Strach cz.1

1.8K 94 16
                                    

Po 8:00, a ja dopiero wstałam. Pierwsza lekcja - eliksiry. "Snape mnie zabije" - pomyślałam, ale jakoś po chwili przestałam się tym przejmować. Poszłam się szybko umyć, przebrałam się w szatę, wzięłam książki i wybiegłam z dormitorium na lekcję. Przez ten pośpiech zapomniałam o mojej różdzce. Właśnie miałam zawrócić i gdy w biegu i pośpiechu odwróciłam się i wpadłam na wysokiego, prawie łysego, z lekkim zarostem, przystojnego o zielonych oczach chłopaka. Gdy na niego spojrzałam nie mogłam uwierzyć zdziwieniu.
-Hermiona! - krzyknął uradowany ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Wiktor?? - powiedziałam ze zdziwieniem w głosie - co ty tu robisz?
-Przyjechałem w odwiedziny.
-Rozumiem, to dobrze. Słuchaj, spieszę się bo i tak jestem spóźniona na lekcję.
-Dobrze. Hermiona, czekaj! - krzyknął - poszłabyś ze mną na kolację? - spytał zawstydzony.
Słysząc to zatkało mnie i nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć. Ale w końcu coś z siebie wydusiłam.
-Yyy ta-a-a-k p-pewnie.
- To o 20 w sekretnym ogrodzie?
- Tak.
Po tej odpowiedzi pobiegłam do dormitorium. Nie mogłam uwierzyć co się właśnie stało. Dlaczego się zgodziłam? Co on tutaj w ogóle robi? Przyjechał w odwiedziny? Ciekawe do kogo. Nie miałam czasu o tym myśleć. Żeby było szybciej teleportowałam się od razu pod salę eliksirów. Gdy otworzyłam drzwi profesor Snape stał na wprost klasy, a wszyscy mieli wzrok skierowany na mnie. Widać było jego gniew lecz zarazem uradowanie.
-Panna Granger - powiedział spokojnie mierząc mnie wzrokiem - usiądź koło Dracona. Poszłam niepewnym krokiem - 10 punktów odejmuję Gryfindorowi za Pani spóźnienie. Nie przejmując się tym otworzyłam książkę na danym temacie.
-To jest niepodobne do naszej szlamy - powiedział Malfoy z szyderczym uśmieszkiem.
-Zamknij się - warknęłam.
-Jakiś problem? - wtrącił profesor Snape.
-Żaden - odpowiedziałam.
-Dobrze.
Lekcja minęła w mgnieniu oka.
Szybko udałam się na dziedziniec, a dwoje przyjaciół za mną.
-Czemu się spóźniłaś? - spytał Ron.
-Zaspałam.
-Dzisiaj wieczorem jest ognisko gdzieś na wzgórzach, niedaleko Hagrida. Idzie kilka osób. Idziecie?
-Pewnie, w sumie czemu nie - powiedział Ron.
-Miona? - spytał brunet.
-Ja... Ja dzisiaj nie mogę. Muszę trochę posiedzieć nad książkami - skłamałam.
-Ty już szósty rok siedzisz nad książkami dzień w dzień, rozerwałabyś się.
-Naprawdę nie mogę, wybaczcie. Ale miłej zabawy - uśmiechnęłam się i odeszłam.

                                                                                              *           *           *

Następną lekcję mieliśmy wróżbiarstwo. Ale nie zamierzałam iść i słuchać tych wszystkich bzdur. W zasadzie nie miałam zamiaru iść na resztę lekcji. Więc wędrowałam po zamku bez celu. Na korytarzach nie było widać żywej duszy. Cały czas myślałam o Krumie. Skąd tak nagle się wziął w zamku? Nie mogło mi to wyjść z głowy.
"Niedługo nadejdzie czas na ciebie szlamo" - słysząc ten głos przeraziłam się. Oglądałam się wokół siebie. Próbowałam utrzymać spokój, ale nagle usłyszałam: "tym razem ci się nie powiedzie, tym razem przegrasz. Potter będzie tym, który to zrobi, zostaniesz zdradzona". Pierwszy raz w życiu tak się wystraszyłam. Głos był męski, srogi, cichy, roznosił się po korytarzach, jakby był wszędzie. Gęsią skórkę miałam na całym ciele. Ze łzami w oczach, biegłam ile sił w nogach. W końcu wylądowałam pod chatą Hagrida. Stałam tam kilka sekund bez ruchu wpatrując się w jego drzwi. Zauważył mnie przez okno po czym od razu otworzył drzwi.
-Hermiona! Co ty tu robisz? Co się cholibka z tobą stało?
Wpatrywałam się na niego bez ruchu, okiem nie mrugnęłam, nie odezwałam się. Nie wiem co się ze mną stało, jakbym została sparaliżowana od stóp do głów.
-Hermiona? - mówił do mnie machając ręką przed moimi oczami. Zaprowadził mnie do środka i nalał mi herbaty, lecz jej nie tknęłam. Hagrid nie wiedział co robić, siedział bezczynnie, przyłożył mi rękę do czoła sprawdzając czy przypadkiem nie mam gorączki.

*30 minut później*

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Był to Harry i Ron.
-Cześć Hagrid.
-Harry, Ron! Na szczęście! Wejdźcie, szybko!
Nastolatkowie od razu zobaczyli mnie zapłakaną i rozmazaną od makijażu, zamiast swoich pięknych, dużych, czekoladowych oczu, miałam małe, czerwone i całe zakrwione.
-Miona?! - zaniepokoili się chłopcy.
-Nie odpowie wam. Jest taka już od jakiegoś czasu.
-Nie było jej na lekcji, martwiliśmy się. Dziwnie się zachowuje od kilku dni - powiedział Ron.
Harry odgarnął mi włosy wpadające na moje zapłakane oczy.
-AAAAAAAA!!!! - krzyknęłam zrywając się gwałtownie z krzesła, wylewając po drodze letnią już herbatę na podłogę, oddychając jakby zabrakło mi tlenu i płacząc jeszcze bardziej. Spoglądając się na Harry'ego natychmiast wyciągnęłam różdżkę i wskazałam na niego.
-Nie zbliżaj się do mnie! Nigdy Harry, zrozumiałeś, nie zbliżaj... - przez łzy nie mogłam dokończyć tego co chciałam powiedzieć - Przepraszam, po prostu, nie rób tego - po czym wybiegłam i wróciłam do swojego dormitorium.
- Koń i harfa - powiedziałam do obrazu Grubej Damy gdy ta otwrzyła mi przejście do Pokoju Wspólnego. Było puste, bo wszysy byli na lekcjach. Pobiegłam do siebie, rzuciłam się zapłakana na łóźko i zasnęłam.

*3 godziny później*

-"To już ta godzina?!" - pomyślałam - "Za 30 min muszę być w Sekretnym Ogrodzie".
Szybko machnęłam na siebie rożdżką i miałam na sobie zwykła, ale ładną fioletową sukienkę, włosy spięte w kucyka, czerwoną szminkę i buty na obcasie. Na to założyłam tylko czarną ramoneskę. Udałam się na spotkanie.
-Pięknie wyglądasz - powitał mnie Krum pocałunkiem w policzek.
-Dzięki, ty t-też - zająkałam.
Za nim na trawniku był koc, na którym znajdowały się świece, sushi i szampan. Sushi... Skąd wiedział.
-Więc, co tu robisz? Kogo przyjechałeś odwiedzić? - spytałam zakąszając się.
-Dumbledor'a. Musiałem o czymś z nim pomówic. Ale... Stęskniłem się za tobą Hermiono.
Popatrzyłam się na niego z niedowierzeniem. Przybliżył się do mnie. Był coraz bliżej i bliżej. Czuliśmy własne oddechy, nasze wargi delikatnie połaczyły się w romantycznym i delikatnym pocałunku. Gdy się ode mnie odkleił, zapytał: "Chcesz gdzieś pójść?"
Po tym pytaniu, spojrzałam się na niego niepewnie, lecz nic nie odpowiedziałam.
Wziął mnie za rękę, pomógł mi wstać i zaciągnął mnie na dziedziniec gdzie nie było żywej duszy. Stanęlismy obok jakiegoś drzewa.
-Co my tu robimy, Wiktor?
-Nie mów nic - uciszył mnie
Znowu to samo, przybliżył się do mnie, zaczął całować, kłaść ręce na mojej talii. To już nie było takie miłe jak przed chwilą. Po chwili zaczął mnie dotykać w miejscach intymnych. Próbowałam krzyczeć i się od niego oderwać, ale on zatykał mi usta swoimi. Nie mogłam nic zrobić. To nie był ten sam Krum co dwa lata temu. W myślach błagałam by ktoś się zjawił. Bałam się co zaraz mogłoby się stać.
-Wiktor, proszę, zostaw mnie.
-Zamknij się!!
Płakałam, byłam zrozpaczona, jedynie co chciałam to stąd uciec i zapomnieć o tym dniu jak najszybciej.
-Drętwota! - Wiktor padł, nie ruszał się. Ja byłam uratowana. Kto to zrobił?! Gdy się odwróciłam, zobaczyłam go. Nie, to niemożliwe. Jak?!
-Draco...?

                                                                                            °Always°
Łapcie następny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Jestem z niego dumna, szczerze mówiąc, wena mnie nie opuszcza. Jeśli się spodobało dajcie gwiazdkę, motywuje! Pozdrawiam :)

Potęga I PożądanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz