29 luty 2064 rok.
Jest to ostatnia data notowana w księgach. Dzień wybuchu pierwszej z bomb.
A potem? Dalej był już tylko chaos. Spanikowani ludzie nie wiedzieli, dokąd się udać. Nie istniało żadne bezpieczne miejsce. Tysiące niewinnych istnień przypłaciło życie przez głupotę krajowych rządów. Wszechobecna masakra trwała około roku. Nie można jednak określić dokładnej daty końca Wielkiej Wojny Nuklearnej. Dla ludzi walczących o przeżycie w ciągu tego okresu nie liczył się upływ czasu, niemal nikt nie stosował kalendarzy.
Między wybuchami liczni naukowcy próbowali wszelkich sposobów, aby złagodzić promieniowanie. Bezskutecznie. Ledwo zdążono z ewakuacją ocalałych, w niebo już wzbijała się kolejna bomba. Państwa wzajemnie się o wszystko obwiniały, śląc na wrogów coraz to nowe ładunki wybuchowe o nieziemskiej sile rażenia.
Trwało to do momentu wypuszczenia dziewiątej bomby. Po niej nie było już żadnych stronnictw, partii i krajów, ani nikogo, kto miałby jeszcze siły wykłócać się z innymi. Świat stał w ruinie. Zniszczone miasta, spalone na popiół lasy, pustynie w miejscach, gdzie niegdyś były zbiorniki wodne. Zniszczona ozonosfera powodowała, iż nie tylko w południe słońce świeciło z całą mocą. Takie warunki panowały niemal przez całe dnie. Brakowało jedzenia i wody zdatnej do picia. Rozprzestrzeniały się liczne choroby, a przez promieniowanie ludzie byli osłabieni i mniej odporni na nie.
Podczas rocznej wojny na wskutek wybuchów bomb, działań wojskowych i wielu innych czynników wymarło około siedemdziesiąt procent populacji globu. Następnie niemal wszyscy ocaleni kolejno umierali z powodu głodu, pragnienia i chorób.
Jednak garstce osób udało się przetrwać.
Początkowo chowanie się w podziemiach i ściekach wydawało się być dla nich czystym tchórzostwem. Dopiero z czasem uświadomili sobie, że było to jedyne wyjście. O wypuszczeniu pierwszej z bomb dowiedziano się na dzień przed tym wydarzeniem. Osób w to wtajemniczonych było niewiele. Zdawali sobie oni jednak sprawę, że muszą działać natychmiast, inaczej nie będzie dla nich żadnego ratunku. Wtajemniczonymi byli głównie naukowcy, uczeni i inne ważne osoby zagrożonego państwa. W przeciągu godziny zapadła decyzja.
Przez jeden dzień starali się zgromadzić jak najwięcej zapasów żywności, broni i niezbędnych do życia środków. W noc 29 lutego 2064 roku wraz z rodzinami, przyjaciółmi i kilkunastoma innymi osobami ukryli się w podziemnych przejściach, które zostały wybudowane kilkadziesiąt lat wcześniej i rozciągały się pod całym krajem.
Było to niewiele ponad dwieście osób w różnym wieku – od dzieci po ludzi starych. Przemieszczali się podziemiami bez żadnego celu, aby tylko odejść jak najdalej od epicentrum wybuchu bomby. Na powierzchnię wychodzili sporadycznie, aby uzupełnić zapasy żywności. W kryzysowych sytuacjach byli zmuszeni do zabijania i jedzenia szkodników, które napatoczyły się na ich drogę. Nie oglądali świata w dzień, opuszczali podziemia tylko nocą, ponieważ poszukiwanie środków niezbędnych do życia za dnia groziło udarem. Po jakimś czasie przestali się orientować w tym, gdzie są. Przeważnie natrafiali jedynie na zrujnowane miasta, wyniszczone lasy i opustoszałe wioski. Nie mieli kontaktu z innymi ludźmi. Sporadycznie znajdowali konających lub bardzo schorowanych, ale i oni wkrótce umierali. Zrozumieli, że prawdopodobnie są jedynymi osobami, którym udało się ocaleć.
I tak przez ponad pół wieku...
Dwa pokolenia po pierwszych Ocalałych ich wnuki postanowiły wyjść na stałe na powierzchnię. Ozonosfera wokół planety w pewnym stopniu się odbudowała, słońce już tak bardzo nie doskwierało za dnia. Przez kilkanaście miesięcy poszukiwali miejsca, w którym mogliby się zadomowić. I znaleźli. Było to niewielkie miasto, które jakimś cudem pozostało prawie nienaruszone. Pozostali tam.
W mieście panowały dobre warunki, ziemia w pobliżu była skażona tylko w niewielkim stopniu, więc uprawa warzyw, owoców i zboża była jak najbardziej możliwa. Niedaleko płynął strumyk ze słodką wodą. Ich osada z czasem zaczęła się rozrastać, było coraz więcej Ocalałych zdolnych do pracy. Podjęto również próby odbudowania dawnych potęg od podstaw. Dzięki wielu egzemplarzom ksiąg, instrukcji, planów i szczegółowych notatek swoich przodków, które zabrali ze sobą do podziemi pierwsi Ocaleni, mieli wszystko ułatwione. Zaczynali od prostych i nieskomplikowanych wynalazków. Czasami musieli wysyłać ludzi na poszukiwania potrzebnych im surowców, jednak wkrótce odkryli, że miejsce, w którym się osiedlili, jest skupiskiem niemal wszystkiego, czego potrzebowali. Skały, gaz ziemny, kryształy były dla nich na wyciągnięcie ręki. Było to kolejne udogodnienie.
Lata płynęły, cywilizacja Ocalałych posuwała się coraz to bardziej do przodu. Na nowo wprowadzono kalendarz, lata zaczęto liczyć od początku. Mimo dużych postępów technologicznych ludzie doceniali przyrodę, starali się opracowywać kolejne projekty tak, aby jak najmniej zanieczyszczać środowisko. Z każdym stuleciem przybywało ludzi i niezależnie od tego, jak bardzo się starano zachować czystość powietrza, odczuwano jego niedobór. Pomimo lat dzielących ich od Wielkiej Wojny Nuklearnej, jej skutki nadal spędzały sen z powiek Ocalałych. Musieli znaleźć rozwiązanie tego problemu.
Olaf Burhan Vernersen – ówczesny przywódca Ocalałych – prowadził surowe rządy. Może dlatego tak długo dowodził ludnością miasta. Gdy tylko wybrano go niemal jednogłośnie na przywódcę, zatrudnił najlepszych naukowców i nakazał im budowę osłony. Miała ona wznosić się nad miastem i wokół niego, chronić przed zbyt silnym promieniowaniem UV oraz sprawiać, aby powietrze gromadziło się pod nią, żeby mieszkańcy mieli czym oddychać. Samo opracowanie projektu zajęło naukowcom niemal dwadzieścia lat. Po upływie tego czasu podjęto się pierwszym próbom zbudowania Kopuły. Wokół miasta zakopano pod ziemią skomplikowane i praktycznie niezniszczalne urządzenia w taki sposób, że powstał wielki okrąg o powierzchni około trzystu kilometrów kwadratowych. Po uruchomieniu mechanizmu nad głowami mieszkańców w kilka sekund zmaterializowała się mlecznobiała osłona, przez którą nie sposób było przejść. Skonstruowano specjalne pompy, które doprowadzały pod Kopułę świeże powietrze i parę wodną, aby u szczytu materializowały się chmury, które po upływie dwóch tygodni zamieniały się w gęstą parę, a następnie spadały na dół pod postacią deszczu. Kopuła zapobiegała wszelkim kataklizmom naturalnym, na terenie miasta miało nigdy nie być suszy ani powodzi, żadnych tornad czy porywistych wiatrów. W kolejnych latach osadę otoczono dodatkowo wysokim, grubym i kamiennym murem, stykającym się z niewidzialną ścianą Kopuły.
Władze były pod tak wielkim zachwytem, że na cześć wspaniałomyślnego przywódcy nazwali miasto Olafium. Jednak Vernersenowi nie było dane długo cieszyć się tym zaszczytem, ponieważ wkrótce po tym zmarł na zawał.
Podczas tych kilkudziesięciu lat swojego panowania zdążył opracować wraz z licznymi pomagierami Projekt Antydystopijny, który miał zapobiec powtórzeniu się Wielkiej Wojny Nuklearnej. Otóż miał on polegać na ogólnej równości ludzi, bezrobocie nie miało prawa bytu, podobnie jak bezdomność. Każdy mieszkaniec Olafium miał dom bądź mieszkanie (zależnie od statusu społecznego), dzienne wyżywienie i odpowiednio dostosowaną do swoich umiejętności i stanu zdrowotnego pracę. Innymi słowy: tyle, ile wyciągnąłeś z nauk w szkole, tyle miałeś w życiu dorosłym. Ludzie byli zadowoleni, nikt nie mógł narzekać na złe warunki funkcjonowania. Do tego mieli spokój, nie groziły im wojny i kataklizmy, nigdy nie brakowało żywności i wody zdatnej do picia. Mieszkańcy mieli zapewnione wszelkie niezbędne środki do życia. Można powiedzieć, że w Olafium było prawie jak w biblijnym Raju.
Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto musi wszystko utrudniać...
CZYTASZ
Star-Crossed
Przygodowe"Nasze życie to jeden wielki stek bzdur. Żyjemy w niekończącym się kłamstwie, którym karmimy swoje dzieci." Skąd masz pewność, że Twój świat jest prawdziwy?