Jakim szokiem był dla mnie fakt, że obudziłam się prawie godzinę przed budzikiem. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, więc postanowiłam zostać jeszcze trochę w łóżku. Zastanawiałam się czy aby na pewno dobrym pomysłem jest powiedzieć rodzicom, że Aron jest w tej samej sytuacji co ja. Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw zdecydowałam się jednak, że nie ma sensu tego dłużej taić. Powiem im przy śniadaniu. Po parunastu minutach zwlekłam się z łóżka, uprzednio wyłączając budzik, który wkrótce powinien zacząć dzwonić. Udałam się do łazienki i niespiesznie wykonałam wszystkie poranne czynności. Zabrałam torbę spod biurka i z lekkim makijażem w czarnej bluzie z kapturem z logiem batmana i bordowych rurkach opuściłam swój pokój. Idąc korytarzem usłyszałam chrapanie Sebastiana co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy, mimo, że wciąż byłam na niego zła. W kuchni nie było jeszcze rodziców. Położyłam torbę na krześle i zabrałam się za szykowanie śniadania. Skoro wstałam wcześniej to co mi szkodziło zrobić śniadanie dla wszystkich? Zaparzyłam kawę dla rodziców i Sebastiana, a dla siebie herbatę. Uszykowałam jeszcze sporo kanapek na dużym półmisku i położyłam na stole. Kiedy wszytko było gotowe usłyszałam kroki na schodach.
- Czołem. - rzucił w moim kierunku tata, zapinając ostatnie guziki błękitnej koszuli.
- Hej. - powiedziałam uśmiechając się.
- A co to? Dzień dobroci dla zwierząt? - zapytał mężczyzna przekornie, patrząc na uszykowany posiłek na stole, czym wywołał śmiech mamy.
- Bardzo zabawne. - mruknęłam posyłając my mordercze spojrzenie spod przymrużonych powiek. - Po prostu jestem wzorową córką. - oznajmiłam z najbardziej przesłodzonym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- Albo lizusem. - zawołał wchodzący do kuchni Sebastian i wystawił język w moim kierunku. Prychnęłam tylko na złośliwą zaczepkę brata i usiadłam do stołu.
Jedliśmy w ciszy, a ja w myślach zastanawiałam się nad tym jak mam im powiedzieć o Aronie i o tym wszystkim. W końcu doszłam do ładu ze swoimi myślami i postanowiłam przerwać milczenie.
- Mam wam do powiedzenia coś ważnego. - zaczęłam niepewnie. Spojrzenia wszystkich obecnych skierowały się na mnie.
- O co chodzi kochanie? Coś się stało?- zapytała mama najwyraźniej zaniepokojona.
- To jest związane z tym co się stało w ostatnią niedziele. - powiedziałam. Wszyscy wpatrywali się we mnie z jeszcze większą uwagą. - Pamiętacie Arona? - spytałam lustrując twarze domowników. Rodzice pokiwali twierdząco głowami, a Sebastian zmarszczył brwi.
- Jakiego Arona?
- Aron chodzi ze mną do szkoły. Jest w trzeciej klasie. Był tu wczoraj. - Sebastian kiwnął głową na znak, że zrozumiał i żebym kontynuowała. - No więc... wtedy gdy doszło do tej przemiany to... on też tam był i wszystko widział. - mama z Sebastianem wytrzeszczyli oczy, a tata aż zakrztusił się kawą. - Ale to nie to jest ważne. Chodzi mi o to, że on... no... ten tego... po prostu on jest taki jak ja. W sensie też się tak przemienia i tak jakby my nie jesteśmy do końca ludźmi. Fachowo to jesteśmy hybrydami.
- Hybry... co? - zawołali w tym samym momencie domownicy.
- Hybryda. Tak to się nazywa. Wiem, że jesteście w szoku. Ja też jestem. To co stało się w lesie to była wilcza przemiana. Pierwsza. Za jakiś czas będę się jeszcze zmieniała w konia. - ostanie zdanie wypowiedziałam z wyczuwalnym wahaniem w głosie. - Ale nie martwcie się. Aron mi pomoże. Obiecał, że wszystko mi wytłumaczy i nauczy mnie to kontrolować. Nie będzie tak źle. - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się słabo.
- Hope... jesteś pewna, że możesz mu ufać? - zapytał tata przejęty całą sytuacją.
- Tak. Chyba tak. Z resztą nie mam wyboru, co nie? Ktoś musi pomóc mi ogarnąć ten burdel. - westchnęłam.
CZYTASZ
Delectorum
FantasyNowa szkoła, nowi ludzie, nowe otoczenie. Ogólnie rzecz biorąc wszystko jest nowe. Tak jakbym zaczynała wszystko od zera. Do tego ten chłopak. Totalnie wywrócił moje życie do góry nogami i wcale nie mam na myśli czegoś w rodzaju jakiegoś mdłego love...