Rozdział 2

807 58 20
                                    

Ten dzień zaczął się jak każdy inny – przebudzona przez kolejny koszmar, zwlokłam się z łóżka i wzięłam się do pracy w kawiarni. Co chwilę spoglądałam przez okno. Teraz okolica wydawała się jak ze snu, jednak w czasie wojny pomiędzy ghulami, a ludźmi wyglądało to jak wysypisko śmieci. Wtedy wszystko było spalone i zmasakrowane łącznie z budynkiem, w którym się znajdowałam. Słysząc czyjeś kroki zdołałam powstrzymać łzę. Wróciłam do czyszczenia stołów w głębi modląc się, aby to nie był Tsukiyama. Niestety moje prośby na nic się nie zdały, ponieważ już po chwili ujrzałam jego nieszczęsną twarz w progu. Odkąd cierpi na głęboką depresję, stał się łagodny jak baranek. Wszystkie wydarzenia odbiły się na jego psychice niczym bumerang, pozostawiając w niej głęboki ślad. Często przyłapuję go na rozmyśleniach na temat sensu życia, o których opowiada niczym filozof. Jest świadomy tego, jak bardzo się zmienił, przez co pogrąża się jeszcze bardziej. Zaczął mnie szanować, dlatego ja również staram się utrzymać nasze relacje we w miarę dobrych, pomimo wszystkiego, przez co przez niego przeszłam. Zauważyłam jak bardzo przeżył zniknięcie Kanekiego, co postawiło go na wyższym miejscu w rankingu cenionych mi osób, niż dotychczas. Mimo mojej odwiecznej nienawiści do Tsukiyamy, próbowałam znaleźć w nim wsparcie i wspólny język, jednak nie wyszło mi to zbyt dobrze. Jest zbyt zapatrzony w swoje problemy, żeby przejmować się cudzymi.
- Good morning, Touka. – Jęknął i ruszył prosto w stronę lady, na której już poustawiałam szklanki i przygotowałam talerze dla dzisiejszych gości. – Wszystko już zrobiłaś? Szybka jesteś. Chyba mało spałaś. – Wymamrotał.
- Ty chyba też tej nocy nie wypocząłeś. – Zauważyłam patrząc na ciemne plamy pod jego oczami. – Chyba, że znowu brałeś narkotyki?!
- Czy ja wyglądam na ćpuna? To był jednorazowy wypadek.
„Oczywiście, że wyglądasz" – pomyślałam, ale nie odważyłam powiedzieć tego na głos. Poza tym, nie wiem jak spożycie narkotyków można nazwać „wypadkiem". Nic nie mówiłam, ponieważ po jego głosie można było się domyślić, że jest całkiem szczery, i że znowu ma załamanie. Kątem oka zauważyłam, jak wyciąga coś z kieszeni.
- No nie wierzę! Nadal trzymasz przy sobie tą chusteczkę?! – wykrzyknęłam, gdy ujrzałam pamiętny kawałek białego materiału z plamą krwi pośrodku.

- Nie bądź bezczelna. Tylko to mi pozostało! – wydukał prawie płacząc. Mimo, że rozumiałam jego ból, chciało mi się śmiać. Zawsze zgrywał takiego silnego, a wyszło na to, że jest mięczakiem w krytycznym stanie psychicznym. 
- Co to za hałas? Pora otwierać!
Odetchnęłam słysząc znajomy głos. Odwróciłam się i lekko pomachałam mojemu kelnerowi na przywitanie. Uta w ubraniu do pracy wyglądał naprawdę dobrze. Dzięki niemu dziewczyny bardzo często odwiedzały kawiarnię, byleby tylko na niego popatrzeć. Uśmiechnęłam się w duchu. Właśnie zamierzałam coś powiedzieć, jednak mi przerwał.

- Zobaczcie jak pada śnieg. Niesamowity widok. Ostatni raz padało, jak...- w tym momencie Uta przerwał swoją wypowiedź. Niepotrzebnie w ogóle wspominał o śniegu.

Mordercy.
Śniegu, który podczas wojny poplamiony był krwią.

Krwią moich przyjaciół.

Zabolało mnie serce. Nie chciałam o tym myśleć, jednak obraz ciał rozsypanych po ulicy ciągle powracał i kotłował się w mojej głowie razem ze wspomnieniem Kanekiego.

- Idę pobiegać – rzuciłam bez namysłu i emocji. Skierowałam się w stronę wyjścia z kawiarni. Zdziwieni chłopcy nie mieli czasu na jakąkolwiek reakcję.

- Zajmijcie się gośćmi – powiedziałam na pożegnanie.

Droga do parku trochę mi się dłużyła. Mimo wszystko uwielbiałam patrzeć na majestatyczny krajobraz Tokio. Mimo wczesnej godziny mijałam wielu ludzi. Gdzie oni się tak spieszą? Wyglądają, jakby nic ich nie obchodziło. Jakby nie mieli problemów. To samo mogą myśleć o mnie. Każdy skrywa w sobie jakąś bolesną tajemnicę. 

Nim się spostrzegłam, już maszerowałam wśród drzew. Zaczęłam nierówny trucht, który po chwili przerodził się w szybki bieg. Długo rozmyślałam jeszcze nad wydarzeniami z przeszłości, kiedy nagle zauważyłam przed sobą małą łąkę. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam sama. Przede mną stało kilku umundurowanych mężczyzn, którzy głośno o czymś dyskutowali.
Stanęłam za drzewem i nadsłuchiwałam.
- Ghule... czy... hah... myślę, że...
- Wojna... pomysł... musimy... spieszmy się...
Słyszałam tylko fragmenty ich rozmów, kiedy wreszcie coś do mnie dotarło.


To członkowie CCG...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 25, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zamknięci w płomieniachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz