*Paczka*

110 20 13
                                    

Tyle razy zastanawiałam się, co by było, gdybym nigdy nie zjawiła się na tych głupich wyścigach. Prawdopodobnie teraz siedziałabym sobie wygodnie w domu, żyjąc w błogiej nieświadomości, że ktoś taki jak Andre istnieje. Jednym razem mówił, że nie byłam morderczynią, a następnie wytykał mi mój kurewski błąd, z którym czułam się strasznie. Andre to cholerna bomba nastrojów, dupek i zdecydowanie nieodpowiednia osoba dla mnie.

Szłam w kompletnych ciemnościach podejrzanymi uliczkami, których zazwyczaj unikałam. Nie zapuszczałam się tutaj z różnych względów i raczej nikt o zdrowych rozsądkach sam nie przemierzałby tych miejsc. Zaciskałam kurczowo piąstki, upajając się zapachem z koszulki Andre.

Może dziwnie to brzmieć, ale jego woń w pewnym stopniu dodawała mi odwagi i nadawała wrażenia, że znajdował się obok mnie. Mimo tego, że cholernie byłam na niego wściekła, to chciałabym, żeby szedł tutaj razem ze mną.

Ciemność nieznacznie mnie przykrywała. Jedyne co słyszałam to głośny, nierówny oddech ulatujący z moich płuc. Wciąż biłam się z myślami. Przed oczami pojawiały mi się różne sceny; martwa kobieta, którą Alex nazwał Betty, mężczyzna z nożem w ręku leżący na podłodze, złośliwa blondynka i szmaragdowe tęczówki, w których tańczyła złość. Tak wiele rzeczy działo się ostatnio w moim życiu.

Nagle z myśli wyrwały mnie czyjeś kroki. Były coraz to głośniejsze. Spięłam się i zacisnęłam piąstki. Nie miałam odwagi najzwyczajniej w świecie się obrócić. Wydawało mi się, że nieznajomy był coraz bliżej mnie, więc odruchowo przyśpieszyłam. Oddychałam płytko i nierówno, mając nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle.

Przechodząc obok jakiegoś ciemnego zaułka, poczułam dłoń na swoim ramieniu. Serce zaczęło walić mi jak szalone. Kropelki potu powoli spływały po czole, a oczy zaszkliły się. Zostałam przyparta do jakiegoś muru, którego dziwnym sposobem wcześniej nie zauważyłam. Mój oprawca odziany w kaptur i maskę ciemności, nie pozwalającej dojrzeć mi jego twarzy, przystawił do mojej skroni pistolet.

Chłód metalu w kontakcie ze skórą, spowodował pojawienie się na moim ciele złowieszczych dreszczy. Przymknęłam powieki, chcąc uniknąć zbierającego się w moich oczach potoku łez.

- Spokojnie kotek! - szorstki, męski głos odezwał się, budząc we mnie odrazę. Bałam się cholernie. - Nie ruszaj się, a nic ci nie zrobię! Mam dla ciebie drobną przesyłkę.

Otworzyłam oczy. Dostrzegłam szare, chłodne tęczówki mężczyzny lustrujące moją twarz.

- Prze-przesyłkę? - za jąkałam się.

- Do cholery - syknął, mocniej przyciskając mnie do muru. - Pozwoliłem ci się odzywać? - spytał, przekrzywiając głowę.

Już chciałam odpowiedzieć, kiedy w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Chłopak, wciąż trzymając pistolet przy mojej skroni, rozpiął swoją bluzę i wyjął jakiś pakunek.

- Teraz - przerwał na chwilę, jakby zabrakło mu słów - ładnie weźmiesz paczuszkę i zachowasz spokój. Rozpakujesz ją, dopiero gdy zniknę z twoich oczu, inaczej strzelę. Rozumiesz?

Pokiwałam delikatnie głową.

- Grzeczna dziewczynka - zaśmiał się. - I jeszcze jedno. Jeżeli nie wykonasz swojego zadania w czasie, ktoś może ucierpieć - zniżył swój głos do szeptu.

Ostatni raz napotkałam jego szary, pusty wzrok. Odciągnął broń od mojej skroni i powoli zaczął się odsuwać, wciąż celując we mnie pistoletem. Chwilę później zniknął za rogiem. Z szalenie bijącym sercem spojrzałam na niewielką paczkę.

Przez głowę przebiegło mi wiele obrazów. A jeżeli to bomba? Bez namysłu otworzyłam paczkę. Wypadł z niej pistolet, który budził we mnie mdłości. Zaraz po tym zauważyłam strzykawkę wypełnioną jakimś płynem, kluczyki i kopertę. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej pomiętą kartkę.

Droga Agnes!

W życiu nic nie przychodzi łatwo, a uczucia tylko utrudniają nam osiąganie wymierzonych celi, więc już na samym początku proponuję ci się ich wyzbyć, a szczególnie do Andre. Nie możesz mieć żadnych skrupułów. Myślę, że chcesz żyć? A nawet jeśli nie, to raczej zależy ci na rodzinie i chyba nie chciałabyś, żeby im się coś stało? Mam nadzieję, że ich bardzo kochasz. A teraz przejdźmy do twojego zadania.

Udaj się do miejsca, gdzie kolory wciąż się mienią, krzyki, głosy i hałasy towarzyszą im przez cały rok. Małe dzieci i dorośli przybywają tam tłumami. Tam też znajdziesz swojego wybrańca, który wyda swój ostatni oddech.

Nie powiem ci, co jest w strzykawce, o to cię niech główka nie boli. Wbij ją w ramie swojego kochasia, niech poczuje, jaki ból ci zadał.

Masz tydzień, jeżeli nie wykonasz swojego zadania, któraś z głów poleci. 

Ps. kluczyki są do twojego nowego auta, którym od teraz będziesz się poruszać dla ułatwienia sprawy. Naciśnij na guzik w kluczykach, wtedy auto się zaświeci. Prawie bym zapomniała, nie możesz nikomu powiedzieć o twoim zadaniu, inaczej krew poleje się o wiele szybciej, niż byś pomyślała kochaniutka.

Oficjalnie zaczynasz grę!

Powodzenia xxx

Wciągnęłam głośno oddech i niedowierzająco skanowałam kartkę. Każde nagryzmolone słowo czytałam drugi raz, zastanawiając się czy to aby nie sen. Złożyłam kartkę i wsunęłam do kieszeni swoich spodenek. Zamknęłam mały kartonik.

Byłam przerażona. Nie chciałam grać według zasad tej babki, ale przyłożyła nóż do gardła mojej rodziny. Nie mogę pozwolić, by im się coś stało. 

Wyszłam z zaułka i rozejrzałam się wokół. Nie widziałam wiele przez panującą ciemność. Nacisnęłam guziczek kluczy i od razu przestrzeń została oślepiona niewielkim pomarańczowym światełkiem. Chociaż raz czas spędzony z Andre na naukę prowadzenia samochodem mi się przyda.

***

Hej kochani!

I jest nowy rozdział! Już 10 :). Komentujcie, głosujcie, whatever. Pozdrawiam i ściskam :D xxx

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 02, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zaufaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz