Rozdział 19

524 64 7
                                    

-Kocham cię, Rose Johnson- powiedział i pocałował ją delikatni.

Ja ciebie też. pomyślała Ro, po czym przestraszyła się. Nie dlatego, że usłyszała te dwa słowa, nie dlatego, że przyznała się przed samą sobą do swoich uczuć, nie dlatego, że ją pocałował. Coś poczuła. Naprawdę poczuła.

To było bicie serca.

Jej serca.

Rozdział 19

W jednym momencie zrobiło się bardzo ciemno. Rose przestała czuć grunt pod nogami. Wszystko zaczęło wokół niej wirować. Nie czuła w tym momencie kompletnie nic. Po chwili zorientowała się co tak naprawdę się działo. Wracała.

Otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Byłem w pomieszczeniu pełnym światła, zupełnie białym. Nie widziałem nic poza wszechobecną bielą, jednak po paru sekundach zacząłem zauważać kształty.

-Ocknął się!- wykrzyknęła entuzjastycznie dziewczyna stojąca przede mną. Była ubrana na biało, a jej twarz ociekała perfekcją.

-I co się tak cieszysz?- teraz zauważyłem stojącego w drugim rogu chłopaka, burknął w naszą stronę niechęnie. On również był ubrany w biel i był nienaturalnie piękny. Dziewczyna przewróciła tylko oczami i jednym ruchem pomogła mi wstać.

-Gdzie... gdzie ja jestem?- zapytałem słabym głosem.

-Jak to gdzie? W siedzibie aniołów stróżów- odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.

-Jestem w...- byłem kompletnie zaskoczony i sam jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego co sie dziejej.

-Tak, geniuszu jesteś w niebie!- dokończył za mnie niewzruszony chłopak. Dopiero po paru minutach ochłonąłem i zacząłem trzeźwo myśleć.

-Kim wy jesteście?- zapytałem w końcu.

-Aniołami stróżami- uśmiechnęła się niewinnie dziewczyna.

-A kim konkretnie? Znacie Rose?

-Rose to moja przyjaciółka- spoważniała dziewczyna- Jestem Mandy.

-A on to Will, prawda?- zgadnąłem.

-Prawda. Ro opowiadała ci o nas?

-Gdzie ona jest?- puściłem jej pytanie koło uszu. Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała na Willa, który cały czas stał obrócony do nas tyłem. Domyśliłem się, że ten typ chyba nie za bardzo za mną przepada. -Mogę ją zobaczyć?- zapytałem niepewnie.

 -Nie- warknął krótko Will nie obracając nawet głowy w naszym kierunku. Tak, on na pewno mnie nie lubi.

Spojrzałem na Mandy. Na jej twarzy nie było już pogodnego uśmiechu, który pomimo wszystko trochę podnosił mnie na duchu. Coś ją bardzo martwiło.

-Wszystko w porządku?- zapytałem- Mandy?

Kiwnęła niemalże niezauważalnie głową i poprowadziła mnie do jakichś drzwi. Chciałem zapytać o co chodzi, gdy zatrzymaliśmy się przed nimi, ale zanim zdąrzyłem cokolwiek powiedzieć, Mandy otworzyła przejście i kazała mi wejść do środka.

Jeżeli mówiłem już o oślepiającej bieli, to ta była jeszcze większa, o ile było to w ogóle możliwe. Moje oczy na szczęście szybko się przyzwyczaiły do otoczenia i zauważyłem gdzie się znajduję. Stanęliśmy nad półokrągłą salą, wypełnioną białymi fotelami, a na środku stało coś co przypominało mi salę sądową.

-Tak, to sąd aniołów- odezwała się Mandy jakby czytała mi w myślach.

Obróciłem głowę w jej stronę, ale jej już  nie było koło mnie. Usiadła w ostatnim, najbliższym nam rzędzie na jednym z krzeseł. Dosiadłem się do niej.

-Muszę ci wszystko wytłumaczyć- odezwała się.

-Zamieniam się w słuch- Nareszcie.

-Wiesz, że anioły nie mogą romansować z ludźmi, prawda? Anioły nie mogą się w człowieku zakochać, a człowiek nawet nie powinien próbować. Za tego typu przewinienia można stanąć przed sądem aniołów.- przełknąłem ślinę na myśl o Rose stającej przed sądem- Ale w waszym przypadku jest inaczej, według mnie. Moim zdaniem to jest prawdziwa miłość i jesteście sobie przeznaczeni.

-Ja jestem tego pewien- zapewniałem Mandy- Ale Rose mówiła...

-Z Rose sytuacja jest skomplikowana. Dowiedziałam się ostatnio wielu zaskakujących faktów. I one potwierdziły moją tezę. Ale żebyś to zrozumiał, muszę zabrać cię na małą podróż w czasie.

Machnęła ręką i nagle znaleźliśmy w zupełnie innym miejscu. Rozpoznałem je. To była droga prowadząca przez las, niedaleko naszeog domu. Zobaczyłem samochód. Pomimo że był daleko ode mnie doskonale słyszałem i widziałem co dzieje się w środku.

-Ej nie rozpraszać kierowcy!- Mandy prowadziła samochód i głośno się śmiała razem z przyjaciółmi.

-Problemy z koncentracją?- zaśmiał się Will- Mówiłem, że ja poprowadzę.

-Zamknij się!- krzyknęła Mandy obracając się, aby na niego spojrzeć. Siedział na miejscu pasażera, koło niej.

-Mandy, uważaj!- z tylniego siedzenia wychyliła się Rose i wskazała na drogę, ale było już za późno.

Niespodziewanie na drodze pojawiła się znikąd dziewczyna. Mandy widząc ją zaczęła nerwowo hamować, wpadła w poślizg, potrąciła dziewczynę i wyhamowała samochodem dopiero na drzewie.

Zrobiło się ciemno i po chwili znów znalazłem się w sądzie aniołów. 

-Ja zmarłam od razu- tłumaczyła mi dalej moja przewodniczka- Will w karetce, a Rose można było jeszcze odratować. Cały czas miała szansę na przeżycie. Ale ona poświęciła się. Miała wybór. Mogła dalej żyć, ale wtedy zmarłaby tamta dziewczyna. Więc ona oddała swoje życie za nią.

-Dlaczego to zrobiła?

-Nigdy nie chciała nam tego wytłumaczyć. A tamta dziewczyna była w ciąży. Obydwie, bo urodziła się jej dziewczynka, przeżyły. Cudem. Dzięki niej. Żyją do dziś.

Byłem naprawdę wstrząsnięty. Zbyt wstrząśnięty by cokolwiek powiedzieć. Nagle znikąd pojawił się Will.

-Muszę z nim pogadać.

Machinalnie wstałem z miejsca i ruszyłem w jego kierunku.

-Posłuchaj mnie uważnie- zaczął mówić do mnie jak do małego dziecka, co trochę mnie irytowało, ale pozwoliłem mu na to. Wiedziałem, że też jest zdenerwowany- Chcę Ci powiedzieć coś, co jak na razie wiem tylko ja i jeszcze jedna osoba. To bardzo istotne. A więc...

CDN. :)

Kolejny rozdział będzie OSTATNI :C

HeartlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz