Ta noc była jeszcze gorsza niż poprzednia. Nie mogłam spać i bezustannie przewracałam się z boku na bok. Mamy powtórkę z rozrywki. Czułam dosłownie każdy mięsień, nawet ten o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Skóra potwornie mnie piekła. Miałam wrażenie, że moje ciało płonie żywym ogniem. Moje zmysły szalały. Czułam zapach kawy z kuchni, a nawet woń sosen znajdujących się za domem. Słyszałam każdy szelest , nawet ten najcichszy. Słyszałam jak Sebastian wiercił się na łóżku w swoim pokoju, a nawet jak jakiś ptak usiadł na dachu. Co się ze mną dzieje, do cholery? Poszłam do kuchni, zażyłam jakieś tabletki przeciwbólowe i popiłam wodą. Wróciłam do pokoju i położyłam się na powrót na łóżku. Byłam potwornie zmęczona, ale ból i dyskomfort z nim związany skutecznie uniemożliwiał mi zaśnięcie. W końcu jednak udało mi się odpłynąć, nawet sama nie wiem kiedy.
Poczułam, że ktoś mnie delikatnie szturcha. Z trudem otworzyłam oczy. To mama.
- Która godzina? - zapytałam niewyraźnie.
- Jest za dwadzieścia pierwsza. Dobrze się czyjesz? - spytała z namacalną troską w głosie.
- Nie specjalnie. - wymamrotałam i syknęłam z bólu, gdy próbowałam się podnieść.
- Leż skarbie. - szepnęła i przyłożyła dłoń do mojego czoła. - Jesteś cała rozpalona. Nie przewiało cię może przypadkiem.
- Nie, raczej nie. Po prostu miałam ciężką noc. Nie mogłam spać i wogóle.
- No dobra, w takim stanie to ty do kościoła nie pójdziesz. - oznajmiła. - Zostań w łóżku i najlepiej spróbuj jeszcze pospać. Jak wrócimy z kościoła z tatą i Sebastianem to pomyślimy co zrobić. Pokiwałm twierdząco i skuliłam się pod kołdrą. Mama wyszła z pokoju i zostałam sama. Próbowałam zasnąć, lecz na marne. Wygrzebałam się z ciepłej kołdry i poszłam do łazienki. Starannie wykonałam poranną toaletę. Ubrałam beżowe leginsy i za duży czarny sweter. Cóż, przynajmniej jest ciepły. Zeszłam na dół i usiadłam przy stole w kuchni. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i niespiesznie zjadłam je. Od razu poczułam się lepiej. Ból mięśni i pieczenie nieco zelżał. Postanowiłam się trochę porozciągć. Może to trochę pomoże. Właśnie robiłam siad potkarski, gdy do domu weszli pozostali członkowie rodziny. Przywitaliśmy się krótko i wstałam z dywanu w salonie na, którym wykonywałam ćwiczenia.
- Lepiej się już czujesz? - zagaiła mama.
- Tak, dzięki, o wiele. - uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Tak sobie pomyślałam, że skoro mamy taką ładną pogodę to może pójdziemy razem na spacer po obiedzie, hmm? - zapytała zwracając się już do wszystkich.
- Myślę, że to dobry pomysł. - rzucił tata. Popatrzyliśmy tylko z Sebastianem po sobie i przytaknęliśy, zgadzjąc się.
- Dobra, to ja idę robić obiad. - oznajmiła mama i poszła do kuchni.
Kiedy mama zawołała nas na obiad, wszyscy posłusznie wyszliśmy z salonu i poszliśmy do kuchni. Posiłek zjedliśmy w ciszy, ale nie była ona krępująca. Po obiedzie poszłam sie ubrać w zimowe ubrania i we czwórkę wyszliśmy na dwór. Spacerowaliśmy po lesie. Chłodny wiatr delikatnie muskał moją twarz, śnieg skrzypiał przy każdym kroku, a ja zupełnie się wyłączyłam i wsłuchiwałam się w odgłosy przyrody. Chłonęłam każdy szmer, każdy zapch, każdy powiew wiatru. Z zamyślenia wyrwał mnie podniesiony głos taty.
- Na prawdę nie rozumiem jak można być tak bezmyślnym! - krzyczał na Sebastiana.
- Daj spokój, przecież nic się nie stało. - bąknął chłopak.
- No rzeczywiście! Chłopaku! Osiem punktów karnych i trzysta dolarów mandatu to jest nic?! - zapytał wzburzony.
- Chris proszę, spokojnie. - mama próbowała opanować tatę, ale coś słabo jej to wychodziło.
CZYTASZ
Delectorum
FantasyNowa szkoła, nowi ludzie, nowe otoczenie. Ogólnie rzecz biorąc wszystko jest nowe. Tak jakbym zaczynała wszystko od zera. Do tego ten chłopak. Totalnie wywrócił moje życie do góry nogami i wcale nie mam na myśli czegoś w rodzaju jakiegoś mdłego love...