Rozdział 22

6.9K 452 8
                                    

Luke’s POV.

Była już dwudziesta trzecia, a my wciąż byliśmy w trasie. Dzięki sprytowi James’a, naszego mózgu komputerowego wyszukaliśmy właściciela auta, i łatwo było zdobyć jego adres. Mówiąc łatwo, mam na myśli pomoc Yammouni’ego , który specjalizuje się w tych sprawach.

Wpatrywałem się za okno w poszukiwaniu punktu na którym mógłbym skupić swoją uwagę. Patrzyłem na każdy znak, który mijaliśmy, każde drzewo, dom, jednak nie mogłem odwrócić swojej uwagi od myśli o jednej osobie.

Andrea.

Była taka piękna, urocza, intrygująca, wyróżniająca się spośród reszty dziewczyn. Tak bardzo było mi jej żal. Straciła ojca, wyjechała z przymusu z rodzinnego miasta zostawiając wszystko, aby odbiec od problemów. A teraz? Wygląda na to, że problemy cały czas jej towarzyszą.

Tak bardzo chciałbym jej wszystko wyjaśnić. Chciałbym otworzyć się, tak jak ona zrobiła to przede mną, wspierać ją, przytulić, być przy niej…

Nie mogę.

Nie mogę się ujawnić, jak i reszta. To nasza praca, nasze życie i tak musi zostać. Życie w sekrecie jest bezpieczniejsze, niż gdy nasza tajemnica już nią nie jest. Gdyby któryś znał powiedział, co tak naprawdę się dzieje, byłoby gorzej. Tak już musi być…

- Hej, co jest? – zapytał Beau zerkając na drogę, po czym znów na mnie.

- Nic. – pokręciłem niechętnie głową.

- Bro, widzę, że coś nie tak, mów, Jai i tak śpi. – zaśmiał się spoglądając na mojego bliźniaka.

- Mam dość stary. – westchnąłem. – Mam dość sekretów.

- Andrea. – podsumował. – Luke, takie jest nasze życie. Nie możemy z niego od tak zrezygnować, bo gdyby tak było, to nasza matka już mogłaby szykować dla nas groby. – powiedział. Obróciłem swoją głowę i wpatrywałem się w ciemność za oknem samochodu. – Nie możemy jej powiedzieć. – dodał ze smutkiem. – Nie tylko Ty byś chciał to zrobić. Wszystkim by ulżyło. James’owi gdyby powiedział Veronice, Jai’owi gdyby powiedział Arianie, mi gdybym powiedział tym wszystkim dziewczynom , którym teraz już tego nie powiem, gdybym powiedział Alison… - urwał, po czym zatrzymał się na poboczu.

- Wiesz, że to nie była Twoja wina Beau. Takie są zasady. – odwróciłem głowę w kierunku brata czując jego ból i smutek w głosie.

- Pieprzone zasady. – warknął po czym uderzył z całej siły rękoma o kierownice. – I co my z tego mamy? – spojrzał na mnie ze złością w oczach.

- Wolność. Swobodę czynów. – odparł Jai budząc się. – Gdybyśmy wszystkim powiedzieli, już dawno każdy z nas siedziałby za kratkami, a reszta by latała po mieście i krzywdziła naszych najbliższych bo psy jak zwykle skupiłyby się na tym na czym nie trzeba. – podniósł ton mój brat. – Dlatego siedzimy z zamkniętymi mordami. Może krzywdzimy w pewnym sensie bliskich, ale w większym stopniu ich chronimy.

- Wolałbym siedzieć w więzieniu niż widzieć jej nagrobek. – w oczach Beau pojawiły się łzy. Przykrył twarz rękoma i podparł łokcie o kolana. – Wiecie co mogło się dzisiaj zdarzyć? Mogły być trzy ofiary! Trzy! Nie dopilnowaliśmy tego!

- To nie nasza wina, że Roni nagle wyskoczyła z zakupami. – powiedział Jai.

- Ale nasza, że nikt nie sprawdził Andrei. – wtrąciłem. – Mogłem do niej iść…

Jesteś Następnym Celem // janoskiansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz