Pozornie zwykły dzień, nic nie różniący się od rutyny z jaką spotykano się na co dzień. Beck wezwany kolejny raz do biura Josepha Benisona - nic nadzwyczajnego. Chłopak był jaki był, ale zyskał sobie sympatie szefa. Nie raz zdarzyło im się napić whisky omawiając sprawy ochrony z punktu widzenia chłopaka. Ze względu na swoją przeszłość dobrze czuł się w swojej pracy. Krótko mówiąc uwielbiał skopać niejednemu tyłek i napawać się przy tym swoją siłą.
O Josephie Benisonie mówiono najczęściej w Belfaście i większych miastach Irlandii. Był przedsiębiorczy ze smykałką do interesów. Osiągnął tyle, że ludzie patrzyli na niego z zazdrością, inni z podziwem, a jeszcze inni uważali go za snoba. Ale wszyscy byli zgodni co do jednego. Był szczęśliwcem.
Zgodnie z codzienną rutyną, Crowder został wezwany do biura. Po drodze spotkał Jenedie, która jak zwykle zajmowała się wszystkim prócz zwróceniem na niego uwagi. Była zbyt zapatrzona w Michaela, by przejmować się wszystkim innym dookoła. Beck nigdy nie chciał jej uwagi, obchodziło go jedynie to, że gdy coś jej się stanie, to on za to zapłaci. Michael lubi znęcać się nad swoimi ofiarami, a taką zostałby chłopak, gdyby jej chociaż jeden biały włos spadł z głowy.
- Wejdź. - powiedział Joseph, gdy Beck zapukał do drzwi.
Wszedł do pomieszczenia spokojnie, zamykając za sobą powoli drzwi.
- Chciałeś mnie widzieć?
- Tak. Siadaj. - odpowiedział wskazując na krzesło przed biurkiem. Sam wstał by zaspokoić pragnienie. Podszedł do półki, odsunął książki i wyciągnął whisky. Nikt nie wiedział czemu je tam trzyma. Nie pił przesadnie dużo, ale chciał wychodzić na idealnego ojca w oczach Jenedie. Z jakiegoś powodu nie lubiła, gdy jej ojciec pił za dnia. Zawsze miał dopięte wszystko na ostatni guzik i w sprawach biznesowych, jak i rodzicielskich.
- Napijesz się? Oczywiście, że tak. - nie czekając na odpowiedź, uśmiechnął się do chłopaka.
- Z grzeczności nie wypada odmówić.
Benison położył trunek na biurku i wyciągnął dwie szklanki w stylu old fashion. Do obu nalał niewielką ilość alkoholu i podsunął pod nos chłopakowi. Ten kiwnął głową i chwycił za szklankę. Nie zwykł dziękować, co nie znaczy, że nie doceniał miłych gestów. A już na pewno spożywanie alkoholu jako hojny gest ze strony szefa.
- Powiem wprost. - zaczął Joseph chodząc powoli po pomieszczeniu - Rozmawiałem z Michaelem na temat jego rezygnacji z pracy. Chciałem zrobić to po dobroci, ale nie chce się zwolnić dobrowolnie.
- Nie wiem, czy zwolnienie kogoś kto zarządza twoją ochroną to dobry pomysł. Mamy trudne czasy, a konkurencji śni się twój pogrzeb. - odpowiedział spokojnie, stukając palcami po szklance.
- Michael za bardzo skupia się na mojej córce, niż na pracy. Płacę mu za ochronę, a nie migdalenie się do Jenedie. - wypił ostatni łyk i podszedł do biurka. Otworzył szufladę po czym wyciągnął z niej stos listów. - Widzisz to? To się zbierało przez ostatni miesiąc. Wiesz co to jest?
CZYTASZ
Stone of heart
Romansa- Witaj, Beck. Pewnie wiesz dlaczego tu jestem. - Lubisz patrzeć jak cierpię? Dokładnie to samo publikuję na http://stoneofheart.blogspot.com/