Chyba nic nie motywuje mnie do pisania tak bardzo, jak Wasze komentarze :) Uwielbiam to, że ktoś czyta moje opowiadanie. Mam nadzieję, że nowy rozdział przypadnie Wam do gustu :)
*
Szafa, do której wcisnęła się Tonks była naprawdę bardzo, bardzo niewygodna. W dodatku śmierdziała zmokłym psem.
Za drewnianymi drzwiami słyszała ryki i tupot łap. Wiedziała, że nie jest szczególnie zagrożona, bo przecież Remus nigdy nie zapomina o eliksirze tojadowym. Ma obsesję na tym punkcie podobno odkąd zwolniono go z posady nauczyciela w Hogwarcie. Mimo wszystko, była nieco zaniepokojona. Tak bezpośrednia konfrontacja z wilkołakiem była pierwszą w jej życiu.
Nie była jednak śmiertelnie przerażona, jak myślała że będzie.
Jej relacja z Remusem była dotychczas czysto oficjalna, nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, raczej widywali się na spotkaniach Zakonu, czasem wypełniali wspólnie jakieś obowiązki. Zdarzało im się spotkać u Molly na obiedzie. Dlatego też to wszystko było takie niezręczne. To było ich pierwsze nieoficjalne spotkanie.
Boże. Tonks była prawdziwą królową niezręczności.
*
Sama nawet nie zauważyła, kiedy i jak zasnęła, ale rzeczywiście jej się to udało. Jej nogi były zdrętwiałe i obolałe, ale przynajmniej nie była już aż tak bardzo zmęczona.
Delikatnie uchyliła drzwi szafy i powoli się z niej wygramoliła. Na kanapie leżał Remus, już jako człowiek. Spojrzała na zegarek i zdziwiła się, widząc, że jest już ósma rano.
Nie miała pojęcia, co zrobić, bo nie mogła przecież opuścić domu Lupina bez swojej różdżki, która pozostawała zaklinowana pomiędzy deskami podłogowymi. Mogłaby a) czekać, aż on się obudzi i poprosić go o rozsunięcie ich, b) ,,pożyczyć'' różdżkę Remusa, która akurat leżała na stole kuchennym albo c) obudzić go. Opcje b) i c) od razu można by skreślić, więc pozostało jej tylko oczekiwanie.
*
Remus uchylił powoli powieki, przez co światło oślepiło go na kilka sekund. Głowa bolała go niemiłosiernie, a na rękach i nogach miał wyjątkowo uciążliwe zakwasy. Westchnął i przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej.
Ostatnimi czasy pełnie księżyca męczyły go bardziej niż kiedyś. Pomimo tego, że nad sobą panował, nie był w stanie zmniejszyć zasobów energii, która wtedy się w nim pojawiała – dlatego też, gdy ten czas nadchodził – on biegał po domu ile sił w łapach, a następnego dnia musiał męczyć się z konsekwencjami.
Nagle z zadumy wyrwał go huk dobiegający z kuchni.
- Przepraszam! – usłyszał czyjś głos. Usiłował odtworzyć w głowie wszystkich swoich przyjaciół, którzy mogliby być potencjalnym gościem. – Już to sprzątam!
- Tonks? Nimfadora Tonks? – spytał ochryple, przypominając sobie poprzedni dzień.
- Cholera jasna! – Wychyliła się z kuchni, trzymając w ręku jego ulubiony kubek z ukruszonym uchem – obudziłam cię!
- Właściwie to nie. Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, co robisz w moim mieszkaniu o tej godzinie?
- Dużo by mówić. To historia o parasolu, noclegu w szafie i różdżce w podłodze, a ja naprawdę nie mam ochoty o tym opowiadać – uśmiechnęła się krzywo. – Chociaż o tym ostatnim moglibyśmy. Moja różdżka...
- Czekaj. Czy to oznacza, że spędziłaś tutaj całą noc? – na samą myśl zakręciło mu się w głowie. – Całą?
Tonks przygryzła wargę i spuściła wzrok. Kiwnęła głową. – To naprawdę nie było... - zająknęła się, chyba z powodu braku odpowiedniego słowa.
Lupin usiadł na krześle i schował twarz w dłonie. Wiedział, że kiedyś to się tak skończy, nie rozumiał, dlaczego w ogóle przystał na jej pomoc, znając ryzyko. Wziął głęboki oddech.
- To nie może się nigdy powtórzyć. Ani tobie, ani nikomu – powiedział bardziej do siebie, niż do niej. – Jak mogę sprawić, żebyś o tym zapomniała? Wiem, że ta noc była dla ciebie koszmarem, nie musisz udawać.
- Remusie, to nie tak, naprawdę – westchnęła – może po prostu napijemy się kawy i sprawimy, żeby ta sytuacja nie była tak niezręczna jak obecnie jest?
*
Ku zdziwieniu obojga, rozmowa poszła naprawdę gładko. Prawie całkowicie nie było niezręcznej ciszy. Remus, jak się okazało, posiadał całkiem niezłe poczucie humoru, w dodatku miał podobne poglądy na wiele różnych tematów co Tonks.
I wszystko poszłoby idealnie, mogłaby zaliczyć to spotkanie do udanych, a nawet może wyjść jeszcze czasem gdzieś z Lupinem, ale, rzecz jasna, musiała wszystko zepsuć, zadając to jedno feralne pytanie:
- Wybierasz się może na pogrzeb Syriusza? – oczywiście nie był to prawdziwy pogrzeb, ponieważ jego ciało wpadło za zasłonę w Departamencie Tajemnic, raczej ceremonia pożegnalna.
To jednak wystarczyło, żeby zachowanie Remusa uległo diametralnej zmianie. Natychmiast stał się milczący i oschły. Szybko wstał, umył kubki po kawie i zaczął mówić coś o tym, że ma jakieś sprawy do załatwienia – ale Tonks wiedziała, że nie chodziło o nic takiego, po prostu chciał ją wygonić. Pomógł wyciągnąć jej różdżkę spod podłogi i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Gdy już szła powoli w stronę swojego domu, miała ochotę walnąć się z pięści w twarz. Wiedziała, że sprawa śmierci jej kuzyna bardzo dotknęła Remusa i rozumiała także dlaczego. Był jego jedynym przyjacielem, który przeżył albo nie stał się zdrajcą, jak Peter Pettigrew.
W tamtym momencie była pewna jednej rzeczy – naprawdę musiała z nim porozmawiać .
*
Lupin siedział na kanapie, trzymając szklankę wypełnioną bursztynową cieczą. Jego włosy były potargane, a w oczach malowała się rezygnacja.
- To naprawdę najwyższa pora, żeby się ogarnąć, Remusie – Syriusz na obrazie kręcił głową z niesmakiem. – Nie możesz katować się tak przez wieczność.
- Co ty możesz wiedzieć, co? – poderwał się z miejsca i wwiercił wzrok w namalowanego przyjaciela. – Wisisz tylko na tej ścianie i myślisz, że jesteś najmądrzejszy! – uderzył pięścią w płótno, powodując małe wgniecenie, po czym osunął się po ścianie i pozwolił łzom płynąć.
Syriusz zacmokał. – Co ja z tobą mam, przyjacielu?
CZYTASZ
Like real people do - Remus Lupin & Nimfadora Tonks
FanfictionNastały czasy okrutnej wojny czarodziejów. Śmierciożercy czają się w każdym zakamarku i nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. Remus Lupin i Nimfadora Tonks doskonale o tym wiedzą, więc robią wszystko, żeby ochronić mugoli, charłaków i przede wszys...