Chapter 2

21 2 0
                                    


               Gdy obudziłam się następnego dnia rano, leżeliśmy po dwóch stronach kanapy, jak najdalej od siebie. I choć w pierwszej chwili mi się to nie spodobało, to zaraz potem uznałam, że to bardzo dobrze, bo przynajmniej mogłam wstać z kanapy, nie budząc Serafina. A przynajmniej mogłam się postarać. Wstałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Moje kasztanowe włosy były zmierzwione, wiec postarałam się je rozczesać ręką, niestety bez lepszego skutku. Nabrałam wody w ręce i umyłam twarz. Moje ciemnoniebieskie oczy wyglądały na strasznie niewyspane, choć ja sama nie czułam się zmęczona. Zaśmiałam się w duchu. Ciemnoniebieskie oczy. Oczy o kolorze indygo. Czując, że nic nie zrobię z moimi włosami i starając się wierzyć, że same się wyprostują wyszłam z łazienki. Gdy weszłam do salonu, Serafin przeciągał się na kanapie i tarł oczy.

- Cześć – powiedziałam.

- Cześć – odpowiedział, obracając głowę w moją stronę. Wyglądał jak duch. Widocznie cała mąka z niego wczoraj nie zeszła.

Zaśmiałam się cicho.

-Co? – zapytał, na co ja mu tylko odpowiedziałam dziwnym gestem rękami, pokazując twarz, na co on wstał z kanapy i jak zjawa na jaką wyglądał powłóczył nogami, do łazienki.

Podeszłam do ciemnobrązowej kanapy. Przynajmniej kiedyś była brązowa. Teraz widniały na niej białe łaty. Próbowałam to wszystko strzepać, a czasu jest niewiele. W końcu nigdy nie wiadomo, o której przyjdą rodzice Serafina.

- Zostaw to – powiedział, patrząc na kanapę – później się tym zajmę.

Nie rozumiałam, jak w tak krótkim czasie zdołał doprowadzić się do porządku. Wyglądał wręcz olśniewająco. Nikt by nie uwierzył, jak przed chwilą wyglądał, nawet gdybym miała zdjęcie. Przydałaby mi się taka umiejętność.

- A twoi rodzice? – zapytałam.

- Nic się nie stało – odparł – zresztą wyczyszczę kanapę, zanim wrócą.

- Ok – powiedziałam, mierząc go wzrokiem. Właśnie otwierał lodówkę i wyjmował z niej dżem, masło i bułki.

- Chcesz kawę? – zapytał, patrząc na mnie, a ja spojrzałam na niego, jakby był jakimś objawieniem pańskim, na co się zaśmiał.

- Czy chcę kawę? Ja marzę o kawie! – powiedziałam przeszczęśliwa. Z każdą chwilą w tym domu jest coraz lepiej.

Zdjęłam bluzę przez głowę, bo zrobiło się nagle gorąco, zostając w dżinsach i koszulce. Poszłam do kuchni, po moją kawę i talerz z bułką z miodem, i usiadłam przy stole.

- Uważaj na talerz! Nie potłucz! – zawołał do mnie Serafin przez ramię, przygotowując sobie śniadanie.

- Nim się obejrzysz wszystko będzie zjedzone... razem z talerzem – uprzedziłam, jedząc bułkę. Spojrzałam na zegarek. Dziesiąta. Nie długo będę musiała wracać, pomyślałam smętnie. Nie chciałam o tym myśleć, ale musiałam. Postanowiłam, że przed piętnastą wyjdę. A do piętnastej w końcu zostało jeszcze pięć godzin. No, chyba że rodzice Serafina wrócą szybciej – poprawiłam się w myślach. Oby nie.

Po zjedzeniu bułek i wypiciu kawy, Serafin zaproponował, że jak będę wracać do domu, to z chęcią mnie odprowadzi.

- O nie... - odpowiedziałam – jak moi rodzice mnie z tobą zobaczą, to potem będą wiedzieli, gdzie mnie szukać, poza tym nie chcę niezręcznych pytań.

- Pytania i tak cię nie ominą –poprawił mnie – a przecież zawsze będziesz mogła udawać, że mnie nie znasz...

- Moi rodzice nie są aż tak głupi, Serafinie. Najlepiej będzie, jeśli wrócę sama.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 19, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Połowa nieba na ziemiWhere stories live. Discover now