Zawsze, zupełnie w 3/4 wypadkach, kiedy do tego dojdzie że sie zakocham to zawsze ta druga osoba musi kogoś mieć, być zainteresowana kimś innym lub nie odwzajemniać mojego uczucia. Powoli zaczęło mnie to denerwować i doprowadziło do stwierdzenia, że może nie potrzebnie szukam miłości, skoro podobno to ona przychodzi sama. W to jednak też nie wierze przez te 16 lat nie zauważyłem zeby się chociaż cos zmieniło, żeby "przyszła" sama. Zauważyłem jednak że jak jest się w związku to wszyscy nagle chcą danej osoby, ale jak juz sie jest samemu to pozostaje odwieczny przyjaciel, samotność. Zazwyczaj towarzyszą jej również łzy i smutek. Ale w moim przypadku będą chyba tylko one... mimo prób i trosk żadna z osób o ktore sie starałem nie odwzajemniła mojego uczucia. Może to moja wina ? Albo nie odróżniam stwierdzeń "zauroczenie, miłość" ? Może nie potrafię dawać "znaków" że ktoś mnie sie podoba, lub ich odczytywac ?
CZYTASZ
Przemyślenia szarego Człowieka
AcakWieczorne przemyślenia, nie mające na celu nic oprócz rozwiania pytań egzystencjonalnych