2.

45 5 1
                                    

Zanim dotarł do mnie sens wypowiadanych przez niego słów minęło dobre parę sekund. Zabrać? Stąd? Chciał mnie porwać? Zgwałcić? Zabić?!
Niewiele myśląc odwróciłam się od mężczyzny i zaczęłam uciekać, nie zważając na to czy mnie goni, czy wbiegam w kałuże czy moje serce chce mi wyskoczyć z piersi. Biegnąc, miałam wrażenie, że obraz po bokach to jedno wielkie rozmazane tło. Gdyby w tej chwili wyskoczyło z lasu jakieś zwierzę rozniosłabym je na kawałki nie zatrzymując się przy tym aby zastanawiać się nad popełnionym czynem. Nie czułam niczego oprócz chęci ucieczki od nieznajomego i złości pomieszanej ze strachem. Jedyne czego chciałam to biec, biec do domu, do mojego własnego domu a co najważniejsze bezpiecznego. Nie zważałam na nic.

- Popełniasz największe głupstwo na świecie nie słuchając mnie - powiedział głośno głos daleko za mną. - To tylko kwestia paru dni a nawet godzin żebyś zaczęła rozkwitać.. Mia zatrzymaj się!

Nie zważałam na jego słowa, biegłam - tak szybko jak mogłam, zamykając oczy i połykając powietrze.

Dom. Jestem bezpieczna. Żyję.

Dotykając werandy i schodów, schylając się w połowie zamknęłam oczy i próbowałam odzyskać oddech.

- Nigdy się tak nie męczyłam.. coś jest nie tak.. - pomyślałam i zniwelowałam ten fakt wchodząc do domu po cichu. Jednakże zaraz po wejściu odezwał się głos.

- Mia? - zawołała mama z kuchni - Co tak szybko? Zimno pewnie co? - zaśmiała się zalewając kubki herbatą i popatrzyła na mnie - Ach tak.. zapomniałam, że tobie nigdy nie jest zimno więc może po prostu gonił cię wilk albo nie odrobione zadanie z matematyki?

- Te drugie - odpowiedziałam, chociaż zadanie było odrobione, chciałam po prostu zbyć ją odpowiedzią, wskoczyć pod prysznic i przeanalizować jeszcze raz wszystko to co zdarzyło się dosłownie parę minut temu.

Wchodząc pod prysznic ustawiłam strumień na najniższą temperaturę, potrzebowałam orzeźwienia. A może chciałam zmyć z siebie jakiekolwiek wspomnienie dzisiejszego poranka?
Jeszcze raz, po kolei. Nieznajomy, zmieniające się kolory oczu, porwanie, rozkwitanie.. Chwila, co? Rozkwitanie? Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że był to chory psychicznie człowiek, który chciał po prostu zdobyć kolejną naiwną dziewczynę a potem wywieść ją i zgwałcić w lesie.

Mydląc swoje plecy, zapomniałam o jeszcze jednej rzeczy. Guzek. Gdy go zauważyłam był mały, przypominał pryszcza, może był z leksza większy. Każdego dnia rosnął, stawał się coraz bielszy i na środku niego pojawił się punkt. Nie biały, nie czerwony tylko czarny. Z początku nie martwiłam się, byłam przekonana, że to zniknie. Punkt wręcz przeciwnie, nie zmniejszał się a coraz szybciej rósł. Już teraz nie mogłam chodzić w zwykłych t-shirtach, nie mogłam ubierać obcisłych bluzek ponieważ wystawał. Co prawda mogłoby się wydawać innym, że to jakaś ozdoba, wypuklenie na ubraniu ale dla mnie samej to było krępujące. Codziennie rano, przed ubraniem się bandażowałam się ciasno taśmami fizjoterapeutycznymi, które zmniejszały wypuklenie na plecach tak, że gdy założyłam bluzkę z tyłu zostawał tylko malutki ślad bo wielkiej bulwie. Może nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, ale na tę chwilę nie widziałam innego rozwiązania problemu. Z mamą nie chciałam o tym rozmawiać, nie wiedziała, że dalej coś mam na plecach. Gdyby się dowiedziała, nie miałaby chwili spokoju, martwiłaby się o mnie, że to coś poważnego. A tak? Tryska energią, jest szczęśliwa i niema powodów do zmartwień.

Wychodząc spod prysznica, odwróciłam się tyłem do lustra i zaczęłam się przyglądać punktowi. Był dzisiaj znowu większy a na jego ściankach pojawiły się linie, które miały pełno zakrętów i przypominały wystające żyły, tylko były koloru różowego.

JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz