Amy
W naprawdę beznadziejnym humorze przechadzałam się ścieżkami jednego z Francuskich parków. Od incydentu w Warszawie, gdzie to Sammy oddał za mnie życie minęło pół roku. Tyle samo minęło od mojej wyprowadzki z kraju. Jednak Karolina nie mogła wybrać gorzej niż Paryż. Miasto zakochanych. Super. Tak jak sądziłam, że to tylko takie gadanie, teraz wiem, że to prawda. Co chwila widzę jakąś kochającą się parę co tylko sprawia, że mam jeszcze gorszy nastrój. Równie dobrze mogłabym wrócić teraz do domu i zaszyć się przed telewizorem do końca życia... Jednak świadomość, że kilka metrów pode mną ciągnie się sieć jakiś lochów, w których nie wiadomo co jest odpędzała mnie od domu... jeśli tą starą rezydencje można było nazwać domem...
Niechętnie skierowałam się w stronę bramy czując malutkie krople mżawki na skórze. Jednak jak w dennym romansidle smutną i samotną dziewczynę musi dopaść deszcz. Tak więc teraz powolnym krokiem zgarbiona z rękoma schowanymi w kieszenie bluzy, ignorując coraz to większa ulewę szłam w stronę mieszkania. Mając nikła nadzieje, że tym razem kogoś tam spotkam. A przez kogoś mam na myśli Karolinę. Przez ten cały okres widziałam ją tylko dwa razy. I to przez chwilę. Nie dość tego, to jeszcze nie mogę skontaktować się z rodzicami. Bo to dla „mojego bezpieczeństwa". Jestem pewna, że nawet nie wiedzą gdzie jestem.
Spojrzenia tych wszystkich ludzi zaczynały mnie coraz bardziej dobijać. Czułam się jakby każdy szeptał o moim nieszczęściu. Wbiłam wzrok w chodnik chcąc jak najszybciej dostać się do domu, kiedy to na kogoś wpadłam lądując na chodniku. Oczywiście los pechowca trzyma do końca i pobliski samochód musiał mnie jeszcze ochlapać. Jednak jak to czasami się mówi. Szczęście w nieszczęściu. Unosząc wzrok napotkałam niesamowicie niebieskie oczy, które były przepełnione smutkiem. Orientując się, że nie nic na mnie nie pada podniosłam wzrok wyżej gdzie napotkałam parasol należący do chłopaka. Podał mi dłoń, która bez wahania złapałam dzięki czemu po chwili stałam na nogach starając się powiedzieć nawet zwykłe dziękuję. Jednak nie mogłam żadnego słowa z siebie wykrztusić. Zamiast tego zaczęłam kichać. Cudownie. Jeszcze się przeziębiłam, a na skórze znów poczułam zimne krople. Poderwałam spojrzenie na chłopaka, którego już nie było. Nawet rozglądanie się w około nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wyglądało to tak jakby wyparował... albo w ogóle nie istniał.
Sammy
Musze przyznać, że w miarę przyzwyczajałem się do tego, że jestem... martwy. Co z jednej strony jest to absurdalne bo funkcjonuje niemal jak normalny człowiek. Mimo to w przeciwieństwie do nich mogłem podróżować między światami. Hah! Kto by przypuszczał, że tyle ich jest! Mimo tego nadal nic nie było w porządku. Nieważne co bym zrobił nie mogłem spotkać się z Amy. Jedynie mogłem ją obserwować. Nawet wczoraj. Kiedy to byłem niemal pewny, że ta wpadła na mnie zamiast przeze mnie przejść jak zawsze, a nadzieja zaczęła kiełkować we mnie. Okazało się, że to zwykły żart ze strony życia.
Pół roku. Tyle minęło od mojej śmierci. Pół roku rozstania z najbliższymi. Pół roku od końca muzycznej kariery. I pół roku od pierwszego i ostatniego spotkania z Amy. No i zapewne wiele lat tego samego. Bo nie sądzę by nagle stał się cud dzięki, któremu ktokolwiek będzie mógł mnie widzieć... Już chyba lepiej byłoby mnie zabić, a nie kazać się tułać po świecie. Opadłem na kanapę w salonie rezydencji należącej do Amy i Karoliny. Chociaż zaczynam wątpić czy na pewno też do Karoliny... jakoś nie za bardzo ją tu widzę. Eh.. może gdyby tu była mogłaby coś zrobić żebym był widoczny. Jednak nawet gdybym chciał jej poszukać to byłoby na marne. Skoro wcześniej się jej nie udawało dlaczego miałoby i tym razem? Białowłosa po prostu wyparowała.
W jednej chwili stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Dziwna różowa chmura pojawiająca się z nikąd w pomieszczeniu. Karolina wyłaniająca się z niej w dziwnym stroju z miotłą... cała umazana w lukrze? Jej zbyt szeroki uśmiech skierowany w moją stronę. Kolejna fala delikatnego różu i stoję na dziedzińcu jakiejś dziwnej placówki. Gdzie wiele dziewczyn nosi podobne ubranie co Karol w ogóle nie zwróciło uwagi na ten incydent jakby to było coś na porządku dziennym. A może było? Chwile później stojąc na unoszącej się miotle białowłosa rozmawiała z kimś... Problem w tym, że oprócz mnie i jej nikogo pobliżu nie było. Chociaż chyba większym problemem powinno być to, że ona swoi na miotle, która lata... pieprzona wiedźma. W końcu postanowiła „wylądować". Jednak moje nadzieje, że wyjaśni mi co tu robię poszły sobie w pobliskie krzaki. A ta zamiast kulturalnie mnie poinformować zaczęła ciągnąć w stronę budynków. Nie zdziwię się jeśli będzie chciała mnie złożyć szatanowi w ofierze...
Jednak zamiast ku mojemu szczęściu nie złożyła mnie jakiemuś stworowi, a zaprowadziła do gabinetu... Ładnego gabinetu... znajdującego się na jakimś jedenastym piętrze gdzie nie ma windy! No ludzie, jak tak można? To powinno być karalne. No ale dobra, wracając do tego co tu robię. To oprócz siedzenia w fotelu. Nic. Białowłosa wprowadziła mnie do pomieszczenia, kazała usiąść i poszła. I tak czekam na nią z jakąś godzinę. Zniecierpliwiony i znudzony postanowiłem przejść się po tym budynku, który chyba jest jakimś uniwersytetem.
Ledwo wyszedłem z pokoju, a życie znów powiedziało mi jak bardzo mnie nie lubi. Zamiast podłogi dostałem dziurę, w którą oczywiście wpadłem. Aż poczułem się jak Alicja kiedy wpadła do nory. Jednak zamiast lecieć w dół jechałem po ściance czy czymś niczym na zjeżdżalni. W sumie mogłoby być fajnie gdyby nie to, że jest tu ciemniej niż w dupie! W pewnym momencie zaczęło być coraz jaśniej, aż w końcu bezceremonialnie wyleciałem z tej dziury... do gabinetu, z którego przed chwilą wyszedłem! Po prostu cudownie. Pozbierałem się z podłogi, o którą musiałem zaryć mordą wylatując. I po co to zrobiłem? By moja szczęka bez uprzedzenia walnęła o podłogę, kiedy drzwi otworzył nie kto inny jak Amy. W pierwszym momencie chciałem dosłownie do niej podbiec. Jednak szybko zaniechałem tego czynu sądząc, że to może być jakaś pułapka. Przez co jak wryty stałem i obserwowałem jak Karolina prowadzi i usadawia w białym fotelu dziewczynę. Sam ostrożnie do nich podszedłem. Chyba myśląc, że nie zostanę przez nie zauważone. Jednak kiedy Karolina gestem „poprosiła" bym usiadł, a ja to o dziwo grzecznie zrobiłem zaczęła swój wywód, który dał mi tyle nowych obietnic.
YOU ARE READING
Little Witch | Sammy Wilkinson
Fanfiction"Sammy Wilkinson był normalnym piosenkarzem. Dopóki nie postanowił odwiedzić Polski i swojej starej znajomej. Los był dla niego wredny i postanowił ukatrupić chłopaka. No cóż takie życie. Jednak nie będąc taką złą postanowiłam przywrócić chłopaka do...