Po powrocie do domu rzuciłem niechlujnie kurtkę na oparcie krzesła, i położyłem się na łóżku. Spojrzałem na zegarek, dochodziła czwarta. A u mnie w domu świeciło pustkami. Oprócz mnie nie było tu ani jednej żywej duszy. Matka pewnie została po godzinach, wiadomo po co. A ojciec najprawdopodobniej wróci nad ranem. Do tego czasu mogłem robić co mi się żywnie podoba. Znaczy, mogłem robić tak zawsze. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracali na mnie uwagi. Jakieś zainteresowanie okazywali tylko w sprawie ocen. Ale to i tak nie chodziło w tym o mnie, ani o moją przyszłość. Chodziło o ich reputację, przecież nie mogli się za mnie wstydzić. W pewien sposób ich reprezentowałem. Przecież musieli się kimś pochwalić, w końcu byłem ich jednym synem. Lecz nie powiedziałbym, że mieli się czym chwalić. Moje oceny nie były spektakularne. Ale złe też nie, zwykle opierały się na przedziale trójek, czwórek i piątek. Dlatego nie rozumiałem ich ekscytacji. Chyba czasami zbyt ''ubarwiają'', swoje historie o mnie. Gdy zdarza mi się wychodzić z nimi na jakieś kolacje do ich znajomych, zachwalają mnie jakbym był nie wiadomo kim. Na początku to było miłe uczucie, lecz potem powodowało u mnie złość i odrazę. Spowodowane było to stekiem kłamst na mój temat, oraz częstotliwością występowania ich. Chcieli zrobić ze mnie idealnego synka z idealnego domu. Żałosne doprawdy.
W pewnym momencie stwierdziłem, że spacer dobrze mi zrobi. Zniweluje odruch wymiotny, wywołany wspomnieniami, mojej odpychającej matki. Więc ubrałem kurtkę, czapkę, założyłem buty i wyszłem z domu. Panowała zima. Wszystko było ślicznie śnieżnobiałe. Biały puch pokrywał wszystko dookoła. Wyglądało to na prawdę pięknie. Lubiłem zimę, i uczucie roztapiających się płatków śniegu na twarzy. Było to takie kojące i przyjemne. Lecz po jakimś czasie, zaczęły szczypać mnie policzki. Lecz zignorowałem ból, i dalej przemierzałem ośnieżoną drogę. Nadal zachwycając się pięknem zimy. Lecz była to chyba jedna z najokrutniejszych pór roku. Wiele ludzi bezdomnych, jak i zwierząt, nie miało gdzie się schronić. Mimo doskwierającego im głodu, musieli jeszcze zmierzyć się z bezwzględnym chłodem. Mógłbym stwierdzić, że zima doskonale oddawała charakter mojej matki. Z zewnątrz piękna, delikatna i subtelna. A w środku podła i nieczuła. Tak, dokładnie taka była moja rodzicielka. Lecz niestety nie wiele osób o tym wiedziało. Matka doskonale to ukrywała. Była mistrzynią manipulowania. Królową zgrywania pozorów. Specjalistką w tej dziedzinie.
Chyba za dużo rozmyślałem o jej osobie. Skoro przyprawiało mnie to o mdłości, to po jaką cholerę drążyłem to w nieskończoność? Tego nie wiedziałem, lecz wiedziałem, że teraz mam inną sprawę na głowie. Mianowicie dowiedzenia się czegoś więcej o starej sali muzycznej. Ooo tak, to było teraz motywem przewodnim mojego życia. Lecz miałem co do tego wątpliwości. Ponieważ z jednej strony ciekawość zżerała mnie od środka. Bardzo chciałem wiedzieć co tak na prawdę było przyczyną zlikwidowania zajęć muzycznych i artystycznych. Bo bajeczka o kaprysie pani dyrektor jakoś do mnie nie przemawiała. Lecz z drugiej strony zbytnie węszenie w tej sprawie narobi mi kłopotów. Pani Bibliotekarka mówiła mi na prawdę dużo, lecz akurat w tej sprawie skłamała. Było to widoczne. Język strasznie jej się plątał, a dłonie mimowolnie trzęsły. Prawdopodobnie złożyła obietnicę, iż nic nie powie w tej sprawie. Lub po prostu była zastraszana utratą pracy.
-Możliwości było wiele, lecz która z nich była prawdziwa?
-Zadałem sobie pytanie, formując ze śniegu małą kulkę. Kiedy spojrzałem przed siebie zorientowałem się, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Znajdowałem się na drodze na której jeszcze nigdy nie byłem. Dookoła były pola, oraz domy, postawione w dość dużym odstępie od siebie. Obróciłem się wokół siebie 2 razy, zdenerwowany próbując przypomnieć sobie drogę powrotną. Lecz na nic to się zdało, byłem zbyt pochłonięty myślami w tamtej chwili. A mój wzrok przukuwałem jedynie w czubki ośnieżonych butów.
-Cholera! - Krzyknąłem ciskając za siebie wcześniej uformowaną kulkę.
-Auuuć! - Usłyszałem zza siebie.
Momentalnie odwróciłem się aby zobaczyć, kogo zaatakowałem moją przepełnioną złości snieżką. Ujrzałem szczupłą postać chłopaka w uroczej czapce z ponponem, na którego twarzy widniał topniejący śnieg. Podbiegłem do niego i rozpaczliwie zacząłem przecierać jego twarz dłonią.
-Wybacz mi, nie zrobiłem tego celowo. Nie miałem pojęcia że ktoś za mną stoi. Przepraszam. - Wydukałem bojaźliwie. Lecz chłopak odebrał to raczej łagodnie, nie był zły. Na ten gest z mojej strony tylko się uśmiechnął niepewnie. Nie wiem już czy to od zimna na jego twarzy pojawiły się wypieki. Czy też od kontaktu z moją dłonią.
-Ależ nic się nie stało... - Powiedział speszony, wbijając wzrok w swoje czarne, poniekąd już białe buty. Był uroczy, a ta czapeczka tylko to potęgowała. I na dodatek te włosy. Długie. Lubiłem takie.
-Uhhh, no dobra. A więc jak ci na imię? - Zapytałem już pewniejszy siebie.
-Taemin, a tobie? - Odparł już też spokojniejszy.
- Minho. - Powiedziałem pełen entuzjazmu. Na co Taemin zareagował znów w niemożliwie słodki sposób. Uśmiechnął się, i skierował swój wzrok w moją twarz. Lecz po wymianie naszych spojrzeń, znowu szybko zwrócił wzrok ku ziemi.
-Podszedłem do ciebie... bo zauważyłem że czegoś szukasz. Zgubiłeś się? - Zapytał cicho. Na co ja się zaśmiałem.
-Haha, tak jakby... Wyszłem na spacer, i chyba teraz nie mogę znaleźć drogi powrotnej do domu. - Odparłem zakłopotany drapiąc się po głowie.
-Ja mogę pomóc ci wrócić do domu! Znam tą okolicę jak własną kieszeń! - Wykrzyczał wręcz Taemin. Spoglądając na mnie chyba jeszcze bardziej zaczerwieniony niż wcześniej. Zdziwiło mnie to, lecz zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Na prawdę? Dziękuje ci bardzo. -Powiedziałem nie dowierzajac.
-A więc gdzie mieszkasz? - Spytał poprawiając czapkę.
-Na pobliskim osiedlu niedaleko ratusza. Wiesz gdzie to jest? -Zapytałem zmieszany. Nie chciałem żeby wziął mnie za jakiegoś nadętego bufona. Rozpieszczonego bachora z dobrego domu. Lecz nie skrzywił się o dziwo. Zwykle ludzie reagowali na to negatywnie. Oceniali mnie po miejscu zamieszkania. Dlatego tak często byłem przekreślany na starcie przez nich. Lecz chłopak uśmiechnął się tylko i nic nie mówiąc, złapał mnie za rękę, i pognał w kierunku mojego domu.

CZYTASZ
Opuszczona Sala Muzyczna
FanfictionStare pianino stojące w zagraconej sali muzycznej, przykryte warstwą kurzu, czeka aż ktoś wreszcie na nim zagra..... Lecz czy taka chwila nastąpi?