- Więc.. – przeczesał ręką włosy i wziął głęboki wdech zyskując na czasie. –Janoskians to grupa w którą wchodzą bracia Brooks, James Yammouni i Daniel Sahyounie.
- O czym mówił Nate, o co mu chodziło kiedy powiedział, że nawet Ty mnie nie oświeciłeś?
- An, zapomnij o tym. – chłopak położył swoją dłoń na moim udzie delikatnie się przy tym uśmiechając. – Nate gada różne rzeczy, nie zwracaj na to uwagi.
- O co mu chodziło Brian? – zdjęłam jego rękę z mojej nogi. – Chcę wiedzieć. – powiedziałam pewnie.
- Ehhh… - westchnął. – W Melbourne jest kilka grup. Takich jak Janoskians. Ja należę do grupy Nate’a. Często grupy walczą o popularność.
- Dlatego Nate tak bardzo ich nie znosi? – zapytałam zdzwiona.
- Nie.. – szepnął.
- A czemu?
- Andrea czy musi.. – próbował się wykręcić od rozmowy. Jego wzrok wędrował od lewej do prawej szukając punktu na którym mógłby się skupić.
- Tak. – nie dałam chłopakowi dokończyć. – Chcę wiedzieć. Mów proszę..
- Nate miał siostrę o imieniu Alison. – spojrzał na mnie oczekując reakcji.
- Miał? – wtrąciłam , chcąc się upewnić, na co brunet pokiwał głową.
- Alison chodziła z Beau Brooks’em. Jednak Ali popełniła po pewnym czasie samobójstwo z niewyjaśnionej przyczyny. Nate ma żal do Beau, uważa, że to jego wina.
- A ma chociaż jakieś dowody? – Brian zaprzeczył. – Więc czemu obarcza winą Beau?
- Nie wiem An. – wzruszył ramionami po czym wstał i położył deskę na ziemię. – Nie powinniśmy o tym rozmawiać, ściemnia się, lepiej idź już do domu. Do zobaczenia. - wskoczył na deskorolkę i odjechał. Przez chwilę patrzyłam w jego stronę po czym wstałam i pobiegłam prosto do domu. Rzuciłam torbę w przedpokoju i weszłam do salonu gdzie Tod, Skip i Caspar grali na xbox-ie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pognałam do kuchni, pragnienie wrzucenia czegoś w końcu do pustego żołądka dawało się we znaki , więc od razu zaczęłam poszukiwania czegoś smacznego w lodówce. Wyjęłam pierwsze lepsze ciasto i ukroiłam kawałek. Większy kawałek. Usiadłam przy stole i zaczęłam rozkoszować się smakiem przepysznego tortu czekoladowego.
- Wrócił Ci apetyt. – wpadł do kuchni Daniel zajmując miejsce obok mnie.
- Po prostu nie jadłam nic od wyjścia ze szkoły. – powiedziałam wciągając do ust kawałek ciasta.
- Gdzie byłaś tak w ogóle ? – chłopak sięgnął po drugą łyżkę i zaczął jeść ze mną.
- Z Lukiem, Brianem. – zachłysnął się. – Nie lecę na dwa fronty. Luke zaciągnął mnie do parku, Briana spotkałam po drodze. – wyjaśniłam, a Skip zachichotał.
- Nie zgwałcił Cię w tym parku? – spiorunowałam go spojrzeniem. – Żartowałem. Tak bardzo lubisz Mitchella?
- Jest w porządku. Miły, zabawny i szczery przede wszystkim. – uśmiechnęłam się.
- Czyżby jakaś aluzja? – mój cioteczny brat uniósł brwi, a ja puściłam mu oczko.
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami rzucając łyżką o talerz. – W Melbourne wszystko jest możliwe czyż nie? – uśmiechnęłam się cwaniacko odkładając tort do lodówki i powędrowałam do pokoju.
Włączyłam laptopa i szybko zalogowałam się do systemu. Weszłam w google i wpisałam frazę : Alison Rickson Melbourne. Wyskoczyło mi ponad 200 wyników, więc przejrzałam wszystkie artykuły z pierwszych pięciu stron. Rzeczywiście, Brian nie kłamał – nie było żadnych odkrytych przyczyn samobójstwa tej dziewczyny. Szkoda mi jej, a także Nate’a. Media dobrały się do tej sprawy na co wskazują wyniki w googlach, ciekawe ile gazet o tym pisało. Pod domem rodziny Ricksonów paparazzi i dziennikarze na pewno koczowali dnie i noce. Jednak to nie współczucie było moim priorytetem w tej chwili, nie poddawałam się i szukałam dalej.