4 - Jonathan Larys cz. II

45 7 3
                                    

Północna brama była głównym wejściem do miasta. Najsilniej ufortyfikowana, stanowiła siedzibę posterunku straży miejskiej. Miał dwa poziomy, a w ścianach wtopione muszle, które miały zaznaczyć, że dla tej instytucji dostępne są wszelkie środki pieniężne. Dawniej muszle były bardzo drogimi przedmiotami.

Jonathan odkaszlnął, poprawił koszulę i wyprostował się. Musiał reprezentować sobą godną postawę. W końcu był prawowitym księciem. Nie zapukał. Wszedł od razu, unosząc głowę jeszcze nieco wyżej. Nie odezwał się. Dokładnie wiedział, dokąd miał iść i nie musiał pytać o drogę. Znalazło się kilku strażników miejskich w zielonych pelerynach, którzy zastawili mu drogę. W końcu bez zezwolenia wtargnął na teren zamknięty dla zwykłego obywatela. Już otwierał usta z lekko przymrużonymi ze złości oczami, ale inni obecni wewnątrz odciągnęli tamtą piątkę.

Larys wszedł na piętro i znów bez pukania wszedł do komnaty komendanta. Był w niej sam i przeglądał jakieś dokumenty. Spojrzał najpierw ze złością, a później z ciekawością na księcia. Przeszedł kilka kroków, omijając biurko, w trakcie czego Jonathan zamknął za sobą drzwi.

– Wasza książęca mość – zaczął komendant. Miał około czterdziestu lat, ale wyglądał o wiele starzej, co wiązało się z pracą w stresie. W końcu odpowiadał za bezpieczeństwo w mieście, gdzie ciągle pojawiał się ktoś nowy.

– Lordzie komendancie – Jonathan skinął lekko głową.

– Co cię do mnie sprowadza, książę? Zechcesz usiąść?

– Nie, to raczej nie będzie konieczne. Mam tylko do przekazania krótką, ale bardzo ważną dla ciebie wiadomość – powiedział Jonathan, wyciągając z rękawa zapieczętowany pergamin zwinięty w rulon. Złamał pieczęć.

– Słucham więc.

– Z rozkazu króla Arcturusa Larysa, komendant straży miejskiej, ser Rodrigo Bienota ustępuje swojej aktualnej pozycji na rzecz księcia Jonathana Larysa.

– Słucham?

Jonathan spojrzał na jego przerażoną i rozzłoszczoną twarz. Wyciągał radość z tego momentu, napawając się sytuacją i niepewnością lorda komendanta. Ciekawe, o czym myślał. Zbladł tak, jakby za chwile miał wyruszyć na front, zostawiając ciepłe miejsce za grubymi murami stolicy.

– To nie wszystko, lordzie – powiedział książę, nie chcąc zbyt długo przedłużać tej chwili w czasie. – Od tej pory, lord komendant Rodrigo Bienota zajmie miejsce rycerza Straży Królewskiej, wchodząc na miejsce zmarłego w zeszłym tygodniu ser Teodora Białego.

Larys zwinął kartkę w rulon i podał ją ser Bienocie. Uśmiechnął się, tym razem serdecznie i ciepło, ściskając mu dłoń.

– Moje gratulacje, ser. Właśnie zostałeś awansowany i zaczniesz służbę w najbardziej prestiżowej drużynie rycerskiej w kraju.

– Dziękuję, wasza książęca mość.

– Od tej pory proszę lordzie komendancie.

– Oczywiście, lordzie komendancie – szybko poprawił się Bienota.

Widać było, że cały stres opuścił jego ciało tak szybko, jak wcześniej w nie wszedł. Rodrigo pozwolił sobie usiąść na krześle przez biurkiem, Jonathan z kolei zajął te, które przysługiwało komendantowi. Był bardzo ciekawy, dlaczego ten postawny, jeden z najodważniejszych mężczyzn w kraju zachowywał się w ten sposób. Prawdą jednak było, że od ostatniego razu, kiedy go widział minęły ponad cztery lata. W tym momencie, mimo że musiał zacząć nową pracę, zapragnął dowiedzieć się odpowiedzi na tę przed chwilą stworzoną przez siebie zagadkę. Przekrzywił nieco głowę i rozchylił w zaciekawieniu usta.

Historie NastyryjskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz