Erik
Ból. Tysiące maleńkich śmierci połączonych w jedną, wszechobecną agonię, która wypełnia każdy fragment mojego ciała. Nie ma ucieczki. Jakbym był obdzierany ze skóry, rozrywany na kawałki, palony żywcem. A może to prawda? Wydaje mi się, że czuję dym. Słyszę trzaski i syki. Gęste gorące powietrze wypełniające moje płuca. Ciężar na mojej klatce piersiowej. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę krzyczeć. Nie mogę oddychać.
Czy to tak wygląda śmierć?
- - - X - - -
Jest wilgotny jesienny poranek. Chłód atakuje moje policzki, a delikatna mżawka moczy ubrania, ale dziecięca ekscytacja nie pozwala mi tego zauważyć. Mocno ściskam większą, kobiecą dłoń i posłusznie idę przez kolejne ulice. Rzadko wychodzimy - mama zwykle woli zostać w domu i pić tę dziwną ciecz o nieprzyjemnym zapachu, po której jest dla mnie niemiła i mówi, że mnie nie chce. Wiem, że to nieprawda - mama mnie kocha, ale i tak tego nie lubię. Dlatego cieszę się, że jesteśmy na dworze.
Radośnie rozglądam się wokoło i zaczynam nucić kołysankę. Babcia mnie jej nauczyła. Kocham moją babcię. Jest zawsze miła i to od niej mam moją jedyną zabawkę czyli pluszową małpkę, którą teraz trzymam w drugiej ręce. To babcia też zawsze się mną zajmuje. Albo zajmowała. Nie widziałem jej od jakiegoś czasu - nie rozumiem co się stało. Chcę nucić dalej, ale mama karze mi zamilknąć i przyśpiesza kroku. Muszę prawie biec, aby za nią nadążyć, ale nic nie mówię - nie chcę bardziej rozgniewać mamy. Nie lubię kiedy krzyczy.
Dochodzimy do jakiegoś dużego, szarego budynku. Nie podoba mi się - wygląda smutno. Mając sześć lat umiem już czytać, ale nie rozumiem słowa, które widzę na tabliczce przed drzwiami. Co to znaczy ''SIEROCINIEC''? I dlaczego tu jesteśmy?
Wchodzimy do środka i idziemy naprzód długim korytarzem. Po chwili mama zatrzymuje się przy któryś z kolei drzwiach. Każąc mi zostać na miejscu, wchodzi do środka.
Długo jej nie ma, ale grzecznie czekam, bawiąc się moją małpką, tak jak mi poleciła. Może jeżeli będę dobrym chłopcem to mama choć raz znajdzie czas, żeby się ze mną pobawić?
Wreszcie drzwi się otwierają. Podbiegam do mamy, która właśnie wychodzi z pokoju. Chcę chwycić jej dłoń, ale ona nie pozwala mi na to. Odpycha mnie i nawet na mnie nie patrząc, kieruje się do wyjścia. Wołam ją, ale ona się nie odwraca. Opuszcza budynek.
Stoję sam w pustym korytarzu, nie rozumiejąc dlaczego mnie zostawiła.
- - - X - - -
Głośny hałas. Świst powietrza, które przecina przedmiot spadający na prawą stronę mojej twarzy. Coś gorętszego niż samo słońce i niewyobrażalny ból przy którym wcześniejsza agonia wydaje się być dziecięcą igraszką. Żadne słowa żadnego języka świata nie wystarczą, by opisać tę ognistą falę, która zalewa moje ciało i umysł, aż nie jestem w stanie myśleć o niczym innym.
Z moich ust, z których zaledwie chwilę temu nie mogłem wydobyć ani jednego dźwięku, wyrywa się przeciągły, nieludzki skowyt.
- - - X - - -
Metaliczny posmak w ustach i ciepła krew na mojej twarzy. Wycieram ręką czerwoną strużkę spływającą z moich warg. Słyszę śmiech i powoli oddalające się kroki moich oprawców, którzy przez ostatnie lata robili wszystko by zmienić moje życie w piekło.
Już sam fakt, że zostałem porzucony przez własną matkę i to w tak późnym wieku, byłby dla nich dostatecznym powodem. Ale oczywiście to nie wszystko. Najlepszy uczeń chwalony przez nauczycieli, twarz, która przyciąga przychylny wzrok dziewczyn, to, że nadal próbuję walczyć i zawsze podnoszę się z ziemi... Mogą do woli wybierać. Chociaż czasami myślę, że to sama moja egzystencja im przeszkadza...
CZYTASZ
Dwanaście Miesięcy
FanfictionUpiór w Operze - współczesne AU - Erik Destler jest człowiekiem, którego życie naznaczone było cierpieniem. Gdy spotyka go kolejna tragedia, a jego twarz zostaje dotkliwie poparzona, jego życie po raz kolejny rozpada się na kawałki. Po tym wydarzeni...