*Jestem już martwa*

279 49 16
                                    

Zaczęła się rzeź. Siedziałam w środku sportowego samochodu, który niewiarygodnie szybko, zmieniał swój punkt położenia. Wpijając swoje paznokcie w siedzenie, ogarnęłam otaczająca mnie przestrzeń. Pojazd w środku był elegancki, czarne, skórzane fotele, kierownica zdobiona czerwienią i niewiarygodnie przyjemny zapach mięty zmieszany z mocną wodą kolońską, która otulała moje ciało.

W ciszy i przerażeniu przyglądałam się tej całej "zabawie". W głowie zdążyłam już sto razy odmówić Ojcze Nasz, prosząc Boga przy okazji o dobre zakończenie tej przygody, jeżeli można to tak w ogóle nazwać. Andre jak szalony wyprzedzał kolejne pojazdy, które pojawiały się na naszej drodze. Nie spoglądałam na licznik, wiedziałam, że cyfry, które tam zobaczę, przyprawią mnie o dreszcze i mdłości.

Zaciskając kurczowo dłonie na siedzeniu, pozwoliłam rzucić sobie oko na Andre. Blondyn skupiony był całkowicie na drodze, widziałam jak wytężał swój wzrok, kręcąc przy tym sprawnie kierownicą. To nie był jego pierwszy raz, tego mogłam być pewna. Płynnie wjeżdżał w zakręty, nie tracąc przy tym na prędkości.

Kiedy mimowolnie spojrzałam na niego jeszcze raz, ogarnął mnie strach widząc w jego oczach dziwny przebłysk. Natychmiast spojrzałam na długą drogę, która rozciągała się przed nami. To, co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Piękny, czerwony wóz, leżał przed nami, torując nam drogę. Któryś z zawodników nie dał rady albo został uczestnikiem nieszczęśliwego wypadku. Przerażona, że z ogromną prędkością wjedziemy w tego nieszczęśnika, masakrując go i siebie, zamknęłam oczy.

Poczułam jak pod moimi powiekami zbierają się słone łzy. A więc taki miał być mój koniec? W samochodzie z człowiekiem ,którego nie znam? Bez miłości życia, rodziny, dzieci, w tak młodym wieku... Słona łza wydostała się spod mojej powieki i delikatnie rozpalając we mnie złość, spłynęła po moim policzku. Usłyszałam pisk, ogromna siła zarzuciła mną w stronę chłodnej szyby, która ochłodziła moje rozgrzane lica. Czy byłam już w niebie ?

 Usłyszałam czyiś głęboki i jednocześnie fascynujący śmiech. Czy to Bóg czekał na mnie przy swojej bramie? Otwarłam oczy, a to co zobaczyłam, zaskoczyło mnie najbardziej.

- Żyjesz? - spytał Andre, ocierając łezkę, która wypłynęła z jego oka.

Zdezorientowana odkleiłam się od szyby i rozejrzałam dookoła. Nadal jechaliśmy, tylko teraz znacznie wolniej niż wcześniej. Chłopak wciąż śmiał się spazmatycznie.

- Żałuj, że nie widziałaś swojej miny - mówił cały czas rozbawiony.

Wykrzywiłam usta w grymasie niezadowolenia i spojrzałam na drogę. Jechaliśmy autostradą prowadzącą do LA.

- Możesz zawieźć mnie do domu -powiedziałam naburmuszona.

Zabiję Alice, zabiję ją bez dwóch zdań.

Andre nie patrząc na mnie odpowiedział:

- Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, w których będziesz mi potrzebna.

Zamilkł, po czym jednym ruchem włączył radio. Z głośników poleciała jakaś spokojna piosenka, która zagłuszyła moje czarne myśli.

- Nie zgadzam się -odpowiedziałam stanowczo, na co chłopak się zaśmiał.

- Myślę, że zależy ci na szczęściu koleżanki.

Zamilkłam. Dlaczego Alice musiała wpakować mnie w to całe swoje bagno, w którym tkwiła po uszy, cholera.

***

Zajechaliśmy pod jeden z tych słynnych drapaczy chmur. Wokół, na miejscach parkingowych, znajdowało się wiele samochodów, co oznaczało, że właśnie w tym budynku może odbywać się jakiś bankiet. Co sprowadzało tutaj Andre?

- Wysiadaj! - rozkazał mi , zamykając drzwi od swojej strony.

Kiedy zauważył, że nie poszłam w jego ślady, podszedł do drzwi od mojej strony i je otworzył.

- Madam - powiedział poirytowany, na co ja prychnęłam.

- Co my tu robimy?

- Dowiesz się w swoim czasie -zmarszczył brwi i pociągnął mnie za rękę, prowadząc do wejścia wieżowca.

 Tłumy ludzi, muzyka klasyczna i zapachy najdroższych alkoholi na świecie dobiegały mnie ze wszystkich stron. Każda sala była elegancka; lśniące płytki na podłodze, ogromne żyrandole zdobiące sufit. Panie ubrane w najdroższe suknie świata, a panowie odziani w garnitury od Armaniego. To świat, który zupełnie umywał się ze światem Andre. Spojrzałam na chłopaka, który wodził wzrokiem po całej sali, w poszukiwaniu kogoś lub czegoś.

- Co my tu robimy? - spytałam ponownie.

Chłopak spojrzał na mnie, piorunującym wzrokiem.

- Czekaj tutaj i nigdzie się nie ruszaj. I jeszcze jedno, z nikim nie rozmawiaj.

 Odszedł w stronę ogromnego tłumu. Stanęłam, opierając się jedną dłonią o bar i przyglądałam się tym wszystkim uśmiechniętym ludziom,gdy nagle jakiś mężczyzna, z dziwnym wyrazem na twarzy, zjawił się koło mnie.

- Wypije coś pani? - spytał.

Czarnowłosy mężczyzna, od którego zalatywała woń niesamowitych, nie byle jakich perfum, uśmiechnął się do mnie ,pokazując swoje białe ząbki.

- Nie, dziękuję.

- A może jednak- podał mi różowego drinka z zieloną parasolką w środku.

Raz się żyje, pomyślałam, niezważając na słowa Andre, po czym chwyciłam napój w szklanym kieliszku.

- Co taka piękna pani tutaj robi? -zagadnął mnie.

- W sumie to nic - uśmiechnęłam się do niego, popijając drinka.

- Nie pasujesz do bandy tych kretynów - zmierzył mnie swoimi czekoladowymi oczami, na co ja się zaśmiałam.

- Skoro to jest banda kretynów, co ty tutaj robisz?

- Właśnie, dobre pytanie -obydwoje jednocześnie się zaśmialiśmy.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, gdy z głośników rozległa się niesamowicie piękna piosenka. Czarnowłosy pociągnął mnie w tłum i zaczął obracać mną na różne sposoby. Wiedział jak postępować z kobietą. Lekko i gładko poruszał mną, tak jakby znał mnie i moje serce od dawna. Spojrzałam w jego oczy, które wyrażały ogromną radość. Nagle ktoś odciągnął mnie od niego i nim spostrzegłam się, Andre uderzył mężczyznę w twarz z ogromną siłą.

- Co ty robisz?! - krzyknęłam spanikowana, podbiegając do czarnowłosego.

- Odsuń się od niego! - warknął do mnie, podchodząc i odciągając od chłopaka.

- Zostaw mnie.

Szarpałam się na różne sposoby.

- No, no - odezwał się czarnowłosy. - Twoja nowa panienka cię nie słucha, zresztą jak każda - uśmiechnął się przebiegle.

- Agnes! - usłyszałam znajomy głos.

Odwróciłam się i ujrzałam roztargnioną blondynkę w średnim wieku, a obok niej faceta z lekką siwizną. To moi rodzice. Super, już jestem martwa.

- Mamo, tato to nie tak -krzyknęłam, chcąc do niej podjeść, jednak Andre uniemożliwił mi to, chwytając mnie za nadgarstek.

- Idziemy - szepnął mi do ucha, władczym tonem.

- Anges, w tej chwili do mnie! -fuknęła mama. - Kim jest ten łachudrak obok ciebie?!

- Agnes, dzwonię na policję , dosyć tego - odezwał się tata.

- Mamo, tato! - warknęłam rozczarowana, nie mogąc wyswobodzić się z zaciśnięć Andre.

Chłopak z ogromną siłą ciągnął mnie do wyjścia, nie dając możliwości mi niczego wyjaśnić. Wepchnął mnie na miejsce pasażera i zamknął drzwi tak, żebym nie mogła wyjść.

- Spieprzyłaś wszystko - warknął, odjeżdżając. - Ale to jeszcze nie koniec - powiedział wściekle, nie spoglądając na mnie.




Zaufaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz