3

1.6K 216 13
                                    

- Jeszcze, jeszcze! Szybko! Nie zatrzymuj się! Jeszcze!

Nie mogę.

Padłam na chłodne, brązowe panele z głośnym jękiem. Oddychałam płytko i czułam, jak moje płuca płoną.

Po paru sekundach zamiast dachu hali sportowej zobaczyłam nad sobą trenera Silvę ze zmarszczonymi brwiami.

Nie mogąc wydać z siebie jednego, pełnego zdania potrząsnęłam tylko głową.

Silva kucnął przy moim boku, trenerski gwizdek muskał moją dłoń.

- Kate – zaczął, próbując delikatnie ująć w słowa to, z czego doskonale zdawałam sobie sprawę. Było źle. - Nie ma poprawy – dokończył, a jego zmarszczki pogłębiły się jeszcze bardziej.

Trener Silva wyglądał trochę komicznie. Z burzą siwych loków na głowie, czarnym wąsem, który chyba farbował i zawsze w neonowych koszulkach, które żarły się z jego żółtawą karnacją. Był ostry, ale sprawiedliwy. Potrafił żartować, a jego podopieczni mieli go za autorytet, ja również. Zawsze mówił wprost i teraz też to robił.

- Wiem – wysapałam po chwili. - Ale ja... nie mogę. Nie potrafię.

Silva uniósł krzywy, wskazujący palec z groźnym wyrazem twarzy.

- Nawet się nie waż tak mówić.

Podniosłam się gwałtownie.

- Kiedy to prawda!

- Dobra, to pora poważnie porozmawiać. I tak za długo zwlekałem, ale wiedziałem, że nie chcesz rozmawiać z psychologami, to pomyślałem, że ze mną też nie będziesz chciała. Ale nieważne czego chcesz, tylko co jest dla ciebie dobre, Kate.

Wlepiłam w niego tępe spojrzenie.

- Trenerze... - wymamrotałam wymijająco. Tylko nie to. Tylko nie ten temat.

- Jesteś najlepsza. Byłaś, jesteś i będziesz. Wiedziałem to pierwszej sekundy jak zobaczyłem, jak biegasz. Takie talenty, jak ty rodzą się raz na pięćdziesiąt lat. Weszłaś do szkolnej drużyny, stałaś się moją główną zawodniczką. Puchary, medale, wszystko było twoje. I półtora roku temu zdarzyła się tragedia. - Automatycznie odwróciłam spojrzenie, zauważając w głosie trenera ten litościwy ton. Nienawidziłam tego. Wtedy poczułam, jak dotyka dłonią mojego podbródka i zwraca go znów w jego stronę. - Zmarła twoja matka. Twoja mama. Myślisz, że żałoba się skończyła, ale to nieprawda. Ty dalej ją nosisz głęboko w sobie. Widzę ją, jak na ciebie patrzę i widzę ją, jak biegasz.

Obdarzyłam Silvę słabym uśmiechem.

- Wiem, że chce pan dla mnie najlepiej, ale naprawdę nie mam ochoty o tym mówić.

- O tym nigdy nie ma się ochoty mówić – odpowiedział szybko. - Posłuchaj, Kate. Chodzi mi o to, żebyś przestała gadać, że nie możesz, że nie potrafisz. Bo ty możesz, a już na pewno potrafisz. Po prostu te przeszkody... - odwzajemnił uśmiech i dotknął palcem mojej skroni, pukając w nią trzy razy – one wszystkie są tu. W twojej głowie.

Przytaknęłam lekko, nie mając najmniejszego zamiaru wgłębiać się w ten temat. Nie z Silvą, nie tutaj i nie teraz.

- Postaram się, żeby było lepiej – powiedziałam dla świętego spokoju.

Silva zmarszczył nos.

- Obawiam się, że to nie będzie takie proste.

- Nie rozumiem – skrzywiłam się.

Silva zaśmiał się pod nosem i wstał z kucków.

- Zrozumiesz. Jak będziesz w moim wieku to zrozumiesz. Musimy tylko trochę poczekać. -Silva odwrócił się na pięcie i zacząć iść w kierunku swojego krzesełka, na którym zostawił swój cenny, mały, żółty notesik.

- Jak zrozumiem to w pana wieku to nie będę się już nadawała do biegów! - wykrzyczałam zirytowana.

Śmiech Silvy poniósł się po hali.

- Miejmy nadzieję, że zrozumiesz to szybciej. Nieco szybciej.

W zanadrzu miałam już kolejne pytanie, kiedy usłyszałam głośne chrząknięcie ze strony drzwi wyjściowych.

Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam...

Niech to szlag.

Zac Carter spoglądał teraz na mnie politowanym i wyzywającym spojrzeniem jednocześnie.

Zacisnęłam usta w cienką kreskę i wstałam z desek. Wyglądałam jak nieboskie stworzenie, cała spocona i dysząca. Dlaczego człowiekowi zawsze musiały się przydarzać takie upokorzenia w najmniej spodziewanym momencie?

- A jednak przyszedłeś. Miło cię widzieć – trener oznajmił w stronę Cartera.

Uniosłam brwi.

Carter wzruszył ramionami i nie odwracając ode mnie spojrzenia mruknął:

- Uznałem, że beze mnie wasza drużyna nie wygrałaby nawet jednego meczu.

Prychnęłam pod nosem.

- No proszę, łaskawy niczym papież – syknęłam i nie tracąc czasu ruszyłam w jego stronę z zamiarem wyjścia z hali.

Mój trening już się skończył, a nie zamierzałam spędzać wolnego czasu z Carterem z własnej woli.

Silva nie przejmując się naszą wrogością, przeszedł do konkretów.

- Powiem tak: widziałbym cię w naszej koszykarskiej drużynie, ale doszły do mnie nieprzyjemne historie, w których to pełnisz rolę główną.

Carter wbił we mnie palące spojrzenie.

Zatrzymałam się tuż przy nim, nie dając po sobie niczego poznać.

A więc Carter chciał się dostać do drużyny. To będzie ciekawe.

- Historie? A może to bajki? - Carter warknął, cynicznym uśmieszkiem zakrywał narastającą złość.

- Kate? - Rozdziawiłam usta, kiedy usłyszałam zaciekawiony ton głosu trenera. - Wiesz coś na ten temat?

Spojrzenie Cartera było nie do odgryzienia. Jego oczy błyszczały zawadiacko, jednocześnie dojrzałam w nich jakąś przestrogę, a gdzieś tam jeszcze głębiej kryła się czujność.

Mogłam go udupić, tu i teraz. Silva nienawidził bitników i jakąkolwiek agresję.

A ja... no cóż. Nie miałam ochoty grać z Carterem w kotka i myszkę. Nie miałam zamiaru w tym uczestniczyć, choć on tego chyba chciał. Skończę to, zanim to się zdąży zacząć.

- Dzisiaj rano poszarpał jakiegoś juniora – zaczęłam pewnie obserwując Cartera. - Nie wiem o co poszło, ale chłopak ledwo co wstał z podłogi.

Carter nie wybuchł. Nie przeklął. Oczy nie zaiskrzyły mu się wściekłością. Carter... uśmiechnął się. Lekceważąco i złośliwie, ale był to uśmiech.

Całkiem piękny uśmiech.

W takim razie trzeba zagrać jego grą. Wyszczerzyłam się w identyczny sposób, co on i mrugnęłam okiem.

Game on, palancie.

*********

No cóż...

Sesja jak sesja... Cholera, aż muszę Wam napisać, bo dalej mnie nosi! Nie sądziłam, że może istnieć takie chamstwo wśród wykładowców, a mianowicie: jak niektórzy może wiedzą - chodzę na filologię angielską. Umówiliśmy się z wykładowcą na zwykły wpis zaliczenia na podstawie notatek. Dzisiaj wszedł na salę i uznał, że zaliczenie wpisze tylko filologii germańskiej, a anglistyce nie. W taki oto sposób, anglistyka będzie miała egzamin za tydzień, a materiału do nauczenia ogrom. Spytany o to, czemu wpisał germanistyce zaliczenie, odpowiedział: Bo lubię Borussię Dortmund.

No dobrze, a więc taka tam opowiastka z mojego życia.

A teraz idę zrobić sobie melissę... :D

Do napisania!



Gra pozorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz