Rozdział 11. Nigdy nie zostajemy sami

15 0 0
                                    

-Halo?

-Pani Lilianna War?

-Tak –usiadłam na swoim fotelu w antykwariacie i spojrzałam przez okno

-Mam dla pani do przekazania złą wiadomość –zesztywniałam i wyprostowałam się w fotelu bardziej skupiając się na spokojnym głosie kobiety po drugiej stronie słuchawki –Dziś z samego rana przywieziono do nas panią Grace Nolan..

-Jak to? Co się stało? Czy cioci stało się coś poważnego? –poderwałam się ze swojego miejsca i rozejrzałam po sklepie w poszukiwaniu Veronici.

-Spokojnie, proszę się uspokoić. Pani Grace jest w śpiączce, ale jej życiu nic poważnego nie zagraża, więcej dowie się pani od lekarza

-Dobrze, dobrze. Dziękuje –rozłaczyłam się i wrzuciłam telefon do torebki. Veronica właśnie z kimś rozmawiała, ale pokazałam jej na migi, że musze wyjść po czym dosłownie wybiegłam z budynku. Rozejrzałam się od razu w poczukiwaniu taksówki, ale żadnej w pobliżu nie widziałam. Może jednak powinnam kupić sobie samochód? Miałam prawo jazdy od jakiegoś czasu. Zrobiłyśmy je razem z Sophie, ale tylko ona korzystała z niego w pełni. Ja jakoś nie kwapiłam się do prowadzenia samochodu.

     Wbiegłam do sali wskazanej mi przez pielęgniarkę w recepcji i od razu stanęłam jak wryta. Obok łóżka cioci siedział ten pieprzony Ray. Głowę miał owiniętą bandażem, kilka zadrapań na twarzy i rękę w temblaku. No tak... Pewnie był razem z ciocią. Tylko czemu to ona jest w śpiączce, a nie on?

-Och Lily, nareszcie... -mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w moją stronę, na co ja zareagowałam niemal od razu przez podniesienie reki przed siebie.

-Nie zbliżaj się do mnie! –mruknełam przez zaciśnięte zęby i podeszłam do łóżka cioci. Już nie była tą idealną kobietą. Na twarzy miała zadrapania, kilka plastrów, a na czole widać było szwy. Cholera.... Mimo to jednak wyglądała jakby po prostu spała co minimalnie mnie uspokoiło –Co ty jej zrobiłeś?

-Ja?! Nigdy bym nie skrzywdził Grace, kocha..

-Ray daruj sobie, ok? Nie musisz mydlić mi oczu tymi swoimi słodkimi słówkami. Może ciotka się na to nabrała, ale nie ja –zauważyłam jak na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, który niemal od razu zamaskował delikatnym uśmiechem

-Kochanie nigdy mnie nie lubiłaś, ale mi naprawdę zależy na twojej cioci. Zrozum to –usiadł na swoim poprzednim miejscu i spojrzał prosto na mnie przez co poczułam się niekomfortowo, jednak starałam się zachowywać jak najbardziej naturalnie i swobodnie – Wracając do tego co się stało... To był wypadek, wracaliśmy właśnie z Nowego Yorku i jakiś nieodpowiedzialny gówniarz uderzył w nas na skrzyżowaniu. Miałem pierwszeństwo, a on po prostu wjechał w bok. Niestety na miejscu pasażera siedziała Grace i to jej się najbardziej oberwało –ta cała historia w jego ustach wydawała się jakaś błaha. Ray w ogóle nie wyglądał na przejętego tym co się stało. Starał się może wyglądać na zmartwionego, ale jego oczy się świeciły jak gdyby ta cała sytuacja sprawiała mu radość. On był nienormalny, nienawidziłam go. Pieprzony idiota. –Dobrze, że mnie się nic nie stało. Mogłem zadzwonić przynajmniej po pomoc

-Tak świetnie ty cholerny egoisto. Wolałabym żebyś to ty tutaj leżał. To na pewno było twoja wina ! –zerwałam się ze swojego miejsca i wyszłam z sali. Chciałam być z ciocią, ale nie gdy w Sali był ten egoista. Musiałam porozmawiać z lekarzem, teraz.

     „Miała wiele szczęścia", „Stan jest stabilny", „Nie ma się pani o co martwić", „Wszystko będzie dobrze". Regułki które znalam na pamięć z niemalże każdego filmu gdy coś się stało, ale to nie był film. To było moje życie, które ostatnimi czasy stało się jakimś horrorem, kryminałem i w pewnego rodzaju również czarną komedią. Vera widząc mój stan zaproponowała mi bym została kilka dni w domu, miała się wszystkim zająć. Zgodziłam się, potrzebowałam tego. Potrzebowałam czasu na przemyślenia. Czułam się niczym jakiś cholerny szczur laboratoryjny. Ktoś robił eksperymenty, a ja choć przeczuwałam coś złego nie wiedziałam do końca o co może chodzić. Przerażało mnie to. Każdej nocy od niemal tygodnia budziłam się z krzykiem, za każdym razem podchodziłam do okna i zawsze czułam że ktoś na mnie patrzy. Bałam się. Pierwszy raz od 12 lat naprawdę się bałam, tylko że 12 lat temu bałam się po obejrzeniu horroru, który zabroniła mi oglądać ciocia. Nie posłuchałam jej i potem przez kolejnych kilka dni musiała spać razem ze mną. Teraz nie mogłam do niej pójść, nie mogłam się przytulić i słuchać jej kojącego głosu. Ciocia od 6 dni leżała w śpiączce, za każdym razem gdy do niej przychodziłam był tam Ray. Ten pieprzony kretyn, który na mój widok uśmiechał się szeroko, a w jego oczach migotała satysfakcja. Nie mogłam znieść tego widoku, dlatego zostawiałam tylko codziennie kwiaty i wychodziłam czym prędzej ze szpitala.

      W wieku 9 lat poruszyłam z ciocią ważny temat. Spytałam jej o to co będzie ze mną gdy ona umrze. Ciocia jak zwykle uśmiechnęła się do mnie czule i usiadła naprzeciw mnie.

-Kochanie nigdy nie zostaniesz sama. Gdy będę umierała ty będziesz miała już ukochaną osobe, która zadba o ciebie. Z twoim charakterem otoczysz się na pewno ludźmi, którym będzie na tobie zależało i zadbają o to byś była szczęśliwa

-Ciociu a co jeśli nikt mnie nie pokocha?

-Lily ciebie nie da się nie kochać –ciocia pogłaskała mnie po moich głowie i uśmiechnęła się nieco szerzej co było dla mnie nowoscią –Z początku też myślałam, ze cię nie pokocham. Ale poznając ciebie bliżej mam pewność, że nikt się tobie nie oprze. Jesteś po prostu iskierką, która rozpala miłość z każdym skamieniałym sercu.

    Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy, dlatego skręciłam w stronę jednej z ławek by na niej usiąść i uspokoić się. Właśnie tego wieczoru uświadomiłam sobie, że kocham tą kobiete jak własną matkę. Mimo jej maski i chłodku cioci Grace naprawdę na mnie zależało

My world, my books.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz