Następnego dnia gdy przyszłam po szkole jego stan się pogorszył.
Leżałam i wpatrywałam się w niego. Robił się już powoli chłodny. Jego serce nie było tak regularne jak powinno.. Jednym słowem traciłam go. Z każdą minuta lekarze dawali coraz mniej szans.. Nie mogłam już tego słuchać. Wybiegłam z sali przed szpital. Zaczęłam kopać, uderzać pięściami w drzewo niczym worek treningowy. Złościłam się, krzyczałam jakie życie jest bezsensu. Gdy za rękę złapała mnie Lucy.
-Megan. Co ty robisz? Niszczysz to drzewo? To nic ci nie da. Jedyne co może ci dać to rany na kostkach.- powiedziała spokojnym głosem.
-Lucy.. bo ja już nie mam siły wczoraj z nim rozmawiałam, śmiałam się. A dzisiaj? Znów jest taki chłodny, no i nieobecny.-odparłam. Siadłam na kolana i zalałam się łzami.
Kucnęła, złapała mnie za ramię i powiedziała:
-Chodź do dyżurki zrobię ci herbatę, dam ci coś na uspokojenie, zjemy ciastko.- Uśmiechnęła się i pomogła mi wstać.
-Lucy, to miłe co dla mnie robisz i doceniam to, ale powiedz mi prawdę.. On nie ma już żadnych szans.- łza spływała po moim policzku, a ja jakbym się lekko uspokoiła.
-Słuchaj Megan, bardzo cię polubiłam, ale nie mogę mówić takich rzeczy. Mnie też obowiązuje pewien regulamin, ale powinnaś to wiedzieć, no i przygotować się do tego.
-Nie! Lucy! NIE! NIE ZGADZAM SIĘ. .. -zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak potrafiłam. -nie zgadzam się.-powtórzyłam po chwili uspokojenia.
Posiedziałam jeszcze chwile. Postanowiłam pójść z Lucy na tą herbatę. Gdy zbliżając się do drzwi dyżurki zauważyłam biegnących lekarzy w stronę sali Zack'a. Od razu bez chwili jakiego kolwiek namysłu pobiegłam za nimi. Miałam rację. Biegli do Zack'a. Stanęłam przed szklanymi drzwiami, z bezsilności obsunęłam się na ziemię. Nie chciałam juz płakać. Nie chciałam też już cierpieć. Ale łzy leciały automatycznie. Jakby decydowały same za siebie. Siedziałam z przyklejonymi rękoma do szyby. Patrzyłam jak reanimują mojego ukochanego i nie potrafiłam nic na to poradzić, nic nie potrafiłam zrobić. Gdy w końcu z tego wyczerpania zemdlałam poczułam Zack'a. Trzymającego mnie za dłoń, ale gdy otworzyłam oczy nie było Zack'a. Był tylko doktor Fred Lorenzo - lekarz Zack'a . Zapytałam wiec go:
-Panie doktorze.. co z moim chłopakiem? Czy on żyje?- powiedziałam z bardzo mocnym zdenerwowaniem w głosie.
-Megan Morris.- uśmiechnął się.- musisz teraz zająć się swoim zdrowiem. Te wyniki są nie zadowalające. Musisz więcej odpoczywać. -uśmiechnął się po raz drugi.
-Czyli to ma znaczyć, że z nim wszystko dobrze?- odetchnęłam z leciutka ulgą.
- Jak wróciło do normy regularne bicie serca wzięliśmy go na tomograf okazało się, że ma guza w okolicy mózgowej musieliśmy to jak najszybciej usunąć, ale niestety Zack umarł na bloku operacyjnym. Przykro mi. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. - położył mi na stoliku małe, czerwone pudełeczko z kokardką.- To chyba do ciebie. -i udał się w stronę drzwi.
Moje życie w tym momencie się skończyło. Usiadłam. Nie dochodziło do mnie to co właśnie powiedział lekarz Zack którego tak bardzo kochałam nie żyje. Poszłam do sali 105.
-Jeszcze niedawno uśmiechał się do mnie leżąc na tym łóżku mimo, że umierał. - pomyślałam.
Usiadłam na krzesełku i przypomniało mi się wszystko. Przeżyliśmy tu bardzo dużo ostatnimi czasy.- powiedziałam do Zack'a, bo wiedziałam, że on jest tu gdzieś niedaleko i mnie słucha.
CZYTASZ
Innocent Love
RomanceHej, Mam na imię Megan. Zawsze chciałam poznać smak prawdziwej miłości. Pewnego dnia przez chwilę mojej nieuwagi zderzyłam się z chłopakiem który podoba mi się od 3 lat. Byłam w siódmym niebie! To odmieniło całe moje życie. Ale czy to będzie trwać d...