Perłowe Łzy...

9 2 0
                                    


 Siedziałem w zakątku uliczki, którą nazywamy „Uliczką Resztek" dlatego, że w tej okolicy znajduje się wiele restauracji.

Zegar na wieży wybił godzinę dziesiątą wieczorem. Pomaszerowałem w stronę pubu
z meksykańskim jedzeniem.

- Klaus! Brachu! - odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego w moją stronę Marego. Uściskałem go.

Usiedliśmy, wymieniliśmy kilka nieistotnych uwag na temat pogody i zjedliśmy coś, co kiedyś było tortillą z kurczakiem i wołowiną.

- Do zobaczenia!

- Żegnaj - odwróciłem się na pięcie i poszedłem w stronę miejsca, gdzie spałem.

Szedłem, aż w jednym z kontenerów na śmieci coś zamigotało. Zajrzałem do środka i zobaczyłem go: złoty kielich, przyozdobiony śnieżno białymi perłami. Mimo, że nie narzekam na brak pieniędzy, choć nie mam ich dużo, ucieszyłem się, bo nareszcie będzie mnie stać na pierścionek zaręczynowy dla mojej żony, którego wciąż nie dostała.

Nie mogliśmy mieszkać razem ze względu na przepaść pomiędzy naszymi statusami społeczny-mi, ona była córką premiera, ja zwykłym żebrakiem z ulicy.

Wyjąłem kielich z kontenera i poszedłem do mojego „ mieszkanka".

Schowałem kielich do skrytki w ścianie i poszedłem spać.

Rano, gdy się obudziłem, pierwsze co zajrzałem do skrytki, by sprawdzić czy kielich nadal tam jest. Mare był jedyną osobą, której powiedziałem o schowku. Zerknąłem na malutki kalendarzyk na ścianie: 22 września 1989 roku. Urodziny mojej żony, Mayry.

Wyjąłem ze skrytki zdjęcie drobnej uśmiechniętej kobiety. Pierwsze co rzuca się w oczy to piękne, duże, zielone oczy z niebieską obwódką wokół tęczówek. Rumieńce na policzkach zakrywające jej urocze piegi, które schodzą się na czubku nosa. Długie, falowane rude włosy mojej żony opadały na ramiona. Gdy ostatni raz ją widziałem sięgały za pas.

Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni dwie srebrne monety, 4 funty.

Poszedłem do kwiaciarni mojej ciotki. Nienawidziła mnie, tak samo jak ja jej. Jedyne za co jest-em jej wdzięczny to, to że zajmuje się moją chorą na raka matką.

- Witaj Klaus – położyłem monety na ladzie – Rozumiem, że potrzebujesz jakiegoś kwiatu?

- Tak – wychrypiałem i nagle dotarło do mnie jak bardzo spragniony jestem.

Ciotka wyjęła z wielkiego wazonu różową lilię. Zabrałem kwiat i skierowałem się do bogatej dzielnicy miasta. Po patrzyłem na bawiące się dzieci. Na jednej z ławek siedziała starsza siostra Mayry, Lola. Pomachała mi, a ja podszedłem do niej:

- Hej.

- Cześć – zza rogu wyłoniła się mała postać brata Loli i Mayry. Podbiegł do mnie i uwiesił się na mojej szyi – Hej młody.

Popatrzył na mnie swoimi prawie czarnymi oczyma i puścił mnie. Odwrócił się i pobiegł bawić się dalej z innymi dziećmi.

- Idziesz do mojej siostry?

- Tak, jest tu gdzieś?

- Nie, pewnie pomaga mamie w ogrodzie – uścisnąłem dłoń Loli i poszedłem w stronę domu Mayry.

Po chwili dotarłem do domu mojej żony i zobaczyłem jej jaskrawo pomarańczowe włosy. Obróciła się i poderwała na równie nogi, wpadła w moje ramiona.

Perłowe Łzy (One Shot)Where stories live. Discover now