III

250 13 1
                                    

- Mary? Elizabeth?

Słysząc znajomy głos obie dziewczyny obróciły się.

- George... Dawno się nie widzieliśmy, czyż się nie mylę? - mruknęła Elizabeth.

George Yeveleer Grer był synem kuzynki królowej Wiktorii. Dziewczyny znały go od maleńkości, kiedy to razem z rodzicami wybierali się na bale u królowej. Był najlepszym, a zarazem jedynym przyjacielem sióstr.

- Widziałem wszystko. Dlaczego to robicie?

- Ech... Wiesz jaka była Bovotte... Ciągle się czepiała i stała się bardzo niewygodna... - westchnęła Mary.

- To była Bovotte?! - wrzasnął George. - I co, mnie też zabijecie?!

- Jeżeli będziesz za dużo mówił o dzisiejszym incydencie, to będziemy do tego zmuszone. - powiedziała stanowczo Elizabeth.

- Więc nie zawiedź nas... - szepnęła ciemnowłosa, po czym wzięła siostrę pod ramię i odeszła powolnym krokiem.

***

Spadł pierwszy śnieg.

- Nieszczęście się stało, że akurat tam był. Mary, a może by go pozwać o wtargnięcie na prywatny teren lasu? - dziewczyny właśnie leżały na aksamitnych sofach w salonie.

- Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł. Za wtargnięcie na teren lasu można dostać karę śmierci, więc Grer nie wachałby się, by na sali sądowej powiedzieć o Alicii.

- Racja. Charlotte! Podaj mi mój notatnik! Tylko pod żadnym pozorem nie otwieraj! - zawołała jasnowłosa.

Po chwili zza marmurowego filaru wyłoniła się drobna postać Charlotte. Była ubrana w swoją roboczą sukienkę. Miała brązowe, długie loki i porcelanową cerę. Na pierwszy rzut oka można było pomyśleć, że jest arystokratką, ale zadrapania i blizny na nogach i rękach szybko odrzucały tą myśl.

- Dziękuję. Jak myślisz, Mary, czy środa będzie dobrym terminem?

- Idealnie, w końcu w czwartek kolejny bal u królowej. - uśmiechnęła się znacząco szatynka. - To powoli mnie uzależnia.

***

Podczas gdy Elizabeth rysowała na dębie kolejną różę, jej siostra poszła do leśniczówki po ciało Bovotte. Powolnym krokiem dołączyła do siostry i wzięła łopatę do ręki.

- Czas zaczynać. - mruknęła i rozpoczęła wykopywanie dołu w zaśnieżonej ziemi.

Po krótkim czasie dół wykopany przez siostry osiągnął głębokość trzech metrów. W milczeniu starsza siostra wzięła zwłoki Bovotte na deskę i położyła delikatnie w zagłębieniu. Następnie zakopała wilgotną od śniegu ziemią i na "grobie" ułożyła wieniec z zielonych listków i kwiatów. Wszystko to wyglądało jak prawdziwy pogrzeb. Bliźniaczki przeżegnały się i odeszły.

***

- Witajcie, panienki Wain. - przywitał siostry jeden z kamerdynerów królowej. - Zaprowadzę panienki na miejsca.

Pałac królowej Wiktorii był wypełniony przepychem. Kryształowe żyrandole, marmur, złoto i srebro - tak wystrojone były sale, w których mieli bawić się goście. Wszędzie kręcili się zamożnie ubrani lordowie i eleganckie damy.

- Witam wszystkich. - uśmiechnęła się do poddanych królowa schodząca po schodach.

Głosy nagle zamilkły. Było schychać tylko stukot butów organizatorki balu.

- Witaj Mary. - powiedziała przyjacielsko królowa.

- Witaj Wiktorio. - Mary z głową państwa doskonale się znały.

- Chodźmy do stołu. - zarządziła królowa i zaciągnęła ciemnowłosą do stołu zastawionego mnóstwem jedzenia

- Kolory naszej duszy blakną, ale kolor kwiatów zawsze pozostaje taki sam. - westchnęła starsza z sióstr podnosząc płatek podwiędniętej róży.

Dziewczyna spojrzała w tłum szukając swojej siostry. Po chwili znalazła ją, stała przy schodach i rozmawiała z Georgem. Odwróciła się do niej i uśmiechnęła się znacząco. Mary przeprosiła królową i podeszła w stronę swojej bliźniaczki, która zaprosiła ją do pokoju gościnnego. Pokój ten był niewielki, panował w nim półmrok. Elizabeth zamknęła drzwi i otworzyła szafę. Na widok związanej, otumanionej opium kobiety po trzydziestce Mary uśmiechnęła się.

- Na jaki kolor zabarwimy jej dalsze życie? - spytała zadowolona i chwyciła po nóż ukrywany w ciasnym gorsecie.

Kobieta otworzyła szeroko oczy na widok ostrego narzędzia i zaczęła się wiercić. Starsza siostra zaśmiała się słodko.

- Będziemy jej ucinać palce, jeden po drugim, a słodki zapach krwi rozlegnie się po całym pałacu... - westchnęła.

- A więc, jakim kolorem uczcimy jej śmierć? - spytała jasnowłosa.

- Czerwony. Czerwień będzie symbolizować wygląd jej ciała. - na słowa starszej siostry ofiara rozpłakała się cicho i próbowała nadaremno wzywać pomocy.

- Milcz. - przerwała jej stanowczo Mary i podcięła nożem gardło.

Krew płynęła delikatną stróżką w stronę biustu kobiety, barwiąc przy tym jej gorset na czystą czerwień. Dłonie oprawczyni również pokryły się tą szlachetną barwą. Wytarła je w swoją kremową sukienkę, niezwykle elegancką.

- A więc, zacznijmy. - powiedziała Elizabeth i wyjęła swój nóż.

Bliźniaczki złapały ofiarę za ręce, poprowadziły do stołu, na którym ułożyły jej dłonie. Chwyciły za nóż i odkrajały jej palce, powoli, jeden po drugim. Krew rozpłynęła się po całym stole i przeciekała na podłogę. Suknie dziewczyn całe już zabarwiły się na szkarłatno. Ich ofiara błagała je, aby ją zabiły. One tylko patrzyły na nią z uwielbieniem i zachwycały się jak cierpiała. Gdy kobieta już niemal zmarła, Elizabeth wbiła nóż w jej gardło upewniając się o śmierci ofiary. Zadowolone ze swojego morderstwa dziewczyny odwróciły się i w milczeniu opuściły bal.

---------------------------------------
Trochę dłuższy niż zwykle rozdział, ale ciężko było umieścić tyle zdarzeń w 500 słowach. Mam nadzieje że się podoba, jest więcej brutalności i krwi, także akcja się rozkręca :)
Do następnego!

Martwi i kwiaty głosu nie mająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz