I Mam stalkera! Boje się! (cz.2)

22 2 0
                                    


   Szczęśliwa stoję na przystanku czekając na Karolinę, która to na złość się spóźnia... Mijają minuty, a tej nadal nie ma. W dodatku zaraz ma być autobus. Równo kiedy pojazd zatrzymuje się przychodzi dziewczyna, która wygląda jakby znalazła się w środku pędzącego stada gnu... Wchodzę do niego płacąc za bilet i wybieram miejsce. Czekam, aż białowłosa usiądzie obok mnie, jednak ta siada naprzeciw tylko po to by zaraz całkowicie się położyć na siedzeniach. Chciałam się odezwać jednak zanim to zrobiłam dostałam od niej mordercze spojrzenie przez co postanawiam zostawić ją w spokoju. Zakładam słuchawki i wpatruje się w obraz przez okno.

    Po jakiś sześciu piosenkach dostajewiadomość. Znów ta sama osoba... myślałam, że po rozmowie z pojebem da mi spokój...jednak myliłam się. Zignorowałam ją tak samo jak pięć następnych... i piętnaściekolejnych... Spojrzałam na przyjaciółkę jednak ta ignorując cały świat albo spałaalbo perfekcyjnie udawała trupa.
Po niecałej godzinie w końcujesteśmy w Warszawie. Wychodzimy z pojazdu i od razu idziemy na przystanekgdzie zaraz przyjeżdża nasz autobus. Znów spoglądam na dziewczynę, która tymrazem oparta głową o znak chyba śpi. Autobus przyjeżdża, a ja siłą wpycham doniego niebieskooką usadzam na pierwszym wolnym miejscu. Dziewczyna od razupada... Nie mam pojęcia jak ona doprowadziła się do takiego stanu wciągu dwóchgodzin. Sama szukam wolnego miejsca. Po czym sprawdzam gdzie powinnyśmywysiąść. Mija kilka przystanków, a ja nadal nie wiem gdzie mamy wyjść. W pewnymmomencie czuje na ramieniu czyjąś dłoń. Sądząc, że to Karol zaczynam wyjaśniać,że nie wiem jak najlepiej dojechać do celu. Ręka znika z mojego ramienia byzaraz pokazać mi kolejny przystanek.

- Tu powinniście wysiąść. A następniepojechać sto czternaście do centrum. – Słysząc męski głos, niepewnie odwracam się. Widzę nawetprzystojnego bruneta uśmiechającego się do mnie. Niepewnie mruczę podziękowania– Ogółem cześć! Jestem Arek – szarooki nieznacznie przybliża twarz do mojej –władca szparek, dasz mi swoich majtek rozmarek?

Patrzęna niego jak na wariata. Chcę mu odpowiedzieć jednak w tym samym czasie ktoś gopopycha przez co ląduje na podłodze. Kiedy chcę się dowiedzieć kto go popchnąłwidzę przyjaciółkę, która wbija w niego morderczy wzrok. Chcąc nie chcącuśmiecham się.

- Areczku pedałeczku. Niedaleko maszprzedszkole. Idź tam pobaw się w pedofila.

Posłowach nastolatki nie wytrzymuje i śmieje się, ta jedynie spogląda na mnieniezrozumiałym przeze mnie wzrokiem po czym wyciąga z autobusu gdy tylko ten zatrzymujesię. Idziemy w ciszy przez chwilę, jednak w pewnym momencie zauważam, że idęsama. Rozglądam się w poszukiwaniu tego pojeba. Zauważam jak wychodzi zksięgarni jednak nie sama. U jej boku idzie nie kto inny jak Glina. Mam ochotędo niej podbiec i kazać wyjaśniać skąd oni się znają. Jednak zamiast tego stojęw miejscu i obserwuje jak Jack daje jej jakieś pudełko po czym odchodzi. Odwracamsię i szybciej niż wcześniej idę. Niestety po chwili dogania mnie. Idziemy wciszy. Co jakiś czas spoglądam na nią, jednak ona w skupieniu czyta jakiś...list? Skąd go ma? W pewnym momencie marszczy brwi i zatrzymuje się. Corazbardziej utwierdzam się w tym, że to chory pojeb gdyż zatrzymuje się na środkuulicy. Robię to samo i czekam, aż ruszy dupę. W końcu podnosi głowę znad kartkii łapie mnie za rękę zabierając z ulicy. Zatrzymuję pierwszą lepszą taksówkę.Wpycha do niej pospiesznie, mówi jakiś adres by zaraz siedzieć z nosem wkartce. Mimo to zauważam, że jej humor się poprawił. Zauważam jak ściska w dłonitajemnicze pudełeczko. Chcę się zapytać co to jednak zatrzymujemy się, a onabłyskawicznie wychodzi z samochodu. Robię to samo, nawet nie wiem kiedyzapłaciła za taksówkę, a już stoi za drzwiami jakiegoś apartamentu. Idę za niąwprost do windy. Wciska ostatnie piętro i po kilku minutach jesteśmy przeddrzwiami jakiegoś mieszkania. Otwiera pudełko, zauważam w nim jakiś białykryształ i klucz, który wyjmuję i otwiera drzwi. Przepuszcza mnie. Zaczynamrozglądać się po holu jednak przepycha mnie dalej. Trafiamy do salonu gdziemoje serce niemal nie staje kiedy widzę na kanapie Sammy'ego Wilkinsona.

SAMMY
Siedząc z chłopakami na kanapiepróbuje rozszyfrować list jaki przyniósł Johnson, kiedy to słyszę jak ktośwchodzi do mieszkania. Dziwie się. Wszyscy są tutaj, a Karol nigdy by nieweszła drzwiami. Mam zamiar pozbyć się intruza, gdy tylko wejdzie do salonujednak kiedy zauważam wchodzącą Karolinę z czarnowłosą księżniczką momentalniezaniecham eliminacji nowych gości... Rzucam list na szklany stół i posyłając białowłosejwdzięczne spojrzenie witam się z zielonooką pięknością.
Przez kolejne dwie godzinyrozmawiamy jak nakręceni. Zdążyłem poznać trochę Amy, która ku mojemuzdziwieniu zachowuje się dość normalnie w sytuacji gdy przed nią stoi jej„idol". Nie wiem czy to sprawa jej silnej woli, dziwnego spojrzenia granatowookiejczy po prostu czegoś innego. Walić, ważne, że normalnie rozmawia a nie rzucasię na Ciebie jak te wszystkie psychofanki. Co ostatnio dzieje się zbyt często.Widząc co dzieje się na ulicy gdy ostatnio postanowiliśmy pozwiedzać Warszawętrochę obawiam się koncertu... Ale ważne, że po nim cały tydzień wolnościnastanie. Chociaż szkoda, że dziewczyny mieszkają w zupełnie innym miejscu.(dop. Aut. Chciałbyś co jebany pedofilu!) Dziewczyny powoli zbierały się dowyjścia tłumacząc, że już późno. Posłałem do Johnsona błagalne spojrzenie mającnadzieje, że zareaguje. Oczywistym jest, że jeśli jest tu Karolina nie uda misię zatrzymać czarnowłosej na noc. Moja wiara w przyjaciela nie zawiodła mnie. Nieminęła minuta kiedy Jack namawiał dziewczynę na wyjście do kina czy inne coś...byleby Amy została tutaj. Cóż w przeciwieństwie do niej, zielonookiejnajwyraźniej podobał się pomysł zostania tu na noc. Gdyby tylko wiedziała jakieto mam według niej plany. 
Popółgodzinnych prośbach wszystkich tu zgromadzonych, Karolina zgodziła się pójśćz Johnsonem do wesołego miasteczka. Po kolejnych dziesięciu minutach zostałemsam na sam z księżniczką w mieszkaniu. Udałem się do kuchni po szklanki i jakiśtrunek. Wróciłem do salonu stawiając na stoliku szklanki i nalewając napójpodałem go siedzącej na sofie dziewczynie, siadając naprzeciw. Wpatrywała się wnaczynie, a ja niemal nie rozbierałem jej wzrokiem. Cisza jaka pomiędzy namitrwała powoli mnie irytowała i to chyba tylko dlatego, że za nią idzie naszabezczynność. Nie po to narobiłem sobie długu u Johnsona by teraz jedyniewgapiać się w nią. Po kolejnych minutachsiedzenia w ciszy nie wytrzymałem. Nawet nie omijając stoliku, podniosłem się zmebla wbijając w jej usta. Początkowo sądziłem, że mnie odepchnie, przywali zliścia i wyjdzie. Jednak zamiast tego zaczęła oddawać pocałunki z taką samąnamiętnością. Nie przestając zacząłem wodzić rękoma po jej ciele by zachwalęzdjąć z niej bluzkę. Odczepiłem się od tych idealnych ust by zejść na smukłąszyję w celu narobienia jej kilku malinek.
Chwilępotem znajdujemy się na łóżku w mojej sypialni nadzy... I dalej już nic niepamiętam. Wszystko działo się zbyt szybko. Huk, krzyk dziewczyny i wystrzał.Potem została jedynie ciemność. Zakłócona głuchymi krzykami, w którychrozpoznałem jedynie głos Karoliny i Amy.

***

Niewiem ile tak leżałem nieprzytomny... a może martwy? Czując niewyobrażalny ból w czaszce ociężale podniosłem sięotwierając oczy. Jednak od razu tego pożałowałem kiedy zbyt jasne światło wpokoju zaatakowało je. Kiedy w końcu przyzwyczaiłem się do jasności panującej wpomieszczeniu zacząłem się po nim rozglądać. Jednak tylko przez chwileuświadamiając sobie, że to nie jest mój pokój... A wszystko jest białe. W gardlenarosła gula, a żołądek diametralnie się skurczył kiedy zrozumiałem, że jestemw Niebie. Więc jednak. Umarłem. Czym prędzej (się wybierajcie Do Betlejem pospieszajcie) zerwałem się z łóżka nawet nie zastanawiając sięco robię wybiegłem na korytarz... znaczy miałem taki zamiar. Nikt mi niepowiedział, ze za drzwiami nie będziekolejnego pomieszczenia tylko pusta przestrzeń gdzie – na złość – grawitacjadziała. Normalnie pewnie zacząłbym krzyczeć i wołać o pomoc. Ale no tutaj chybanikogo nie znajdę... no i z tego co wiem nie da się drugi raz umrzeć. Tak więc pozwalałem grawitacji ściągać się w dół...

Little Witch | Sammy WilkinsonWhere stories live. Discover now