kto wspominał, dzisiaj został wprowadzony w życie. I muszę przyznać, że to wszystko było naprawdę solidnie przemyślane. Ja osobiście jednak wolałem to wszystko oglądać przez małe okienko, znajdujące się na drzwiach mojej celi. Podczas takich wyskoków można łatwo komuś podpaść. Nie jestem typem osoby, którą muszą wszyscy lubić, ale po prostu nie mam ochoty zdechnąć tutaj, zostając skatowanym na śmierć. Wystarczy? Fajnie."


"Byłem, można powiedzieć, bezpieczny w swoim pieprzonym azylu jakieś dobre pół dnia. Kiedy zaczynało się już ściemniać, do mojej celi weszła dwójka, barczystych typków. Niezbyt przyjaźnie wyglądali z twarzy. "Idziesz z nami" powiedzieli... Ba! Rozkazali wtedy. Gdyby chcieli mnie torturować ot tak dla zabawy, to nawet nie musiałbym się nigdzie ruszać. Więc z tą niesamowicie optymistyczną myślą odłożyłem książkę, którą wtedy czytałem i grzecznie poszedłem za nimi.

Pamiętam, że naprawdę dużo przeszliśmy, zanim trafiliśmy do pomieszczenia, o istnieniu którego nawet nie miałem pojęcia. A przecież jestem tu informatorem, wiem niesamowicie dużo, jak na te warunki. Wspomniana wcześniej dwójka więźniów wepchnęła mnie do środka. Do tej pory pamiętam te ciary, jakie przeszły mi po plecach, kiedy drzwi się za mną zamknęły, a ja dostrzegłem ogromny cień na ścianie. Jedyną osobą tam, tak jak podejrzewałem wcześniej, był koleś z tych odizolowanych. Po naprawdę długiej, bo aż do rana, rozmowie z tym typkiem dowiedziałem się wszystkiego, co okazało się być odpowiedziami na moje niezadane pytania. Cholera, koleś miał bite dwa metry wzrostu! Pochłaniał niesamowite ilości słodyczy i ani razy go nie zemdliło. Został zamknięty za zabicie całej rodziny porywacza, który torturował jego starsze siostry. Mówili na niego Mukkun, ale tak naprawdę to był Murasakibara Atsushi."


"Przez parę następnych dni pomagałem Mukkun'owi w organizacji wszystkiego. Można powiedzieć, że zostałem jego "prawą ręką". Niszczenie, bądź zakrywanie odpowiednich kamer, pomaganie w wymyślaniu żądań - to były jedne z niewielu zadań jaka mi przypadały. Wszystko po to, żeby więźniowie też mogli być traktowani, jak ludzie, a nie gorzej od zwierząt. W zamian mieliśmy dać sobie spokój z tym całym chaosem i oddać w ich ręce trójkę strażników, których mieliśmy jako zakładników.

Może się nie wiadomo co wydawać, czytając to, jednak wystarczy trochę spokoju i rozsądnego myślenia. Kto, jak kto, ale Murasakibara nie należał do osób, które wyglądały i zachowywały się, jak "typowi" kryminaliści. Atsushi nie miał ani kolczyków, ani tatuaży. Wyglądał zwyczajnie, nie licząc ponadprzeciętnego wzrostu i fioletowych włosów z grzywką na oczach. A zachowywał się... infantylnie. Był niczym duże dziecko o skłonnościach do wyjątkowego sadyzmu. Dodatkowo nazywał mnie tak dziwnie, bo: "Muro-chin". Prawda, że urocze i jednocześnie dziwne? Był człowiekiem, za którego naprawdę można było poświęcić życie"


"Szybko też się okazało, że mamy to samo hobby, jakim jest koszykówka. I pomimo tego, że tak tego nie okazywał, ja widziałem dokładnie, że ją kocha. W gimnazjum nawet należał do elitarnej drużyny koszykarskiej, która wygrywała wszystkie mecze. Suuper.

Nienawidziłem tego chaosu, jaki panował w tamtym czasie na terenie całego więzienia. Jednak podczas tego zamieszania była jedna dobra rzecz, mianowicie czas, jaki każdego wieczora spędzałem z Mukkun'em na rozmowie o byle czym i jedzeniu wynegocjowanych przez niego słodyczy.
I nawet podczas milczenia, sama obecność Atsushi'ego dobrze na mnie wpływała. Czułem się po prostu dobrze."


"Pewnego popołudnia Murasakibara powiedział coś, co zapamiętam do końca życia:

"Jesteś mi najdroższą osobą, jaką kiedykolwiek miałem. Teraz ty rządzisz. Wygraj, Muro-chin"

Ja stałem wtedy oniemiały i wpatrywałem się tępo w Atsushi'ego. Potem Mukkun pochylił się i delikatnie mnie pocałował, po czym wepchnął mi w dłoń dopiero co otwartą paczkę Pocky. A potem,.. Potem wszystko działo się szybko. Dwa metry przede mną Atsushi rozłożył szeroko ręce i paluszkiem Pocky w ustach odwrócił się tyłem do mnie.
Potem patrzyłem tylko. Wzruszony i jednocześnie zrozpaczony stałem i patrzyłem, jak służby specjalne nie żałują pocisków na Atsushi'ego, nawet wtedy, kiedy ten leżał martwy na żwirowej drodze spacerniaka."


"Zrobiłem to, o co prosił mnie Atsushi. My - więźniowie - wygraliśmy, tym samym wprowadzając zupełnie nowe i bardziej ludzkie warunki do tej ponurej dziury.

Przesiedziałem swój wyrok cierpliwie do samego końca, nawet nie starając się o szybsze zwolnienie, do którego miałem prawo. Przeżyłem tam i chociaż reszta traktowała mnie, jak zwycięzcę, to ja się tak zupełnie nie czułem. Brakowało tu Murasakibary, To przecież dzięki niemy mamy lepiej.
Pierwsze, co zrobiłem po wyjściu, to poszedł na grób Mukkun'a. Przywitałem się tak, jak robiłem to wcześniej:

"Witaj, co tam słychać? Masz jakieś nowe słodycze?"

"Teraz, będąc kolejny dzień z rzędu nad jego pochówkiem, mogę powiedzieć tylko jedno:


"Tęsknie za tobą, Atsushi"


Miłość w Yousen <== MURAMUROOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz