Rozdział 2

24 1 2
                                    

Mój ojczym na pewno juz spał, więc mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek działanie. Z początku myślałam, że to, co chcę zrobić jesy szalone, nienormalne, i nie powinnam w ogóle o tym myśleć. Jednak gdy przypomniałam sobie wszystkie jego poczynania wobec mnie, stwierdziłam... Że muszę. Wstalam z łóżka, wzięłam moją dość pojemną torbę szkolną, spakowałam ważne dla mnie rzeczy, takie jak zdjęcie z ciotką, która zginęła dwa lata temu w pożarze, moje stare opowiadania, rysunki i takie inne sentymentalne rzeczy. Wzięłam też kilka ciuchów, niewiele. Może ze dwie bluzki i parę spodni. Tyle się zmieściło. Po cichutku podeszłam do drzwi, lekko je otworzyłam i starałam rozejrzeć się po ciemnym korytarzu. Postawiłam ostrożnie jedną nogę za progiem, następnie drugą, i zaczęłam powoli kierować się w stronę schodów. Schodziłam bardzo powoli, żeby nie potknąć się o nic, czy nie obudzić ojca. Serce waliło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że słyszy je całe miasto. Bogu dzięki, nie mogło tak być. Podeszłam do drzwi z torbą, założyłam buty i wyszłam. Poprostu wyszłam. Kiedy zamknęłam drzwi z lekkim trzaskiem, zajrzałam przez okno obok, żeby upewnić się czy nie obudziłam ojca. W sumie spał na górze, a jego kamienny sen nie pozwoliłby na pobudkę w tak błachy sposób. Rozejrzałam się po ulicy, jakby szukając czegoś, na czym mogłabym zatrzymać wzrok. Dlaczego ja siebie oszukuję?! Poprostu zdałam sobie sprawę, że nie mam dokąd iść! Stałam przed tymi drzwiami jak idiotka, nie wiedząc co z sobą zrobić.
Postanowiłam poprostu iść przed siebie. Po drodze, zapytałam jakiegoś faceta która godzina. Popatrzył na mnie z lekkim zdziwieniem, i odparł, że grubo po północy. Poczułam, jak mrozi mnie senność. Stwierdziłam, że przejdę się do parku. Kiedy już dotarłam, usiadłam na jednej z najlepiej usadowionych ławek, znajdującej się przy ogromnym stawie. Siedziałam tak chwilę przyglądając się jak pięknie wygląda tafla wody, która delikatnie poruszała się przez wiatr. Zastanowiło mnie, czy dobrze zrobiłam uciekając. Za pewnie jutro ojciec zaczknie mnie szukać. Albo nie. Sama nie wiem, z jednej strony miałam wrażenie, że będzie mu zależeć, aby znaleźć niewolnicę spowrotem, a z drugiej czułam że ma mnie gdzieś. Nie byłam już pewna niczego. Spojrzałam w niebo, i rozmyślając dałam się oddać w objęcia Morfeusza...

(...)

Nie! Mamo! Krzyczałam biegnąc wzdłuż cienkiego, białego korytarza, na końcu stał mój ojczym trzymając moją mamę jedną ręką, a w drugiej trzymał nóż, tuż przy jej szyi. Płakała. Cicho, ale płakała. W pewnym momencie usłyszałam strzał. Przez kąt wejścia do pokoju w którym znajdowała się reszta, ujrzałam mojego tatę, który opadał na ziemię, a wylewająca się z jego głowy krew, tworzyła pod nim kałużę. Ja nadal biegłam w płaczu i krzyku. Mój tato... Nie...! Przyspieszyłam, a korytarz momentalnie zaczął się ściemniać, aż zrobił się całkowicie czarny i bardzo ciemny. Pokój, który zaczął się ode mnie oddalać stał się czerwony, a ja usłyszałam krzyk i ....

I nagle z tego koszmaru ktoś mnie wybudził. Chciałam już rzucić się na szyję tego wybawcy, ale poczułam że ktos trzyma mnie za ramię. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam mężczyznę...

NiechcianaWhere stories live. Discover now