Amadeusz skinął głową, więc Felix nalał go trochę do kieliszka. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie i to wcale nie z powodu roztopów. Powoli spijał wino, ciesząc się widoczną na twarzy irytacją Wielkiego Mistrza. Czyli to jednak on wygrał ten niewielki pojedynek. Tym razem to Amadeusz czekał na przerwanie ciszy. Nie był chyba przyzwyczajony do tego, że ktoś bawił się jego kosztem, co niezmiernie bawiło Felixa.
– Przybywam z poselstwem Filipa Wenta, lorda Noumt i Śnieżnej Twierdzy.
Dowódcy koronnego królewskiej kampanii wojskowej, mówiącego w imieniu króla Williama Cannemora.
– Bardzo dużo tych tytułów.
– Lordowie wielbią się nimi chełpić, sam Mistrz wie – odrzekł Felix.
Wyciągając z kieszeni list ze stemplem Wenta i podał go Amadeuszowi. Ten z kolei złamał pieczęć. Ambrosio przyglądał się Mistrzowi, kiedy ten bez emocji odczytywał kolejne linijki nakreślone dłonią Filipa. Nie okazywał nic. Ani aprobaty, ani sprzeciwu, co tylko potwierdziło wcześniejsze domysły Felixa. Nie będzie łatwo go przekonać.
Patrzył przez okno, nie chcąc irytować Mistrza natrętnym gapieniem się. Teraz każda zbędna emocja jest niepożądana. Myślał o dzieciństwie w zamku. O tym, jak wychowywał się pod wzrokiem kilkunastu nauczycieli, w tym swojego prowadzącego. Lubił go. Właściwie to lubił większość zakonników i studentów. Nie miał powodu, żeby tego nie robić. Byli inteligentni, a Felix zawsze wolał się takimi otaczać, nawet jako dziecko biednej praczki. Wtedy było to jednak nieosiągalne.
– Aż dwudziestu agentów – odezwał się w końcu Amadeusz, wyrywając Felixa ze wspomnień. Nie odpowiedział, czekał na dalszy rozwój wydarzeń. – Dlaczego aż tylu?
– Przed Wielkim Mistrzem nie wolno mi skłamać, więc tego nie zrobię. Nie wiem, po co. Taki dostałem rozkaz. Lord Went chciałby wspomóc się naszymi siłami na wojnie.
– W jaki sposób?
– Tego też mi nie zdradził.
– Popierasz to? – zapytał Amadeusz. – Zapomnij w tym momencie o wierności Wentowi i odpowiedz mi tak, jak naprawdę myślisz.
– W trakcie podróży bardzo wiele nad tym rozprawiałem – zaczął powoli. Ton Mistrza był zbyt miły jak na tę okoliczność, to go zaniepokoiło.
– Do jakich konkluzji doszedłeś?
– Popieram.
– Dlaczego? To przecież twoi bracia, którzy mogą zginąć.
– Jesteśmy częścią państwa, które toczy wojnę od prawie pół wieku. Zostaliśmy powołani do życia przez ród Cannemorów, który jest teraz królewskim. Oddaliśmy im hołd. Setki, jeżeli nawet nie tysiące ludzi naszego zwierzchnika umierają, a my, którzy szkolimy się, żeby mu pomagać siedzimy w Cytadeli i innych twierdzach służąc jedynie radą swoim lordom, a i tego nie robią wszyscy.
– Czy zarzucasz komuś zdradę?
– Słyszałem plotki, że niektórzy z naszych zakonników za odpowiednią cenę handlują informacjami z ludźmi Larysów.
Wielki Mistrz oparł się o krzesło. Czyżby został zbity z tropu? Wyglądał na co najmniej zmartwionego, ale nikt nie wiedział co działo się w jego wnętrzu. Może w tym momencie brutalnie mordował wszystkich nielojalnych na wyimaginowanej szubienicy.
– Kto?
– Nie wiem tego dokładnie.
– Kto? – powtórzył Wielki Mistrz.
![](https://img.wattpad.com/cover/55301783-288-k456220.jpg)
CZYTASZ
Historie Nastyryjskie
Historical FictionKiedy przez setki lat, Zjednoczone Królestwo Kontynentu Anisom żyło we względnym spokoju, nikt nie spodziewał się, że pewnego dnia możne rody położą kres panowaniu Protektoratu. Separatystyczne wojenki rozpętały się we wszystkich częściach kraju. Wi...