Coś więcej...cz.1

3.7K 235 84
                                    

Był upalny wrześniowy poranek. Młody Amerykanin imieniem Alfred kończył pakowanie swoich ulubionych komiksów. Od września miał zacząć uczęszczać do nowo otwartej World Academy W. Jest to szkoła dla uczniów z całego świata. Na jednym roku znajdziesz uczniów z każdego zakątka świata. Co jest najzabawniejsze tylko jeden uczeń na roku może reprezentować dane państwo. Alfred miał szczęście i to on będzie dumnie reprezentował Stany Zjednoczone Ameryki. Jego kuzynowi Matthowi Williamsowi także udało się dostać do tej akademii, tyle, że Matthew będzie reprezentował Kanadę. Szkoła znajduje się w malowniczej Polsce, ale tak naprawdę nikt nie wie gdzie dokładnie. Sam prezydent tego nie wie. Ale wracając, Matthew i Alfred mają spotkać się na lotnisku w Nowym Jorku by stamtąd wylecieć samolotem na lotnisko Ławica znajdującym się w jednym z polskich miast Poznaniu. Stamtąd do specjalnego bardzo, bardzo długiego autokaru i prost do akademika.

-Alfred zejdź tu szybko bo się spóźnimy, a musisz jeszcze zjeść śniadanie!

- Już idę, idę. Tylko wezmę telefon i już schodzę.

- Mam nadzieję, dzwoniła mama Matthew, że za 20 minut będą na lotnisku.

- To dobrze. - odpowiedział Alfred na dość głośną wiadomość od mamy choć był już w jadalni i siadał do stołu.

- Idę wyprowadzić samochód z garażu. Za pięć minut widzę ciebie przy bramie z wszystkimi walizkami i torbami. - Usłyszał za sobą Alfred.

- Dobrze tato, jestem bohaterem więc możesz na mnie polegać! - odpowiedział Alfred z ustami pełnymi śniadania.

Dokończył śniadanie, pożegnał się czule z mamą i wyszedł z domu. Razem z tatą zaczął pakować walizki. Po 10 minutach byli już na miejscu. Tata zaczął witać się z wujkiem a Alfred zaczął szukać wzrokiem swojego kuzyna, którego jak na złość z niewiadomego powodu nie widział chyba, że spojrzał w lustro. Widzenie siebie podwójnie w różnych ubraniach jest dziwne. Młody Whilliams odziedziczył urodę po swoim tacie, tak jak Alfred. Ich ojcowie byli bliźniakami. Biedny Matthew nie raz był nawet przez swoich rodziców mylony z Alfredem, w końcu obydwoje mają nieukładające się blond włosy, niebieskie oczy i nawet tą samą posturę ciała.

- Matthew gdzie jesteś?! - Alfred wydarł się.

- Za tobą...ech... - usłyszał za sobą bo gdzież by indziej.

- Kopę lat stary! - klepnął biednego Kanadyjczyka w lewe ramię zapominając o swojej sile.

- Au!! - zawył obolały Matthew.

- Wybacz, o której mamy samolot do Pozna...Poza...

- Poznania - pomógł mu Kanadyjczyk.

- Dzięki, to o której??

- O 12:15 więc mamy jeszcze pół godziny.

- Więc chodźmy kupić jakieś hamburgery na drogę!! - wykrzyknął podekscytowany.

- Nie krzycz tak. - powiedział bardzo cichutko Matthew

Osoby lecące z Nowego Jorku do Poznania proszę o udanie się do bramki z numerem 7. Dziękuje.

- I tak byście nie zdążyli, a mama zapakowała wam parę. - obydwoje podskoczyli na niski głos taty Alfreda.

- Podziękuj mamie od nas. Zadzwonimy jak dolecimy. Cześć tato, pa pa wujku!! - krzyczał biegnąc i ciągnąc Matthew do bramki numer 7.

- Do widzenia! - krzyknął Matthew

- Wow Poznań to naprawdę piękne miejsce - powiedział Alfred z nosem przyklejonym do okna samolotu

- Naprawdę piękne. Zapinaj pasy zaraz lądujemy.

Samolot wylądował. Alfred i Matthew poszli odebrać bagaże i do autokaru z wielkim godłem ich nowej szkoły. Niby wszystko spoko, ale Alfred jak zawsze kiedy zbytnio zainteresował się rzeczami którymi nie miał musiał coś spaprać. Niestety wpadł na młodego krzaczastobrwistego anglika, kiedy wchodził do autokaru. Potknął się na schodach i złapał się najbliższej rzeczy, którą były spodnie anglika. Nic mu nie pomogły bo ściągnął je właścicielowi i uderzył twarzą w schodek autokaru. Jako, że obydwoje wchodzili ostatni cały autokar zaczął się śmiać. Na szczęście jakiś Niemiec krzyknął na cały jak już mówiłam długi, bardzo długi autokar. Alfred zaczął przepraszać całego czerwonego anglika, który zaczął szybko zakładać spodnie i przeciskać się do wolnego siedzenia obok jak zakładał Alfred Japończyka. Alfred też nie wiadomo czemu zrobił się cały czerwony. Mówił sobie, że to pewnie od tego, że ściągnął komuś spodnie ale już nie raz ściągał komuś spodnie dla żartów z kumplami w podstawówce. Idąc na miejsce obok Matthew, Alfred czuł jak łomocze mu serce.

Po paro godzinnej drodze przez las, wszyscy dotarli do akademika. Zanim Alfred usnął poznał parę ciekawych osób. Francuza o imieniu Francis Bonnefoy, Hiszpana Antonia Fernandez Carriedo, włochów Lovino i Felliciano Vargaz. Włochy mają dwóch przedstawicieli, ale nawet oni nie wiedzą czemu jadą obydwoje. Oprócz tej wspaniałej czwórki poznał jeszcze jak nazywa się Niemiec i Japończyk. Felliciano powiedział, że Kiku Honda bo tak się zwał Japończyk jest ich dobrym przyjacielem. Ludwig bo tak nazywał się Niemiec powiedział, że niestety Kiku nigdy nie przedstawił im anglika, ale było widać, że znają się dość długo. Co najbardziej przerażało Alfreda w tych ludziach to to, że Antonio strasznie kleił się do Lovina, a Felliciano do Ludwiga. Zauważył również, że Metthew i Francis też się bardzo dobrze dogadują.

W akademiku Alfred doznał niezłego szoku. Miał dzielić pokój z osobą z, którą nie chciał go dzielić. Modlił się, żeby tak się nie stało, ale teraz obydwoje stoją przed drzwiami od piętnastu minut i gapią się na siebie. Z każdą dłuższą chwilą serce bardziej mu waliło, a twarz robiła się bardziej czerwona patrząc na anglika miał wrażenie, że ma tak samo. Gdyby nie Matthew i Francis (którzy mają razem pokój obok (tak tak doszukujemy się paringu) stali by tam do apelu.

- A ale czemu ze wszystkich ludzi musisz to być ty? - wykrztusił z siebie anglik.

- A aa a bo ja wiem... - odpowiedział zmieszany pięknem głosu Alfred - Słuchaj chce cię jeszcze raz przeprosić za wpadkę w autokarze. Zrobiłem to nie umyślnie...

- Nie ma sprawy - przerwał mu anglik

- Czekaj co?!, tak w ogóle to jestem Alfred, Alfred F. Jones reprezentuje Stany Zjednoczone

- Ja jesetm Arthur Kirkland i reprezentuję Wielką Brytanię.

- A- a to jest mój kuzyn Matthew Williams reprezentuje Kanadę, a to jest...

- Tego tu romantyka znam - prychnął Arthur

- Nic nam nie mówiłeś Francis...

- Nie mam ochoty na rozmowę z nim, wchodzisz czy nie??

- A tak, do zobaczenia później!

Alfred lekko zdziwił się zachowaniem nowego współlokatora a sądząc po jego minie i minie francuza uznał, że nie będzie pytał.

Coś Więcej...[UsUk + LietPol]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz