9. Wściekłość.

667 50 25
                                    

Tak na początek... też was kocham. Naprawdę. Wybaczcie mi to.
---

W powietrzu unosił się przynajmniej dwa razy większy od Jastrzębia statek Nowego Porządku. Silniki ryczały przeraźliwie, gdy stopniowo obniżał lot, zamierzając zapewne wylądować obok nas. Zerwałam się z miejsca i gdzieś zza tego okropnego, z każdą chwilą coraz głośniejszego jazgotu dobiegły mnie przekleństwa rozhisteryzowanego Ra'zana, który biegł w naszą stronę wymachując rękoma na wszystkie strony. Zaraz za nim podążała Ano, a Kanoi niemrawo truchtał za nimi, kuśtykając lekko z powodu rany w boku, która wciąż nie zdążyła dobrze się zagoić.

Vathril stał obok mnie i patrzył w górę. Mimo przeraźliwego hałasu, który dosłownie w ciągu tych kilku sekund ogarnął całą okolicę, słyszałam jego głos wyjątkowo wyraźnie, chociaż fizycznie było to niemal niemożliwe.

- Kylo Ren.

Te dwa słowa sprawiły że mój świat ponownie zatrząsł się w posadach. Nie chciałam go znowu spotykać, nigdy więcej... a na pewno nie teraz. Nie czułam się gotowa, nie, kiedy liczyłam, że w końcu wszystko zacznie się układać. Nie, kiedy choć na chwilę zyskałam pewność siebie i wiarę w możliwości... Paradoksalnie, powinnam dzięki nim być odważniejsza, powinnam mieć nadzieję na zwycięstwo, ale... Ogarnął mnie strach. Znowu. Znowu czułam się tak piekielnie słaba i samotna, skazana na porażkę, bezużyteczna... Opuściła mnie cała motywacja. Miałam ochotę uciec na statek, schować się w bezpiecznym miejscu i spędzić tam resztę życia, z dala od wojen, polityki, konfliktów, problemów, całych tych cholernych Jedi, Mocy i wszystkiego innego.

Stałam jak skamieniała wpatrując się w lądujący kilkanaście metrów od nas, czarny, połyskujący metalem statek Nowego Porządku. Słyszałam za sobą drżący ze strachu głos Ra'zana, kiedy wskakiwał na pokład Jastrzębia. Obserwowałam, jak klapa myśliwca wysuwa się i równym krokiem w dół maszerują po niej Szturmowcy. Obok mnie stanęli zaś Ano, Kanoi, Ra'zan i Vathril, wszyscy uzbrojeni w karabiny, jak podejrzewam, w większości należące do tego ostatniego. Kapitan niemal trząsł się ze strachu, twi'lekanka zaciskała nerwowo zęby, krzywiąc się, a z ust Kanoiego zniknął uśmiech. Tylko Mandalorianin wyglądał na spokojnego, kiedy kazał nam wszystkim z powrotem schować się na pokładzie i czekać na jego znak. Kątem oka zobaczyłam schodzącego z platformy Kylo Rena. Strach ścisnął mnie za gardło. Byłam niemal pewna, że uśmiecha się z chorą satysfakcją pod swoją maską.

Przykucnęłam obok wejścia i zaczęłam się trząść.

- Taire, opamiętaj się - Głos Vathrila z drugiej strony drzwi - Przerażenie nic ci tu teraz nie pomoże, rozumiesz?

- Nie mozemy się zabarykadować?! - krzyknął do niego równie rozdygotany co ja Ra'zan, który ledwo był w stanie utrzymać broń w dłoniach.

- To bezcelowe - odpowiedział mu Mandalorianin - To są Szturmowcy. Uzbrojeni o wiele lepiej od nas - Wychylił lekko głowę. W tym momencie rozległ się krzyk, zapewne rozkaz, a zaraz za nim strzały. Widziałam wiązki blasterów wpadające na pokład statku i słyszałam, jak zatrzymują się na pancerzu zaraz za moimi plecami. Od śmierci dzieliła mnie tylko warstwa stali. - Jest ich koło dwudziestu... nie więcej. Możemy sobie poradzić, o ile będziecie ze mną współpracować.

- A co z tym... z nim? - wykrztusiła Ano.

Vathril zamilknął.

Strzały na chwilę ustały i rozległ się głos, który teraz znałam aż za dobrze. Kylo Ren.

- Oddajcie mi dziewczynę a nikomu nic się nie stanie - Nie musiał krzyczeć. Wszyscy słyszeli go aż zbyt wyraźnie, nawet z odległości kilkanastu metrów. Które, jak miałam nadzieję, wciąż nas od siebie oddzielały - Obiecuję wam to... Chcę tylko jej!

Ostatnia [StarWars] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz