Rozdział 2

621 73 19
                                    

Boże! Co robić? CO ROBIĆ? Myśl Junhong, myśl. Jak mogłem zapomnieć o napisaniu piosenki, do jasnej ciasnej.

Aktualnie jest niedziela, godzina dwudziesta druga, a ja biegam po całym pokoju jak poparzony. Kompletnie zapomniałem o tym, że drugiego dnia szkoły, zadano nam napisanie piosenki. Mieliśmy tydzień, lecz oficjalnie pozostało mi jakieś dziesięć, może jedenaście godzin.
Nakazałem samemu sobie się opanować i trzeźwo pomyśleć. Co mogę zrobić? Zamknąłem oczy, jakby to cokolwiek miało pomóc. Miałem mętlik w głowie. Nie potrafiłem poskładać myśli, czyli tak jak zawsze. Dlatego przy dłuższych wypowiedziach, zaczynam się lekko jąkać i zapominam, co minutę temu mówiłem.

Opadłszy na łóżko całym ciężarem, złapałem się za głowę i odliczyłem od dziesięciu w dół. Chwilę napawałem się ciszą, aż w końcu coś w mojej głowie podsunęło mi pewien plan. Mógł on zakończyć się niepowodzeniem, ale to była moja jedyna deska ratunku. Chwilę później z telefonem w dłoni, wertowałem spis kontaktów. Wybrałem numer i po trzecim sygnale usłyszałem kogoś po drugiej stronie.

- Haaaaalooo.. - Chłopak głośno ziewnął, lecz zlekceważyłem ten fakt i zacząłem mówić jak najszybciej potrafiłem, ale tak, by mnie zrozumiał.

- Bang, potrzebuję cię, teraz, natychmiast, w tej chwili. Wiem, głupi jestem, bo mogłeś już spać, ale po prostu musisz przyjść. Wytłumaczę ci wszystko na miejscu, dobrze?

Czekałem chwilę na to, aż Yongguk przetrawi to, co przed chwilą mu praktycznie wykrzyczałem przez aparat telefonu.

- Daj mi... dziesięć minut. Zaraz będę. – powiedział powoli i ociężale. Po tych słowach usłyszałem jedynie głuchy sygnał oznaczający, iż chłopak rozłączył się.

A co jeśli on pomyślał, że coś mi się stało? Ciekawe jak zareaguje, gdy się dowie, że o tej porze wręcz  kazałem mu przyjść, bo z własnej głupoty zapomniałem o zwykłym zadaniu domowym. Nie byłoby problemu, gdybym chociaż wiedział, jak się do tego zabrać. Temat był dowolny, a w mojej głowie było tak pusto, że można było usłyszeć jak wiatr przez nią przelatuje. Jeszcze bardziej się zestresowałem. Siedząc sztywno, czekałem, aż chłopak przyjdzie.

Z tego stanu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Poszedłem szybko otworzyć, gdyż nie chciałem obudzić rodzicielki, która dzisiaj nie miała nocnej zmiany. W drzwiach stał ubrany w czarny dres i za dużą koszulkę z nadrukiem ,,I don't need a job,  I'm a mothafuckin' BO$$''. Zgaduję, iż słucha Jay Parka.

- Hej Bang... – powiedziałem niepewnie.

- Powiesz mi, czemu o godzinie za kwadrans dwudziesta trzecia, stoję przed drzwiami twojego domu? – przetarł oczy ręką, ziewając. - Nie spałem jeszcze, lecz byłem temu bliski...

Czuję w kościach, iż za parę minut nadejdzie mój tragiczny koniec. Jestem za młody, by umrzeć w koszulce w pingwinki.

- Wejdź lepiej. – Wskazałem ręką na hol prowadzący do wnętrza domu.

Bang przekroczył próg i wszedł w głąb pomieszczenia. Palcem wskazałem mu, by udał się schodami na piętro do mojego pokoju, a sam poszedłem do kuchni. Wyjąłem z opakowania ciastka czekoladowe i do szklanek nalałem soku bananowego. Starałem się niczego nie upuścić, w duchu przeklinając moją koordynację ruchową.

Szczęśliwie udało mi się wnieść do pokoju prowiant bez wylania niczego. Na środku stał Yongguk rozglądając się po małym pomieszczeniu.

Don't Tell Anyone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz