rainy day

1.8K 123 22
                                    

Newt stawiał delikatnie stopy, przeskakując kałuże. Mokre, jasne włosy kleiły się do jego smukłej twarzy i zasłaniały widoczność. Trzynastoletni chłopak wolno posuwał się do przodu. Uwielbiał takie dni. Ponure i przygnębiające. Z nieba woda leciała ciurkiem, z daleka słychać było grzmoty.

Nie spieszył się do domu, pozwolił sobie na wyruszenie, ze szkoły, okrężną drogą. Mijał stare domki jednorodzinne, skryte w dużej mierze za, uginającymi się pod ilością zielonych liści, gałęziami drzew. W oknach niekiedy dało dostrzec się, wypatrujące rodziców dzieci.

Newt szedł błotnistą drogą, z przemokłymi już butami, gdy niebo przeszył snop światła. Po pierwszym rozbłysku nastąpił drugi, a potem kolejny. Grzmoty nasiliły się, a burza się rozpoczęła.

Chłopak, na początku wystraszony, nie do końca wiedział co zrobić. W końcu zorientował się, że nie może zostać tu, gdzie był, wśród tych wszystkich drzew. Rozejrzał się więc po okolicy w celu znalezienia bezpiecznej kryjówki. To, co się właśnie działo, nie było już pogodą, którą lubił.

Podążył w kierunku najbliższego budynku, który stał przy drodze, a będąc bliżej zauważył duży szyld, głoszący, że jest to sklep spożywczy, co napełniło go nadzieją. Jednakże po przebyciu kolejnych metrów jego oczom ukazała się następna tabliczka: zamknięte. Przeklnął w duchu. Przez moment w jego głowie pojawiła się myśl o szalonym biegu w kierunku bezpiecznego domu, znajdującego się około dwa kilometry dalej. Pchany jednak strachem przyspieszył kroku wyłącznie na tyle, aby po paru sekundach znaleźć się przed budynkiem sklepowym. Doszedłszy do schodów, skrył się pod małym daszkiem, wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer mamy. Abonament czasowo niedostępny. Usłyszał ze słuchawki.

-Szlag by to trafił. -Wykrzyczał trochę zirytowany, a trochę wystraszony całą sytuacją, po czym postanowił przeczekać w schronieniu do końca burzy.

-Paskudna pogoda, co? -Newt poczuł gęsią skórkę na całym ciele, gdy usłyszał głos tuż za plecami. Odwrócił się powoli. Przed twarzą mignęła mu czyjaś zakłopotana mina. -Przepraszam. Prawdopodobnie nie powinienem się skradać, ale po prostu usłyszałem krzyk. Zaskoczyłem cię. -Zakapturzony chłopak, trochę niższy i tęższy, stojący naprzeciw Newta, wykonał ruch ręką, wskazując za siebie. -Ja ukryłem się z drugiej strony. Tam jest ławka. Możesz do mnie dołączyć. -Zreflektował się i z uśmiechem podążył we wskazywanym kierunku. Newt zawahał się, ale po chwili ruszył za chłopakiem. Nie powinien iść nigdzie za nieznajomym, ale przecież to było tylko kilka kroków, więc chyba nic złego nie miało się prawa wydarzyć, prawda?

Przycupnął na, cudem suchej, ławeczce, obok obcego, którego, tym razem, twarzy nie zasłaniał kaptur czerwonej bluzy. Był dosyć przystojny, co natychmiast stwierdził Newt - brązowe oczy, poczochrane, ciemne włosy, przyjazny uśmiech i uroczo zadarty nosek. Na dodatek wydawał się być w jego wieku.

Oboje wzdrygnęli się, gdy donośny grzmot niespodziewanie przebił szum deszczu.

-Najwidoczniej jesteśmy skazani na siebie dłużej niż myślałem. -Wyższy chłopiec skierował swoje słowa do nieznajomego. -Jestem Newt. -Podał mu swoją drobną dłoń. Ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się.

-Thomas. -Uścisnął jego rękę swoją, niewiele większą, ale z pewnością bardziej męską i oh, uklejona. Newt poczuł lepką masę pod palcami, więc natychmiast zabrał dłoń. Próbował zrobić to dyskretnie, jednak Thomas musiał to zauważyć, ponieważ zarumienił się i zaczął wyjaśniać: -Wybacz, jadłem watę cukrową. -Spojrzał niepewnie w stronę nowego znajomego.

Oh, to tylko wata. Newt zganił się w myślach. Teraz to on poczuł się głupio, przez obrazy, które przed chwilą przechodziły mu przez głowę. Głupie dojrzewanie! Te wszystkie dziwne myśli naprawdę uprzykrzają życie.

-Może też chcesz? Zostało jeszcze trochę. -Thomas sięgnął do plecaka, leżącego pod ławką. Wyciągnął z niego małe pudełeczko i podał je Newtowi. Chłopak, nie chcąc popełnić kolejnej gafy, podziękował i uszczknął maleńki kawałek różowego puchu, po czym wpakował go do ust. Czując na języku rozpuszczający się cukier, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Popatrzył na Thomasa, nerwowo skubiącego kolejne kawałki waty.

-Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem watę. Chyba jakieś... -Newt próbował przypomnieć sobie kiedy ostatnio poczuł ten smak. -jakieś 10 lat temu.-Wyznanie wywołało zdziwienie niższego.

-Pieprzysz. -Pokiwał głową na znak niedowierzania. Zerknął w stronę towarzysza i upewniwszy się, że mówi prawdę, zmrużył oczy. -W takim razie proszę. -Podłożył bliżej Newta pudełko z watą. -Jedz, musisz nadrobić straty. -Poklepał chłopaka o jasnych włosach po ramieniu. -I nie martw się, mam jeszcze cały zapas. -Wskazał palcem pod ławkę, gdzie wciąż spoczywał jego plecak.

Ostatnie grzmoty mruczały nad miastem, gdy dwójka chłopców kończyła jeść ostatnią porcje różowej waty cukrowej.

cotton candyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz