Anioł przy lotnisku

2.6K 220 122
                                    

Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, był środek zimy, a ja pierwszy raz w życiu miałem okazję odwiedzić Polskę.

Z lotniska miał mnie odebrać kuzyn, który tam studiował, ale przez nieprzejezdne drogi byłem zmuszony wziąć taksówkę. I wydawać by się mogło, że to przecież żadna filozofia.

Czy aby na pewno?

A próbował ktoś kiedyś powiedzieć, gdzie chce dojechać nie znając kompletnie języka, w którym mówi kierowca i nie znając polskiej nazwy ulicy?

Tak czy siak, robiło się coraz chłodniej, a nie miałem pojęcia, że zimy są tu takie srogie. I gdy po piętnastominutowej próbie dogadania się, uratował mnie istny anioł.

Do taksówki podszedł chłopak, który widząc, że mam problem chciał sprawdzić, co sie dzieje. Poczułem wielką radość, kiedy zaczął do mnie mówić po angielsku. Po krótkiej rozmowie, chłopak wytłumaczył kierowcy, gdzie chciałem dojechać i zostawiając mi swój numer telefonu, powiedział, że mogę się z nim skontaktować, w razie gdybym znów miał jakiś problem. Z tej krótkiej wymiany zdań, dowiedziałem się też, że mój anioł o zielonych oczach i blond włosach, który uratował mnie tamtego dnia, ma na imię Feliks.

Po jego wyglądzie można było stwierdzić, że byliśmy w podobnym wieku. A jak na Polaka jego angielski był nie najgorszy. To znaczy wiedziałem, że jest on jednym z przedmiotów w tutejszych szkołach, ale i tak zdziwiło mnie z jaką płynnością blondyn nim operował.

Niedługo potem dojechalem pod sam dom mojego kuzyna, który na chwilę obecną mieszkał tam z moim siedemnastoletnim bratem Eduardem. Stamtąd droga na pieszo do centrum Krakowa zajmowała może z dziesięć minut. Bardzo się cieszyłem na spotkanie z młodszym bratem, którego nie wiedziałem prawie od roku.

Wyjechał on zaraz po tym, jak postanowił pójść do liceum i studiować w Polsce.

Z początku uważałem, że to zły pomysł, ale czytając maile, w których za każdym razem pisał jak bardzo jest zadowolony ze swojej decyzji i jak podoba mu się nauka w tym kraju, zmieniłem co do tego zdanie.

Nie zdążyłem nawet przekroczyć progu drzwi, kiedy zobaczyłem biegnącego w moją stronę Eduarda, który z uśmiechem od ucha do ucha, ścisnął mnie tak mocno, że myślałem, że się uduszę.

Wyglądał teraz nieco dojrzalej i chyba nawet trochę urósł. Uśmiechnąłem się i gładząc go po włosach powiedziałem.
- Też się cieszę, że cię widzę, ale może zamiast miażdżyć mi żebra, lepiej pozwolisz mi wejść do środka.

Eduard zawsze był poważnym i nieśmiałym typem, ale nie wiadomo czemu tylko przy mnie zachowywał się całkiem inaczej. Dopiero gdy na świat przyszedł nasz brat Raivis, zaczął się znacznie częściej uśmiechać i otworzył się na ludzi. Jednak nikt nie zmienia się z dnia na dzień, dlatego też martwiłem się jego wyjazdem.

Gdy już wnieśliśmy bagaże na górę, w czym pomógł mi Adrian, wypakowałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i zszedłem na dół, żeby pomóc z kolacją. Było już po dwudziestej i za oknem widać było zaśnieżone ulice, oświetlane przez światła latarni.

Oczywiście wyszło na to, że sam musiałem się wszystkim zająć, jednak zbytnio mi to nie przeszkadzało. W końcu w domu i tak cały czas gotuje, a poza tym od zawsze sprawiało mi to przyjemność. Nie wiem czemu, ale po prostu lubię patrzeć na ludzi, którym smakuje moje jedzenie.

Po zjedzeniu kolacji, resztę wieczora spędziliśmy gadając o wszystkim i sie śmiejąc. I mówiąc "o wszystkim" naprawdę mam na myśli wszystko. Zaczynając od szkoły i kończąc na bezsensowne głupiej rozmowie na temat tego, czym jest galaretka.

Czas upływał wtedy strasznie szybko i nim się obejrzeliśmy, trzeba było iść spać, ponieważ Eduard musiał o siódmej rano wstać do szkoły. Wyglądało na to, że przerwa zimowa w jego liceum zaczynała się tydzień później.

Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo byłem zmęczony. Wziąłem więc tylko szybki prysznic i pomaszerowałem prosto do łóżka, jednak nie mogąc zasnąć, zacząłem myśleć o wszystkim co mi się tego dnia przytrafiło. Wtedy też przypomniałem sobie o spotykanym przy lotnisku blondynie.

Spojrzałem na zegarek. Było niewiele po dziesiątej, tak więc postanowiłem spróbować napisać do Feliksa.

Przeprosiłem go za pisanie o tak późnej porze i zapytałem, czy nie oprowadziłby mnie jutro po mieście. Można zgadywać jaka była moja reakcja, kiedy zaproponował żebyśmy spotkali się o czternastej pod pomnikiem smoka.

Aš Tave MyliuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz