-Łucja!-dochodzi do mnie głos mojej rodzicielki
-Taak?
-Nie tak, tylko chodź tu na dół!
Z dezaprobatą schodzę z łóżka i kieruję się w stronę kuchni. Dlaczego nie mogła zawołać Kuby? W końcu to on jest moim starszym bratem co własne skończył liceum i to on siedzi całymi dniami w domu, a nie jak ja, która o godzinie 16 wraca dopiero do domu. Jak to jest, że jeśli uda mi się znaleźć chwilę dla siebie od razu znajdzie się jakiś powód, żeby pomóc, lub zrobić coś dodatkowego? Cóż... Chyba nigdy nie zaznam odpowiedzi. Mimo to schodzę posłusznie na dół. Pierwsze co zauważam i co zupełnie zabiło mnie z tropu to cała moja rodzinka z tęgimi minami wpatrująca się wprost na mnie. I na dodatek tak się usadowili, że czułam się osaczona. Po prawej stronie była mama opierająca się o blat w przeciwieństwie do siedzącego przy stole na lewo taty. Brat natomiast siedział na jednym ze stołków barowych na wprost wejścia w którym się znajdowałam. Staram tak pięć minut. Nikt nie zaczął rozmowy. Co oni głosy nagle stracili? W końcu nie wytrzymałam presji i determinacji jaka we mnie nastała i zapytałam.
-Mogę wiedzieć po co mnie wołaliście?
-Nie chcieliśmy Ci wcześniej mówić, żebyś się nie denerwowała, ale-no na to już trochę za późno- musimy się przeprowadzić
-Że co?-to są jakieś żarty prawda?
Automatycznie podchodzę do kalendarza wiszącego na ścianie obok włącznika światła.
-córcia co ty robisz?-pyta mama
-sprawdzam datę nie widać? Ale z tego co widzę to dziś jest 1 lipca, a nie 1 kwietnia. Więc wychodzi na to, że dzisiaj nie mamy prima aprilisa. Czyli wy tak na serio? Nie. To nie może być prawda. Robicie sobie ze mnie żarty prawda?
-ale kochanie to nie są żarty - westchnął tata.
Nie pojmuję tego co się teraz dzieje w mojej głowie. Panuje tam istny chaos.
-Od kiedy wiecie?
-Ale o czym?-oni tak serio, czy tylko udają i dolewają oliwy do ognia?
-O tej "konieczności" przeprowadzki - mówię piorytowana
Nie chce mi się w to wierzyć. Dopiero niedawno co słyszałam jak mówili, że za nic w świecie nie wyprowadzili by się z naszego rodzinnego domu, a teraz co? Słyszę, że jednak to nastąpi. I co ja mam o tym wszystkim myśleć?
-Od jakiegoś miesiąca. Może dwóch-fajnie się ta rozmowa zapowiada
-A jaki jest powód naszego wyjazdu?
Rodzice wymieniają się porozumiewawczym spojrzeniem i znowu patrzą wprost na mnie. Już nawet nie zwracam uwagi na Kubę przyglądającemu się tej całej scence z ciekawością. Czy on też dowiedział się o tym dzisiaj? A może to tylko ja jestem tą WYRÓŻNIONĄ i jako ostatnia zostałam poinformowana?
- Dobrze wiesz, że ma tutaj powstać kolej
- No i co to ma z tym wspólnego? Przecież jeden pociąg na 4 godziny chyba nie popsuje naszego życia co nie?
- A chcesz spać na torach? No w sumie i tak tam w końcu trafisz, ale nie sądziłem, że aż tak szybko to nastąpi- Do dyskusji wtrącił się braciszek.
Do moich oczu dobiegł ten jego perfidny uśmieszek, którym zapewne doprowadził do zawału nie jedną laskę. Muszę przyznać, że jest przystojny. Ciemne włosy postawione na żel i nieskazitelnie biały uśmiech robiły swoje, ale niestety przez to czuł się także pewny. Aż za pewny. Już chciałam się na niego rzucić, ale przed tym powstrzymała mnie jedna osoba.
-ŁUCJA ANI DRGNIJ- ostrzegła mnie kobieta głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-a ty marsz do pokoju- drugi z opiekunów rozkazał bratu.
Uśmiech ani na chwilę nie opuścił jego twarzy, a on sam skierował się ku wyjściu. Nie obyło się bez poczochrania mi włosów. Ja rozumiem, że każdy ma jakieś fetysze, ale bez przesady, żeby za każdym razem niezależnie od sytuacji zmierzwiał moje włosy. Czuje się wtedy jakoś lepiej? No cóż. Chyba muszę do tego przywyknąć . Moja mina w tamtym momencie mówiła wiele. On kochał po prostu to robić.
Obdarzyłam go pełnym nienawiścią spojrzeniem, ale ten tylko poszerzył swojego banana na twarzy i dumny opuścił pomieszczenie. Gdy w końcu jaśnie królewicz wyszedł ja jako pierwsza zabrałam głos.
- O czym on mówił- z lekką przesadnością zaakcentowałam każdy wyraz.
- Nasz dom znajduje się na trasie, gdzie będzie powstawać kolej. Zostanie on zburzony.
Czy mi się zdawało, czy jej głos lekko zadrżał? Niee. Pewnie mu się zdawało.
- I nic nie robiliście, żeby go uratować?
- Słońce zaproponowali nam taką sumę, że nie mogliśmy się sprzeciwić - widać, że była smutna, ale przecież to był jej rodzinny dom. Wychowała się w nim. Dorastała w nim. I co? Teraz tak nagle pozwoli go zburzyć? Zburzyć wszystko co jest z nim związane? Przecież to tu urodziła się jej mama. To jej dziadek zbudował ten dom.
- I co teraz będzie? Gdzie tak w ogóle się przeprowadzamy? - poddałam się.
I tak już jest za późno. Byłam zła i jednocześnie smutna, ale ja już i tak nic nie wskóram.
- Do Californi- odpowiada tym razem tata
Zamurowało mnie. Już przeżyłabym przeprowadzkę na drugi koniec kraju, ale żeby od razu za granicę? Przecież ja nawet nie znam dobrze angielskiego! Ja sobie nie poradzę... A jak będę się uczyć? Przecież nic nie zrozumie z wypowiadanych słów nauczycieli.
- Dlaczego za granicę? - pytam z nieukrywalnym strachem w głosie
- Ponieważ będziemy mieć tam o wiele lepsze warunki do życia. Mam nadzieję, że wiesz jakie są one w Polsce. Natomiast tam będzie nas stać na co tylko chcemy. Uwierz mi. Będzie dobrze- delikatnie uśmiechnęła się w geście zapewnienia.
-Będzie dobrze?! Przecież ja się z nikim nie dogadam!
- Zobaczysz, że szybko nauczysz się języka i pokochasz Californię. Poznasz nowych przyjaciół, chłopaka.
- A może ja nie chcę poznawać nowych przyjaciół? Może wystarczą mi ci których już mam?
- Niestety musisz kochanie. Jedziemy jutro wieczorem, wiec lepiej zacznij się już pakować-coś spływa mi po policzku wprost na usta. Jest lekko słonawe. Łza.
Nie wytrzymam tego. Energicznie wybiegam z kuchni i kieruję się po schodach do pokoju, gdzie rzucam się na łóżko i już nie hamuje potoku łez. Spływają jedna za drugą po moim policzku. Już wiem, że moje życie zmieni się diametralnie. Teraz tylko pytanie, czy zmieni się ono na lepsze, a może na gorsze? No nic. Zostaje czekać.Czekać na cud.
Witam w moim opowiadaniu ^^
Za wszelkie błędy przepraszam ;)
Macie jakiś pomysł na tytuł?
Ten mnie nie zadowala, a nie umiem wymyślić nic lepszego :/
Jak się domyślacie jest to książka o życiu nastolatki w nowym otoczeniu wśród nowych osób :) Łucja ma 16 lat, a Bartek 18
CZYTASZ
Nowe (?) Życie
Novela JuvenilKołyszę się w rytm muzyki cicho podśpiewując. Kręcę się w kółko na środku parku... Jest piękny, letni dzień i nie nazywałabym się Łucja, gdybym nie zaczęła zachowywać się jak wariatka. Dochodzę do wielkiej fontanny, którą ubrałam sobie za cel. Spoj...