[00] Zaufanie go zabiło.

292 7 6
                                    



Zza ściany dobiegały niepokojące głosy. Ewidentnie świadczyły o obecności katów, którzy mogli wejść w każdej chwili. Chłopak miał przywiązane dłonie kajdankami to stalowej rury biegnącej tuż przy suficie piwnicy. Nie miał sił by stać kolejny dzień na własnych nogach. Zmęczony, poraniony modlił się, by go wypuścili. W końcu nie mieli dowodów na popełnioną przez niego zbrodnię. Postanowili załatwić sprawę osobiście, bez świadków, bez policji. Mógłby trafić za kratki za zabójstwo, ale trwałoby to zbyt długo. Może nic by mu nie udowodniono. Zeznawać mogłaby córka przedsiębiorcy o ile widziałaby jak chłopak zaatakował jej ojca. Ona widziała jak klęczał jedynie nad jego zwłokami.

Od kilku dni był więźniem w domu, gdzie kiedyś uważano go za przyjaciela. Dzisiaj jest nic nie znaczącym śmieciem, który zasługuje jedynie na chłostę i zapomnienie. Ale czy da się zapomnieć mordercę, który tak bardzo skrzywdził Jenedie? Dziewczyna nadal nie może pozbierać się po śmierci ojca, a ten gnojek jest u niej w domu. Więziony, gdzieś w piwnicy, ale nadal w jej domu.

Do pomieszczenia wpadli dwaj mężczyźni. Chłopak wiedział, że nie będzie to przyjemna wizyta. Był zmęczony, ale nie głupi. To byli ci sami, którzy go tak urządzili.

Zaświecili światło, sprawiając chłopaka w oślepienie, który ostatnie kilka godzin spędził w ciemności. Teraz idealnie było go widać. Jego czarne loki opadały na twarz. Ciemne oczy wbił obojętnie w podłogę. Miał zakrwawioną koszulkę od wielu ran zadanych przez katów. Wiele z nich zaczęło się goić, mimo to ból nie opuszczał chłopaka.

- Spójrz, obudził się. - powiedział jeden podchodząc do ofiary. - To co, zaczniesz gadać?

Chłopak milczał. Nie miał zamiaru spojrzeć na ich podłe twarze. Musiał wyglądać na pół żywego, by się nad nim zlitowali i odeszli. Był twardy i wszyscy o tym wiedzieli.

W pewnym momencie poczuł ogromny ból w okolicach brzucha. Został uderzony pięścią, bez możliwości obrony. Gdyby tylko mógł uwolnić ręce..

- No gadaj! - krzyknął i ponownie uderzył chłopaka. On jednak zacisnął mięśnie brzucha, by złagodzić ból. Na marne. Dostał ponownie a jego męka się pogłębiła. W końcu krzyknął, póki miał na to siłę. Możliwe, że to będzie ostatnia czynność w jego krótkim życiu.

- Przestańcie. - znajomy głos sprawił, że oprawcy chłopaka odwrócili się w stronę kobiety. Była to Jenedie, córka zamordowanego. Czego tutaj szukała? Nie powinno jej tu być. Może chciała zakpić z chłopaka lub upewnić się, że wystarczająco cierpi. A jeśli nie, zadać mu więcej bólu.

- Panno Benison.. - zaczął kat.

- Zostawcie nas samych. - zażyczyła sobie.

- Ale on..

- Nie zrobi mi krzywdy. Nie w tym stanie.

Jenedie cierpiała po stracie ojca. Miała spuchnięte oczy od płaczu, nie pogodziła się ze stratą i być może nigdy tego nie zrobi. Dlaczego więc przyszła tutaj? Chłopak spojrzał na nią błagalnie. Nie zrobiło to na niej wrażenia.

- Witaj, Beck. - powiedziała a jej głos załamał się przy jego imieniu. - Pewnie wiesz dlaczego tu jestem.

- Lubisz patrzeć jak cierpię? - wymamrotał pod nosem, jednocześnie podnosząc ciśnienie dziewczynie. Nie zasługiwała na to. Nie ona kazała go bić do nieprzytomności.

- Muszę znać prawdę. Tylko ty wiesz co się stało w biurze mojego ojca.

- Nie zabiłem go.

- Widziałam cię tam, gdy.. gdy on.. - przerwała. Beck wiedział co to znaczy stracić najbliższą osobę, jednak nie mógł jej pomóc. Ciągle utrzymywał tą samą wersję wydarzeń, a i tak mu nie wierzono. Nie dopóki się nie przyzna. Był mordercą w tym domu.

- Co robiłeś w jego biurze? Chciałeś pieniędzy?

- Nie zabiłbym dla pieniędzy.

- Więc co tam robiłeś?! Mamy nagrania, nikt tam nie wchodził prócz ciebie.

- Wypuść mnie. Po raz kolejny mówię, że go nie zabiłem. Jen, przecież twój ojciec mi ufał.

Dziewczyna powoli zaczęła się wycofywać.

- I zaufanie go zabiło. - powiedziała.

Musiała wyjść. Wylała tyle łez, że nie miała siły na kolejne. Naprawdę źle to znosiła. Zawsze próbowała udawać twardą. Prawda wyglądała całkiem inaczej. Była słaba. Chciała okazać Beckowi litość, chciała go wypuścić. Nikt nie zasługiwał na takie traktowanie. Jednak bała się, że gdy tak postąpi już więcej go nie zobaczy, a co za tym idzie nie pozna prawdy. Dowody wskazywały na winę chłopaka. Nie przyjaźnili się, ale wiedziała, że ojciec go szanował. Czy naprawdę mógłby go zabić? Chociaż chciała poznać prawdę, nie wiedziała czy jest gotowa usłyszeć odpowiedź na to pytanie.

Postanowiła go zostawić. Te długie białe włosy i niebieskie oczy, to ostatnie co Beck zobaczył nim w pomieszczeniu zapanowała ciemność.

---------------------------------------------

Edenowe ogłoszenie!!

To samo dodaję na moim blogu http://stoneofheart.blogspot.com/
Piszę od razu, by nikt nie mówił, że ukradzione. Nie, nie kradnę sama sobie.

Eden. 


Stone of heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz