Rozdział 5

46 6 2
                                    


Rano obudziłam się z zapasem energii na cały dzień. Byłam wypoczęta, mimo że budzik wskazywał kilka minut po piątej. Byłam zaskoczona. Nie byłam typem rannego ptaszka. Wstałam i podeszłam do szafki z zamiarem wyboru sobie ubrań na dzisiejszą podróż. Zdecydowałam się na jasne jeansy, białą, luźną zapinaną na guziki bluzkę. Do tego marynarka z trzy czwarte rękawami. Udałam się do łazienki na szybki prysznic. Wysuszyłam włosy. Pozwoliłam żeby się lekko pofalowały. Ubrałam się w ciuchy. Bluzkę wsadziłam w spodnie. Nałożyłam na siebie lekki makijaż. Delikatnie musnęłam błyszczykiem usta i tuszem rzęsy oraz przeciągnęłam pudrem policzki. Cały mój ubiór dopełniały liczne bransoletki na rękach, zegarek i długi wisiorek na szyi.

Spojrzałam na zegarek. Było w pół do szóstej. Weszłam do kuchni po cichy, żeby nie budzić Camilli. Zaczęłam robić śniadanie. Jajecznica z warzywami, do tego tosty i kawa. W sam raz, kiedy kończyłam wyłoniła się moja przyjaciółka z pokoju. Widać było, że dopiero wstała. Była w piżamach jeszcze, miała potargane włosy i zaspane oczy. Gdy mnie zobaczyła mało, co jej oczy nie wyskoczyły. Usiadła przy stoliku i upiła łyk kawy, którą jej podałam.

- Co ty tutaj robisz, tak wcześnie? Która godzina? – w tym czasie nałożyłam jej i sobie na talerz jajecznicę i podałam tosty. Camilla spojrzała na zegarek. – Toż przed szóstą. Kiedy ty wstałaś kobieto?

Usiadłam naprzeciwko jej i zaczęłam jeść.

- Wstałam po piątej. – starałam się brzmieć nonszalancko. – Wzięłam prysznic, ubrałam się i jak widzisz zrobiłam śniadanie.

- No nie wierzę... To ja rano wstaję, ty zawsze śpisz do popołudnia... Jak? – pokręciła z niedowierzania głową.

- Chyba jestem podekscytowana tym wyjazdem. Nadal nie mogę uwierzyć, że tam jadę, że z nim jadę, że w ogóle na to się zgodziłam. – krzyknęłam wymachując rękoma, po czym zaczęłam jak opętana chichotać. Camilla się zaraz przyłączyła. Jednak zaraz spoważniała.

- Ale już wszystko okej po wczorajszym, prawda? – spytała z troską. Mina trochę mi zrzedła. Nie był to najmilszy temat.

- Nigdy kochana nie będzie już tak do końca okej, ale Chamming zadbał o to żebym poczuła się lepiej. – uśmiechnęłam się słabo.

- Przepraszam, że w ogóle poruszyłam ten temat, ale musiałam się spytać przed twoim wyjazdem. Rozumiesz? – spytała z nadzieją.

- Jasne. – uśmiechnęłam się pokrzepiająco. – Nie masz, o co się martwić. Szczerze.

- O której masz lot?

- Dziewiąta, no ale trzeba być szybciej i jeszcze korki. Umówiłam się z Chammingiem, że przyjedzie po mnie kilka minut po ósmej. Mam jeszcze dwie godzinki i czeka mnie długa podróż. Lecimy około 10 godzin i no i zmiana czasowa. Obliczyłam, że na tamten czas będziemy o północy tam. Nie było innego lotu. Na szczęście nie będzie problemu z hotelem.

- Nie będzie tak źle z lotem. Zobaczysz... Za to zazdroszczę Ci tej Wenecji. – jęknęła. Dopiero teraz do mnie dotarło. Jeny ja jadę do Wenecji. To jest jak sen.

- Zobaczysz zabiorę Cię kiedyś. Obiecuję. Do Wenecji, do Brazylii i jeszcze wiele innych miejsc. Zarobimy i zaczniemy zwiedzać kochana. Cały świat przed nami.

- Marzycielka...

- Coś trzeba robić... W coś trzeba wierzyć. – roześmiałam się. – Dobra, ja robiłam śniadanie ty zmywasz. –zrobiłam maślane oczka.

- A ty, co masz zamiar robić? 

- Muszę jeszcze kilka rzeczy sprawdzić w Internecie. Proszę... - złożyłam ręce jak do pacierza.

Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz