7. Komisariat

262 35 6
                                    

Siedziałem bez słowa na tylnym siedzeniu radiowozu. Obok mnie siedział obcy policjant, z przodu jeszcze dwóch. Nie podobało mi się to, że nie było ze mną Jacka, chociaż powinienem raczej uciekać przed rozmową z nim. Nie wierzę, że wpakowałem się w takie gówno, ale mam nadzieję że szybko mnie wypuszczą, przecież nie ugryzłem nawet pianki. Moja psychika ucierpiała w momencie, kiedy zobaczyłem Mayę wciągającą biały narkotyk. Serce pękło mi na milion kawałków, a znam ją od kilku dni. Wiem, że musieli uciekać, sam uciekałem. A zostawili mnie, bo pewnie nie zauważyli że mnie złapano... A może ich tylko głupio usprawiedliwiam? Nie, to niemożliwe.

Po dwudziestu minutach dojechaliśmy pod komisariat.
- Wysiadaj - usłyszałem głos policjanta siedzącego obok mnie. Inny otworzył moje drzwi i gdy tylko wysiadłem, złapał za spięte kajdankami ręce, prowadząc mnie do wyjścia.
- Sam pójdę - wyrwałem bark z uścisku, na szczęście facet posłuchał. Kazali mi wejść bocznym wejściem i poprowadzili prosto do pokoju przesłuchaniowego, gdzie siedział kolejny obcy policjant. Usiadłem na krześle, przy drzwiach stał kolejny umundurowany mężczyzna.
- Tajne schadzki w środku lasu, przemycanie narkotyków... nie wyjdziesz z tego łatwo, synu - powiedział facet za biurkiem, przeglądając jakieś dokumenty. Już zdążyli spisać całe wydarzenie?
- Nic nie zrobiłem - powiedziałem wolno i wyraźnie. Mężczyzna zaśmiał się cicho, dalej patrząc w papiery.
- Do tego dopiero dojdziemy - spojrzał na mnie przelotnie i odłożył kartki na bok. - Najpierw zrobimy ci badania krwi, jeśli wykryjemy narkotyki, spędzisz na komisariacie tyle czasu, aż nie będziesz pod ich wpływem. Black, przeszukaj go.
- Nic nie brałem - jęknąłem i wstałem na polecenie wydane przez policjanta. Zabrał mi mój telefon i kilka innych rzeczy, potem zaprowadził mnie do czegoś w rodzaju laboratorium, gdzie jakaś kobieta pobrała mi krew.
- Nic nie brałem - powtarzałem uparcie, kiedy odkładała fiolkę z czerwoną cieczą do stojaka.
- Och, ja nie jestem od tego, żeby wymierzać ci wyroki, tylko żeby ci sprawdzić krew. Jeśli naprawdę jesteś czysty, szybko skąd wyjdziesz - odparła i skinęła głową na policjanta, że już może mnie zabrać.
- Powodzenia - powiedziała, gdy wychodziłem. Policjant zaprowadził mnie do celi, której kraty zamknął na klucz.
- To nieletnich można tak zamykać?! - warknąłem.
- Oj, cicho... - odrzekł policjant i zostawił mnie samego. Zrezygnowany usiadłem na krześle w kącie pomieszczenia, patrząc na przechodzących ludzi zza krat. Niektórzy dziwnie się na mnie patrzyli, a ja wtedy posyłałem im ostre spojrzenia.

*pół godziny później*

- Wychodź - usłyszałem głos znajomego policjanta. Wstałem i skierowałem się ku wyjściu z 'klatki'. Wróciłem do pierwszego pomieszczenia, na wcześniejsze krzesło. Nie podobało mi się to, że moje nadgarstki były nadal skrępowane metalowymi obrączkami. Znudzony patrzyłem jak facet od przesłuchań przegląda prawdopodobnie wyniki moich badań. Czy on zawsze siedzi w tych swoich papierach?
- Wygląda na to, że mówiłeś prawdę... - mruknął.
- To oczywiste! Kiedy mnie wreszcie wypuścicie? - warknąłem.
- Kiedy złożysz zeznania.
- Co znowu? - jęknąłem. Było już po dziesiątej, a wydarzenia dzisiejszego dnia całkowicie mnie wykończyły. W tamtej chwili marzyłem tylko o swoim łóżku.
- Współpracuj z nami, to szybko cię wypuścimy
- Jak szybko?
- Może nawet za kwadrans...
- Dobra, nie traćmy czasu, co chcecie wiedzieć?
Znowu usłyszałem ten chamski śmiech.
- Mam rozumieć, że wszystko nam ładnie wyśpiewasz, ptaszku?
- Powiem co wiem, i tak mi już wszystko jedno - mruknąłem.
- Dobrze więc... Na początek, skąd znasz osoby, z którymi siedziałeś przy ognisku?
- Przeprowadziłem się z mamą do Londynu 25 grudnia tego roku, więc kilka dni temu. Nie mam tu znajomych, tamtych gości widziałem po raz pierwszy w życiu
- Czyli mam rozumieć, że siedziałeś w nocy w środku pola z nieznajomymi ci osobami? - zaśmiał się.
- Chcecie wiedzieć co wiem, to mi nie przerywajcie - prychnąłem. - Tak.
- Mów więc dalej - machnął ręką.
- Zamieszkałem w Londynie i postanowiłem znaleźć sobie towarzystwo. Przed domem spotkałem się z pewnym chłopakiem, Christianem. Pogadaliśmy trochę, polubiliśmy się. Powiedział mi, że ma znajomych w Londynie, którzy chętnie mnie przyjmą do swojej paczki, bo są bardzo przyjacielscy. Powiedział mi, jak dojść do ich miejsca, uzgodnił to z nimi... Ogółem spotkałem ich dzisiaj po raz pierwszy. Znam tylko ich imiona, nazwisk nie, Chrisa też nie. Przywitaliśmy się, wtedy mieli już narkotyki, więc nie wiem kto je ściągnął. Zaczęli się nimi częstować - prychnąłem.
- No i zanim przyszła twoja kolej, ktoś zadzwonił po nas, tak?
- Nie, ja sam odmówiłem
- Dlaczego nie wziąłeś narkotyków? - spojrzał na mnie uważnie.
- Bo nie chciałem się pakować w żadne bagno - prychnąłem. - Kiedy zaczęliśmy robić pianki, zjechały się radiowozy. Im udało się uciec, mnie złapaliście, gratulacje - warknąłem i usiadłem wygodniej w krześle. Policjant za mną spisywał każde moje słowo.
- Jak się nazywały osoby przy ognisku?
- Tom, Luke, Down, Mike. Więcej nie pamiętam, w niczym więcej wam pomóc nie mogę - w życiu bym nie doniósł na Charliego i Mayę. Prędzej bym tu umarł.
- Jesteś pewien, że nic więcej nam nie powiesz?
- To wszystko, co wiem, nic więcej do powiedzenia nie mam.
- Dobrze teraz cię spiszemy - odrzekł policjant. Musiałem mu podyktować dane osobowe, potem mogłem już wreszcie odejść. Na korytarzu czekał na mnie Jack. Kiedy go zobaczyłem, moje serce prawie się zatrzymało.
Podszedłem do niego niepewnie, unikając jego wzroku.
- Wszystko już wiem, porozmawiamy sobie w domu - mruknął i wyjął z kieszeni kluczyki samochodu. Zdziwiony stwierdziłem, że jest już przebrany w swoje ciuchy.
- Ale ja nic nie zrobiłem...
- Wiem, nie martw się. Masz naprawdę wielkie szczęście, że byłeś czysty. A teraz chodź do samochodu.
- Przepraszam.
Nie usłyszałem odpowiedzi, więc nic już się nie odzywałem. Ruszyłem za Jackiem do jeepa, a po jakimś czasie dojechaliśmy do domu. Wysiadłem pierwszy i szybko wszedłem do środka. Zdjąłem buty i kurtkę, za mną wszedł Jack.
- Masz, to twoje - podał mi komórkę i inne rzeczy, które od razu schowałem do kieszeni. Skinięciem głowy podziękowałem i pobiegłem po schodach do swojego pokoju, po drodze mijając przerażoną Mayę. Nie chciałem z nią teraz rozmawiać, nie dzisiaj. Szybko zabrałem z szafki koszulkę i szorty, w które się przebrałem po szybkim prysznicu. Od razu wskoczyłem do łóżka, odblokowując telefon. Miałem dwa nieodebrane połączenia od Beth i kilka wiadomości. Otworzyłem wiadomości i przeczytałem je.

Od: Beth

Co tam? Ja już spakowana :)
Dlaczego ode mnie nie odbierasz? Zadzwoń, kiedy będziesz mógł.

Od razu wybrałem jej numer i nie musiałem długo czekać, aż odbierze.

- Nareszcie! Leo, co się z tobą działo przez cały dzień?
- Długa historia... Po prostu przez kilka godzin nie miałem jak odebrać telefonu, przepraszam.
- Ale co się stało?
- Wszystko ci opowiem jutro - westchnąłem i wtuliłem głowę w miękką poduszkę. - Wszystko u ciebie okey?
- Ze mną wszystko spoko, ale zaraz idę spać bo rano muszę być już na lotnisku
- Okey, pozdrów babcię. Dobranoc.
- Ale na pewno wszystko dobrze?
- Pa, Beth...
- Cześć... - odpowiedziała rozczarowana i zakończyła rozmowę. Westchnąłem i spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Mijała jedenasta w nocy, pora spać.


10 votes + 5 komentarzy = następny rozdział :*

Do you remember? //LD FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz