5. Kolejna szalona ucieczka, miecz w natarciu i Srebrny Jastrząb.

653 55 11
                                    


Poszliśmy przez las w kierunku obozowiska. Nie miałam problemu z odnalezieniem drogi do niego, bo moja pamięć akurat działała w tej kwestii nie najgorzej.

- Dobra, słuchaj - Ra'zan wlókł się za mną, co chwilę wyplątując nogi z krzaków, przy czym klął tak, że aż więdły mi uszy - Wiem, że miałem nie zadawać żadnych pytań, ale dlaczego musieliście się z tym swoim alvaro urządzić w takiej dziczy?

- Po pierwsze, to nie jest mój alvaro... c-cokolwiek to znaczy - usłyszałam jego śmiech. Chciałam się na niego zdenerwować, ale niestety śmiał się na tyle ładnie, że nie miałam serca - A po drugie, to nie twoja sprawa! Mamy swoje powody i takie wyjaśnienie powinno ci wystarczyć - próbowałam brzmieć dojrzale i poważnie, ale po tylu miesiącach które spędziłam praktycznie w samotności nie było to wcale takie łatwe.

- Czysta ciekawość. Po prostu się zastanawiam, dlaczego taka panna jak ty włóczy się z jakimś kolesie po dżungli, która w dodatku nie ma najlepszej sławy - usłyszałam, jak gałąź właśnie strzeliła go w twarz. Znów zaklął.

- Możesz... proszę... trochę się hamować? - mruknęłam, pochylając głowę.

- A, wybacz, jakoś tak... weszło mi w nawyk - jego ton nie wskazywał na to, że jest mu przykro, ale miałam nadzieję, że od tej chwili faktycznie spróbuje trochę panować nad sobą.

- Świetny nawyk.

- Ej, kicia - znów się potknął, wypadł do przodu i zrównał ze mną krok. Przynajmniej na chwilę - Mogłabyś jednak być trochę milsza, co? W końcu JA jestem twoim pilotem i JA będę cię przewoził, więc trochę szacunku!

- Bo jesteś niemożliwy! - odwróciłam się w jego stronę - I wydajesz się podejrzany! Cały czas się rozglądasz, wychwalasz samego siebie przez wszystkie przypadki, jesteś zbyt dociekliwy, gadatliwy, i jeszcze-

Nie zdążyłam skończyć, bo Ra'zan zaplątał się właśnie w jakieś kolczaste gałązki. Krzyknął, zamachał chaotycznie rękami i poleciał prosto na mnie. Nie miałam czasu się odsunąć, i nim się zorientowałam, już leżałam plecami w wielkich, zielonych paprociach, z rozciągniętą w uśmiechu twarzą pilota nad twarzą. Zrobiłam się czerwona jak miecz Kylo Rena.

- Och, zdaję się, że w coś się zaplątałem...

Przez chwilę miałam wrażenie, że zrobił to absolutnie celowo tylko po to, żeby mnie zdenerwować. Wydało mi się to jednak dość absurdalne, chociaż, patrząc na jego pełen satysfakcji wyszczerz, zaczęłam nabierać wątpliwości.

- Ra'zan... - mruknęłam złowrogo.

- Tak?

- Złaź ze mnie... w tej chwili.

- Już, już. Psujesz taką piękną chwilę, kiedy w końcu na mnie nie narzekasz - kopnęłam go - Au! Dobra, po co ta agresja!

Przewrócił się, niezbyt zgrabnie, na bok, ale przynajmniej już nade mną nie wisiał. Wstałam i zapytałam w myślach samą siebie, za co zostałam pokarana takim towarzystwem.

- Wstawaj, przecież mówiłam, że mi się spieszy! - ponagliłam go.

- Chwila, zaplątałem się w te durne chaszcze... aj, cholerka, to kłuje! - zamachał dłonią w powietrzu. Widocznie się skaleczył.

Wydałam z siebie zdenerwowane westchnienie i przykucnęłam, żeby mu pomóc, używając przy tym swojego noża. Ra'zan właśnie zbierał się z ziemi, paplając coś od rzeczy o jakichś "upierdliwych zielskach", kiedy nagle do moich uszu dotarł cichy, podejrzanie brzmiący dźwięk. Machnęłam ręką, ale pilot oczywiście tego nie zauważył. Dopiero kiedy zasłoniłam mu usta dłonią łaskawie się zamknął. Nasłuchiwałam przez kilka sekund.

Ostatnia [StarWars] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz