Rozdział 2

246 15 5
                                    

Evan Pov.
Ubrany w czarną, skórzana kurtkę i ciemne spodnie siedziałem wygodnie na moim tronie. Uwielbiałem na nim siedzieć. Poprzedni przywódcy jeśli chodziło o wystrój byli mało kreatywni. Wszędzie tylko nudny, zimny kamień, zero ozdób, a kwintesencją tego całego gówna był zimny, metalowy tron, który nie zasługiwał na to, żeby tak go nazywać. Ja jestem bardziej kreatywny. Kiedy przejąłem władzę, wszystko się zmieniło. Surowe, brudne okna przyozdobiły zasłony, utkane z nietkniętych ubrań moich wrogów. Oczywiście wszelkie dziury po broni białej czy plamy krwi zostały zachowane. Na szarych, wysokich ścianach zawisły przeróżne ozdoby. Począwszy od mieczy pokonanych aż po rzeźb, wykonanych z ich kości. Osobiście moim ulubionym elementem sali tronowej, był tron. Ten stary śmieć wyrzuciłem już dawno na złom. Zastąpiłem go prawdziwym dziełem sztuki. Zrobiony dokładnie z 126 wypolerowanych ludzkich czaszek, był kwintesencją mojej władzy.
Podziwianie mojego talentu przerwał mi Generał Dovan. Wysoki, dobrze zbudowany, brązowe, opadające na jedno oko włosy. Och! Przepraszam, opadałoby gdybym ponad rok temu nie kazał mu go wydłubać. Lubię go, choć on pewnie ma względem mnie przeciwne uczucia. Uważa, że taki''chuderlak'' i ''ciota'' jak ja nie jest godzien objęcia tronu. To prawda, nie grzeszę kupą mięsa pod skórą, za to nadrabiam to moją kreatywnością i brutalnością. Te dwie cechy w zmieszaniu ze sobą tworzą wybuchową mieszankę, której lepiej nie prowokować, chyba że przeszkadza komuś język, oko lub palec.
Ewentualnie życie.
Dovana lubię za jego trzeźwe myślenie i bezwzględność. Jego największymi wadami są rasizm i za długi jęzor. A jeśli czegoś szczerzę nienawidzę, to przypinanie do ludzi szpilek i wrzucanie do jednego wora. Jako, że od czasu do czasu zdarza mu się powiedzieć coś mądrego, i dobrze walczy wręcz i strzela z łuku, zamiast mowy albo palca, częściowo odebrałem mu wzrok. Od tamtej pory nie pisnął nawet słowa o mojej znikomej tkance mięśniowej. A mówią, że brutalność nie opłaca. Swoją drogą przezabawnie wygląda z opaską na oku.
-Panie. - skłonił się okazując szacunek, tak jakby wcale nie miał ochoty roztrzaskać moją głowę o najbliższą ścianę.
-Tak, kapitanie Dovan? - Miałem ochotę parskąć śmiechem widząc jego grymas i chęć mordu w oczach. To przezwisko nigdy się nie znudzi.
-Szpieg dostarczył wiadomość.
-Doskonale! - klasnąłem uradowany w dłonie. - Stawiam mu butelkę whisky.
Chwilę się wahał, chcąc coś powiedzieć.
-Wasza najwyższa wysokość...
Wybuchłem tak gromkim rechotem, że zapewne usłyszeli mnie strażnicy w lochach. Był słodki kiedy starał się na mnie nie rzucić.
-Przestań słodzić, bo cukrzycy dostanę. - powiedziałem, kiedy już trochę się uspokoiłem - Takie słownictwo budzącym grozę piratom nie przystoi. - Zacisnął pięści. - Gadaj czego chcesz albo zamknij mordę i stąd wyjdź.
-Sądzę, że nie wolno mu ufać. Ludzie z południa są słabi. - powiedział nienaturalnym głosem próbując ukryć wściekłość.
-Oj Dovan, Dovan... Niczego się nie nauczyłeś. Raz rasista, zawsze rasista, co? - powiedziałem wstając z tronu i podchodząc w jego stronę.
Nie odpowiedział.
-Akurat temu wiem, że mogę póki co ufać. Wiesz czemu?
Pokręcił głową.
Podszedłem jeszcze bliżej.
-Bo mamy coś ze sobą wspólnego. Jedną osobę na świecie, której szczerze i prywatnie nienawidzimy. A może wiesz kto to taki?
Stał bezruchu przypatrując mi się uważnie.
Byłem na tyle blisko, że mógł dosłyszeć mój pełen odrazy szept :
-Mój kochany braciszek. Maxon Schreave.

《Krwawy Książę 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz