Ostatni dzień roku szkolnego. Trzeba się ubrać bardzo elegancko. Kok chyba będzie odpowiedni. Ivy zręcznie upina swoje włosy. Zbiega ze schodów, aby otworzyć przyjaciółce drzwi. Zdecydowały, że włosy Jane zrobi Ivy. Nie chcą wyglądać podobnie, więc na głowie ciemnej brunetki będzie długi kucyk. Nad gumką, wiążącą włosy Jane została przypięta czarna kokardka.
-Świetnie wyglądasz. Która już godzina? -spojrzała na telefon Ivy.
-Pokaż. Spóźnione nawet na zakończenie roku- roześmiała się Jane.
-Dalej! Wstawaj! Nie zdążymy!
-Ivy, spokojnie zadzwonię po Blaze'a. Przyjedzie po nas.
-Chyba sobie żartujesz. Na pewno z nim nie pojadę.
-Możesz iść pieszo-poszukiwała w kontaktach numeru brata. Tyle ich było.
-Nie zdążę. Cholera. Pojadę z wami.
Po pięciu minutach pod dom Ivy z piskami opon podjechał Blaze. Roześmiał się kpiąco na widok zrezygnowanej Ivy, kroczącej do jego samochodu. W końcu musiała skorzystać z jego pomocy. Przez całą drogę z grymasem na twarzy nie odzywała się do Blaze'a.
-Mucha cię ugryzła? -zapytał ustawiając lusterko na twarz, siedzącej z tyłu Ivy.
-Nawet dwie. Sądzę, że musiały być spokrewnione z tobą.
-Bym cię nie ugryzł-razem z siostrą roześmiał się.-Mam Polly.
-Nie wiesz jak bardzo się cieszę-ironiczny uśmiech i szybko wysiadła z samochodu, ponieważ byli już na miejscu.
Gdy weszli na sale trwało przemówienie dyrektora. Żegnał absolwentów. Ukradkiem ominęły nauczycieli i usiadły na dwóch wolnych miejscach.
***
Blaze po odwiezieniu dziewczyn zawrócił pod dom Polly. Teraz i ona musiała skorzystać z auta. Uderzył pięścią o kierownicę tak, że Polly usłyszała dźwięk klaksonu. Wybiegła z kwaśną miną przed dom.
-Gdzie byłeś?!
-Spokojnie, odwoziłem Jane.
-A o mnie zapomniałeś?
-Nie, masz przecież jeszcze 20 minut.
-Jedź już!
Gwałtownie ruszył. Przyspieszał. Kilkakrotnie poproszony o wolniejszą jazdę, odparł, że przecież się spóźni. Droga choć krótka i szybka to dłużyła się tak bardzo.
-Ostatnio się zmieniłaś-powiedział dziwnym tonem Blaze.
-To ty się zmieniłeś- bąknęła krótko Polly.
-To może byś dała przykład w czym się zmieniłem.
-Inaczej do mnie mówisz. Inaczej na mnie patrzysz. I inaczej się zachowujesz. Nie uśmiechasz się już tyle.
-Przepraszam, jestem zmęczony. Codziennie późno wracam z pracy.
Polly już nie odpowiedziała Denerwował ją Blaze. Miał do niej coraz mniej czasu. Nie rozumiała go. Był już dorosły. Według rodziców mógłbym pójść na studia, ale tego nie zrobił, więc musi na siebie zarabiać. Pracuje jako pomocnik budowlańcy. Polly sądzi, że nie powinien tam pracować, a on, że nie ma wyjścia. Bez tego nie będzie miał kasy na swoje i jej wydatki.
-Przyjechać po ciebie?-zapytał przy szkole Polly.
-Nie. Idę z dziewczynami.
Odjechał. Wstąpił na chwile do warsztatu kolegi. Miał dziś wolne, a nie zapowiadało się, że spędzi go z dziewczyną. Dostał od przyjaciela jakąś część do samochodu. Podziękował i spojrzał na zegarek. Dziewczyny, Ivy i Jane zaraz kończą. Może po nich podjechać. Już widzi tą minę Ivy na jego widok. Jak się opiera przyjaciółce, żeby tylko nie jechać z Blaze'em. "Pojadę po nie"-pomyślał. Licealisci zaczynają wychodzić z sali. Wyłania się postać Jane, a za nią Ivy. Ta pierwsza z prędkością światła dobiega do samochodu.
-O, mój braciszek przyjechał po mnie?
-Zabieraj koleżankę i wsiadaj.
Siostra Blaze'a cierpliwie zaczekała aż Ivy sama zrozumie, że nie ma wyjścia. Teraz Jane kazała przyjaciółce usiąść w przodzie. Pewnie dlatego, aby ona poczuła skutki szybkiej jazdy Blaze'a. Już po chwili Ivy była cała czerwona.
-Zwolnić? -uśmiechnął się.
-Poproszę- odwzajemniła to swoją wredną miną. Zwolnił.
-Widzisz jaki potrafię być miły?
-Nie, nie zauważyłam.
Od teraz wakacje czas zacząć. Tego dnia był upał, choć lato dopiero co się zaczęło. Ivy zaproponowała przyjaciółkce wyjście przed Jane dom. Myślała, że Blaze krąży po domu. Gdy wyszły spostrzegła, że jest przy jego samochodzie. Usiadły na krzesła pod parasolem. Blaze wymieniał tą część, którą dostał od Jacka. Widać było, że nie może sobie z czymś poradzić. Krople potu spływały mu po czole. Ivy założyła okulary przeciwsłoneczne i odwróciła głowę. Chciała sprawić wrażenie, że nie spogląda na niego. Ale tak nie było. Blaze o tym wiedział. Od czasu do czasu sprawdzała kontem oka z czym nie może sobie poradzić. Był cały umazany na czarno. Lekki, kpiący uśmieszek pojawił się na twarzy Ivy. Blaze płynnym ruchem zdjął koszulkę, którą wytarł pot. Oczom Ivy ukazały się mięśnie. Nie mogła jednak pokazać, że jest pod jakimkolwiek wrażeniem. Weszła do domu pod pretekstem,że zachciało jej się pić. Jane zdziwiona, że tak długo przyjaciółki nie ma, zapytała:
-Ivy, co tak długo pijesz?
Dziewczyna wróciła z dwiema szklankami, napełnionymi koktajlem.
-A dla mnie?-przerwał swoją pracę Blaze.
-Wiesz jaka jest moja odpowiedź.
-Nie, nie wiem. Powiesz mi?
-Możesz sam sobie iść - wtrąciła się Jane. Jednak Blaze wrócił do pracy.
-A może księżniczka mi by podała ten śrubokręt?
Ivy wiedziała, że chodzi o nią. Nie chciała być nazywaną księżniczką. Zdenerwowało ją to, więc wstała z przymusu i podała śrubokręt. Kiedy podawała narzędzię, Blaze dwoma palcami maznął czarne paski na policzku Ivy. Ta zdenerwowana odparła:
-Chciałeś pić? To proszę -cofnęła się po jej szklankę i chlusnęła Blaze'owi.
-Cholera!-krzyknął Blaze.
-Oj, będzie się działo..-powiedziała Jane, kiedy zauważyła nadchodzącą Polly.
-Tak się bawisz?! A ona co tu z tobą robi? -wrzeszczała dziewczyna Blaze'a.
-Nie drzyj się. Nie bawię się. Jak widzisz tylko naprawiam auto. A ona jest u Jane.
-Jak widzę stoi tu z tobą. Wiedziałam, że ze sobą kręcicie.
Niespodziewanie Ivy uniosła się śmiechem.
-Przykro mi ale..-nie mogła przestać się śmiać.-Nie, nie kręcę z nim. Jakbym śmiała.
Blaze również zaczął się śmiać.
-Z czego się śmiejesz?!
-Polly, przestań-Blaze nie traktował tego poważnie.-Przecież wiesz,że...
Przerwała mu Polly, uderzając go w twarz. Na widok tego wszystko zamarło. W jego oczach widać było wielkie oburzenie.
Polly odwróciła się i odeszła. Przy wyjściu z ogrodu krzyknęła:
-I nie próbuj wracać, frajerze!
Ivy poszła się umyć, a Blaze zakończył swoją pracę. Bez słowa wróciła do domu. Lekko poczuła urazę. Tak mocno wypowiedział słowo ona. Ivy ma przecież imię.