Melancholia.. To uczucie które nie miało zamiaru odpuszczać mi bólu i cierpienia choć na chwilę. Koiłem swoje pragnienie przeróżnymi tabletkami i co noc zatracałem się z każdą kolejną kochanką która tylko czekała aby wbić się w moje żyły. Przyjemnie drażnić je, zabawiając się sadystycznie z moim masochistycznym umysłem. Nie pamiętam już który raz postanowiłem ponowić to uczucie, przestałem liczyć zaraz po tym gdy pewna osoba uświadomiła mi, że się uzależniłem. Robiłem to by choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie, o zmartwieniach i rozmaitych problemach. Cały czas zatracałem sobie głowę pewnym facetem. Dokładnie pamiętam choćby najmniejszy szczegół jego ciała, seksownie opaloną skórę, przyjemne w dotyku czekoladowe włosy, cudownie umięśniony brzuch i te jego głębokie, czarne oczy w których pragnąłem zatracać się co noc. W głowie miałem tylko jego, nic bardziej konkretnego nie przedostawało się do mojego umysłu. Z moich myśli
wyrwał mnie dobrze już znany mi głos.
-Kyungsoo? Kyungsoo! -Głos jakby zaczął poważnieć, przeradzając się w agresję. -Do cholery! Ile można siedzieć w toalecie? Pamiętaj że jest nas dziesięciu, a nie dwóch! My również chcielibyśmy skorzystać. Co ty tam w ogóle robi... -W tym momencie głos ucichł. Dobrze wiedział co właśnie dzieje się w tym niewielkim pomieszczeniu. -Kyunggie.. -Zapukał do drzwi ponownie. -Kyunggie.. -I znów uciął. Wiedziałem, że nie wie jakich użyć słów i jak poskładać je w poprawne zdanie które miałoby choć najmniejszy sens. Dokładnie tak samo zachował się gdy pierwszy raz nakrył mnie na samookaleczeniu swojego ciała. Teraz nie słychać było już nic, Jongdae - czyli osoba która próbowała dobić się do łazienki zaczęła powoli odsuwać się od drzwi po czym pewnym krokiem odbiegła od nich jak najdalej. Nigdy nie wiedział jak przemówić mi do rozsądku i codziennie błagał mnie abym z tym skończył ponieważ za niedługo jak on twierdził mogę zrobić sobie coś poważnego. Nie interesowały mnie słowa tego typu. Chciałem tylko tego uczucia i widoku krwi sączącej się z moich nadgarstków. Oderwałem wzrok od mojej skóry i zerknąłem na podłogę, miałem szczęście że znajdują się tutaj kafelki bo inaczej ta niewielka kałuża krwi mogłaby się nie zmyć. Złapałem w dłoń kawałek materiału i dokładnie przyłożyłem go do swoich świeżych ran. Widziałem, że są na nim ślady poprzednich działań. Po kilku minutach w łazience nie było nawet najdrobniejszego śladu tego co się działo. Złapałem w prawą dłoń klamkę ponieważ lewa za bardzo dawała o sobie siwe znaki. Szybkim krokiem uciekłem do swojego pokoju tak, aby nikt mnie nie zauważył. Na nieszczęście zapomniałem zabrać z łazienki bluzę pod której rękawami mogłem zakryć blizny. Wbiegając do pomieszczenia jak opętany wręcz od razu rzuciłem się na szafę w której trzymałem swoje ubrania, wcisnąłem mokry materiał pomiędzy nie i szybkimi ruchami zarzuciłem na siebie jakąkolwiek bluzkę. Liczyła się dla mnie każda sekunda, w każdej chwili ktoś mógł rozchylić te drzwi i dostrzec liczne obrażenia mojego ciała - czego za wszelką cenę chciałem uniknąć. W tym niewielkim dormie była jedna osoba która wiedziała o wszystkim, ale nie przejmowałem się tym za bardzo ponieważ wiedziałem że dochowa on tajemnicy, aby uchronić mnie przed niepotrzebnymi problemami, związanymi z wytwórnią do której należałem. Najbardziej obawiałem się, że o wszystkim dowie się osoba z którą dzieliłem pokój, robiąc to wszystko przy jej obecności tuż za ścianą było to naprawdę ryzykowne lecz starałem się nie zakrzątać sobie tym głowy. Wystarczy że wspomniana osoba była tą przez którą to wszystko się działo i miało miejsce. Moje obawy spełniły się i po paru sekundach drzwi do pokoju w którym obecnie się znajdowałem, uchyliły się a w nich pojawiła się wysoka osoba o jasnej cerze i włosach o szatynowej barwie. Na szczęście, zdążyłem zakryć wszystkie niepokojące ślady.
-D.O.! Wystraszyłeś nas, myśleliśmy, że coś ci się stało.. Tak chaotycznie wybiegłeś z łazienki. -Usłyszałem głęboki, niski i jakoś dziwnie odprężony głos. -Spokojnie Yeollie.. Nic mi nie jest. -Spojrzałem na niego. Jego szczupłe ciało opierało się teraz luźno bokiem o futrynę a prawą dłonią ujmował klamkę drzwi, bacznie mnie obserwował uśmiechając się delikatnie pod nosem.
-Coś się stało? -Zapytałem mając wrażenie że moje wielkie twardówki powiększyły się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. -Nie.. Po prostu się przestraszyłem że mogło ci się coś stać. -Powiedział to tak spokojnie jakby te słowa wcale nie miały znaczenia. -Chciałem też ci powiedzieć że za chwilę jest kolacja.. Przyjdziesz, czy ponownie znajdziesz wymówkę, wmawiając nam, że jesteś zmęczony?. -Cholera.. Więc naprawdę wymawiałem te słowa tak często że dostrzegli to pozostali członkowie? Zmartwiłem się tym i zacząłem szukać kolejnej wymówki, tym razem różniącej się od poprzedniej. Niestety. Nic sensownego nie przychodziło mi teraz do głowy, ból dochodzący z mojego lewego nadgarstka był wystarczająco silny aby pozbawić mnie trzeźwego umysłu. Tak bardzo obawiałem się że któryś z nich może to zobaczyć, gdy na przykład przypadkiem rękaw uniósł by się do góry, że unikałem wspólnego spędzania czasu z resztą zespołu.
-Dobrze, zaraz przyjdę. -Oznajmiłem po chwili dość smutnym tonem. Mina Chanyeol'a zrzędła. Wiedział, że coś jest nie w porządku ale również chyba domyślił się, że nie powinien pytać ponieważ rzucił krótkie ''Tylko szybko'' i wyszedł zamykając drzwi. Osunąłem się na podłogę po drzwiczkach szafy. Siedziałem na niej dłuższą chwilę rozmyślając nad tym aby nie popełnić żadnego błędnego ruchu przy którym mogłyby obnażyć się moje ramiona. Gdy byłem już pewny, wstałem i skierowałem się do salonu w którym znajdował się szeroki stół przy którym już wszyscy siedzieli.
-Kyungsoo! Chodź do mnie, tutaj jest wolne miejsce!. -Zawołał ten, którego tak bardzo nienawidziłem. Cholerny Jongin, czasami odnosiłem wrażenie że robił wszystko aby podniecić swoją osobą wszystkich innych dookoła. Uśmiechając się dość sztucznie ruszyłem w stronę stołu i zająłem przy nim miejsce. Byłem lekko poddenerwowany zaistniałą sytuacją, cały czas się kontrolowałem. Widać było szczęście bijące z twarzy chłopaków. Obserwowali mnie, jedni zdziwieni, drudzy ciekawi.. Ah, czy widok Kyungsoo przy stole był dla was aż takim szokiem? Przepraszam, przepraszam was z całego serca, nawet nie wiecie jaki ból sprawia zerwanie z wami tak ważnych dla mnie relacji. Tak bardzo żałuję, ale i też wiem, że sam uzależnienia nie pokonam. Chen również mi nie pomoże. Więc co mam robić? zostało mi tylko czekać aż w końcu wykrwawię się na śmierć. Ostatnio tylko w ten sposób widziałem swoją przyszłość, nie zastanawiając się dłużej zacząłem jeść. Byłem naprawdę głodny, głodowanie o tych godzinach co noc było dosyć męczące i nie zdrowe więc cieszyłem się że wrzeszczcie zjem coś konkretnego. Kolacja minęła nawet szybko i nim się obejrzałem stół był posprzątany. Oczywiście kto musiał go sprzątać? Człowiek który nie robił tego ostatnimi tygodniami - Ja. Uwinąłem się z tym najszybciej jak tylko mogłem i zaraz znalazłem się w zaciszu czterech ścian mojego pokoju. Zadowalająca mnie cisza nie trwała długo, po chwili mojego odpoczynku usłyszałem bardzo donośną kłótnie z drugiego pokoju. Chen? Kai?.. Jak oni mogli się kłócić? Dwoje najstabilniejszych członków zespołu.. Zapomniałem o moim pragnieniu odpoczynku i udałem się pod drzwi drugiego pokoju aby podsłuchać rozmowę gdyż z mojego miejsca było słychać tylko głośne szmery, nic nie znaczące krzyki. Wstałem więc i szybszym krokiem opuściłem mój pokój. Cichym chodem podreptałem pod drzwi, stałem tam jak żołnierz który udaję się na pewny ostrzał, pewna śmierć. Wiedziałem że gdy usłyszę za wiele i któryś z nich mnie nakryje, będzie źle. Ale ciekawość była zbyt wielka. Przyłożyłem głowę.
''N-naprawdę?.. Błagam powiedź że kłamiesz.. Kyungsoo..''
Odsunąłem się. Zamarłem. Chciałem uciec, zapaść się. Dlaczego ta dwójka rozmawiała właśnie o mnie? Powoli docierała do mnie myśl że Chen mógł.. Kai'owi.. NIE! Nie wierzyłem w to. Jongdae by mi tego nie zrobił! Nie.. Nie wiem. Boje się. Nagle drzwi chaotycznie się otworzyły. To Kai. Stał przede mną zapłakany, dlaczego on płakał? Wyraźnie zdziwiony moją obecnością. Uniosłem głowę ku jego twarzy. Delikatnie uniosłem prawy kącik ust ku górze, jak nieświadoma niczego mrówka która zaraz zostanie zdeptana. Szatyn wyraźnie chciał coś powiedzieć, lecz nie wiedział co. Mój uśmiech zanikł. Wiedziałem o co chodzi, patrząc na Kai'a moje oczy zrobiły się szklane. Czułem jak narasta we mnie ogień nienawiści, bólu, cierpienia - wszystkiego co najgorsze. Dlaczego? Byłem gotowy na każde słowo odrzucenia. Przecież nie każdy dookoła jest tym kim ja jestem. Młodszy złapał moją dłoń i uniósł ku górze. Ponownie zatopił się w moich oczach, sam w swoich miał modlitwę.
''Powiedz. Powiedz, że to kłamstwo, że to fałsz, nieprawda. Błagam, powiedz mi to''
Złapał mój rękaw przenosząc swoje tęczówki na moje ramię. Podciągnął go, zastygł. Te świeże i stare blizny były w tej chwili najohydniejszą rzeczą w moim życiu. Kai puścił moją dłoń, płakał jak małe dziecko. Ja, milczałem o dziwo byłem cichy i spokojny. Uśmiechnąłem się delikatnie ku jego wzrokowi, dając znak że jest w porządku. Że mogę jeszcze pocierpieć, dla ciebie. Że jestem gotowy na odrzucenie, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Byłem tego świadomy. Co ze mną nie tak? Nie reaguje na ból osoby którą tak kocham? Czy było możliwe, że byłem na niego już tak uodporniony że cierpienie innych było nic nie znaczącym czasem?
-K-Kyungsoo. J-ja... -Wydusił zachrypniętym od płaczu głosem. Pierwszy raz w życiu widziałem go w takim stanie, byłem wystraszony. Kai potrząsnął głową, widziałem jedynie odrzucenie, odrazę, chęć oddalenie się ode mnie jak najszybciej i wymazania pamięci, więc i szybkim krokiem chciał udać się do innego pomieszczenia. Złapałem go za rękaw bluzy i zatrzymałem.
-Jongin. Nie martw się, byłem na to gotowy. -Nawet się za nim nie obejrzałem gdy po moich słowach odszedł jeszcze bardziej płacząc, nie chciał mnie ranić, ale też nie mógł się zmusić do tej jakże okropnej miłości. Uniosłem oczy wyżej. Chen w tle, smutny, załamany. Jego wyraz twarzy przepraszał, błagał mnie o wybaczenie. Nie mógł wytrzymać, nie chciał mojego nieszczęścia. Odwróciłem się powoli chcąc udać się jak najdalej stąd. Rozchyliłem szeroko oczy, ponownie nie wierzyłem temu co widzę. EXO, oni wszyscy. Stali za mną, słuchali, widzieli, wiedzą już o wszystkim..
*
W salonie, na niewielkim stoliku leży kartka. Staranne zapiski. Zaciekawiony tłum jedenastu osób okrążył ją niczym strach który okrąża nasze umysły. Jeden z nich odważył się, ujął kartkę w swoje zręczne dłonie. Prawidłowy wybór drogi Jongin'ie. Puste pole, obok staw. Nie chciał by ktoś inny przeczytał ten list, oddalił się. Ujrzał pismo, wiedział od kogo jest ta wiadomość. Oczy zaszły mu łzami, zaczął czytać.
''Jestem nikim, jestem nieistniejącą mgłą. Czy ktoś oprócz wykorzystania mgły, by złapać tlen, będzie chciał ją posiadać do innego celu? Ja już nie istnieję, w twoich oczach jestem nic nie ważnym pyłkiem nadzwyczajnie delikatnego kwiatu, który przez przypadek wiatr wrzucił przez okno i właśnie w ten sposób jestem tu, tak jakby mnie nie było. Czy jeszcze kiedyś zaistnieję? Czym staję się zużyty tlen? Ciężarem, tak ciężkim że opada na ziemie tylko po to by znaleźć kolejną roślinę która chwilowo da mu ponownie żyć. Stałem się nowym tlenem który ponownie zostanie wykorzystany by dać życie komuś innemu. Błędne koło bólu. Nie ma już dla mnie nadzieji. Nie mogę odradzać się wiecznie, czekam tylko cierpliwie, pełen spokoju i świadomości iż kiedyś stracę wszystko. A może.. już straciłem? Zostałem tylko ja, a po co to komu? ''Powiedz to i to, mam zamiar zacząć''.. Więc niepotrzebny nikomu pyłek upadnie, na ciemną ziemie. Został nieświadomie zdeptany i już nie ma szans by się odrodzić. Mimo wszystko.. Dziękuję temu, który sprawił, że się urodziłeś.
Przepraszam za to że Cię kocham. Wybaczysz mi kiedyś moją miłość? Chociażby teraz, gdy mnie już nie ma.~Kyung Soo''