Jenedie miała dość problemów i zmartwień na głowie, a doszedł kolejny. Nazywał się Beck Crowder. Był przetrzymywany i zmuszany do wyjawienia wszystkim co się stało w biurze jej ojca. Dziewczyna musiała myśleć rozsądnie, nie traktowała chłopaka z góry. Chciała zdobić jak najwięcej informacji. Próbowała go zrozumieć, nie mogła. Twierdzi, że nie jest mordercą. W takim razie dlaczego ukrywa, co zaszło między nim a jej ojcem? Policja nie wiedziała o przetrzymywaniu Becka. Gdyby było inaczej, odpowiadałaby dziewczyna za znęcanie się nad nim. Ale nie mogła go wypuścić. Jeśli ma coś wspólnego ze śmiercią jej ojca, własnoręcznie zrobiłaby wszystko by cierpiał. Przez ostatnie kilka dni, szukała tropu, informacji.. czegokolwiek, co mogłoby ją nakierować na odpowiedź. Jej ojciec był wysoko postawionym przedsiębiorcą, a o jego śmierci trąbiły media. Według plotek popełnił samobójstwo, a Jenedie starała się je ignorować, do tego stopnia, ze przestała wychodzić z domu.
Na samą myśl rzuciła porcelanową figurką o ścianę, po chwili cicho szlochając. Dlaczego spotykały ją takie rzeczy? Jej matka wyjechała do Aberdeen w Szkocji, by ułożyć sobie życie. Nie mogła znieść ciągłego stresu i kłótni z małżonkiem. Jen, została z ojcem w Belfaście. Mimo tego co mówiła jej matka, jej ojciec był dla niej dobry. Kochała go i podziwiała. A teraz jest sama. Jedyna osoba, która mogłaby to zmienić jest wspólnikiem jej ojca i prawdopodobnie to ona przejmie rodzinny biznes. Przynajmniej póki Jenedie tego nie zapragnie, a na razie stara się trzymać z daleka od wszelkich formalności. Mowa, oczywiście o jej chłopaku z którym spotyka się od trzech lat. Michael to jej największe wsparcie, chociaż zdawałoby się, że tak bardzo się od siebie różnią.
To on kazał zamknąć i przesłuchiwać do skutku Becka, stosując wszelkich metod. Nie słuchał Jenedie, gdy prosiła o litość dla chłopaka, a przynajmniej póki się nie przyzna. Na marne. Michael szczerze nie znosił Crowdera. Gdy tylko kręcił się wokół jego dziewczyny, puszczał mu każdy wrogi sygnał. Od pogróżek do bójek. Ona była tylko jego. A obecność kogokolwiek, kto mógłby mu ją odebrać doprowadzała go do szału. Beck nie interesował się Jen, traktował ją niekiedy jak powietrze. Widzieli się niemalże każdego dnia, a rozmawiali przelotnie, najczęściej, gdy musieli.
Z powodu Michaela, Jen nie szukała przyjaciół wśród mężczyzn. Nie znosiła się z nim kłócić, także postanowiła ograniczyć to do minimum. Ale czy jego niekiedy absurdalne fantazje uważała za coś złego? Nie. Skoro ją kochał, nie dziwiła się, że nie chce jej stracić.
Beck ledwo trzymał się na nogach, a mimo to walczył. Walczył ze swoimi oprawcami, ale bez użycia przemocy. Był silny w duchu i wytrzymywał wiele, tylko dzięki temu żyje. Nadal upierał się przy swojej wersji, że nie jest zabójcą. Ale wciąż ukrywał dużo. Gdyby ktoś się dowiedział, co zaszło w biurze Benisona, już by nie żył. Dzisiaj została mu nadzieja, że zostanie wypuszczony, poza nią nie ma nic więcej do stracenia.
Oślepiło go światło, gdy ktoś włączył światło w jego celi. Minęła chwila, by mógł rozpoznać osobnika. Był przygotowany na kolejne przesłuchanie, ale ku jego zdziwieniu zobaczył białowłosą dziewczynę. Jenedie zamknęła drzwi, zostając z chłopakiem sam na sam. Nie wiedział co jest gorsze, być bitym do nieprzytomności, czy nie mówić całej prawdy osobie, która najbardziej na nią zasługuje.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia. - odparła dziewczyna, trzymając talerz z kanapkami.
Zdawał sobie sprawę, że albo zacznie mówić, albo może pożegnać swój obiad. Był głodny, ale jego duma wydawała się być ponad to.
- Chętnie bym wziął, ale.. - celowo nie dokończył. Zamiast tego szarpnął za łańcuch do którego miał przywiązane dłonie, by podkreślić ich położenie.
- Mogę temu zaradzić, jeśli powiesz mi co robiłeś w biurze mojego ojca.
- Po raz kolejny mówię, że go nie zabiłem. - szarpnął za łańcuch - Wypuść mnie.
Dziewczyna odłożyła jedzenie na bok, ale zamiast go uwolnić, zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Możliwe, że nie chciała by chłopak zobaczył jej szklące się oczy. Nie znosiła tego, ale gdy słyszała kolejny raz to samo tłumaczenie, wątpiła czy kiedykolwiek pozna prawdę.
- Co byś zrobił gdybym cię wypuściła?
- Poszedłbym na piwo.
Spojrzała na chłopaka w najbardziej zabójczy sposób jaki umiała.
- Mój ojciec nie żyje, a jedynym podejrzanym jesteś ty. Myślisz, że chcę tu z tobą siedzieć?
- Na pewno masz innych znajomych.
Jenedie podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. Chciała dostrzec w nim choć trochę człowieczeństwa. On jej tak bardzo nienawidził, albo nie miał za grosz empatii.
- Czego ty chcesz, Beck? - zapytała oschle - Powiesz wszystko, a wypuszczę cię.
- Powiedziałem.
- Wiem, że mój ojciec chciał ci powierzyć mnóstwo pieniędzy za ochronę.
- Ochroną zajmował się Demond, nie pamiętasz?
Był to człowiek, którego polecił Michael. Zginął w wypadku miesiąc temu. Beck o tym wiedział lub udawał większego idiotę niż był.
- On nie żyje.
- Niech zgadnę.. przeze mnie. - burknął pod nosem. Jenedie nie wytrzymała, nie dogada się z nim jakkolwiek by nie próbowała.
- Zawsze jesteś takim dupkiem?
- Tylko, gdy się mnie więzi i torturuje, ale przecież to nic takiego, prawda?
Białowłosa podeszła do niego ponownie i złapała za łańcuchy, nie mając pojęcia jak się za nie zabrać. Nie wiedziała co robić. Pomóc mu czy zostawić? Przecież była na niego wściekła. Z drugiej strony było jej go żal.
Łańcuchy były długie, ale zwinięte tak by można operować chłopakiem jak marionetką. Odpięła kawałek, dając coraz większą swobodę chłopakowi. Ryzykowała dużo, gdyby ją zaatakował. Nie chciała go uwolnić, tylko rozwinąć łańcuch maksymalnie. A kiedy jej się udało, Beck upadł na kolana. Przynajmniej, nie musiał już stać.. Jen usiadła przy nim, sięgnęła po jedzenie i podsunęła chłopakowi, który szybko się rzucił do jedzenia.
- Powiedz mi, wiesz, że nie mam zamiaru cię krzywdzić.
- Nie zabiłem go.
- Dość. - wstała. Była wściekła, za każdym razem traktował ją tak samo, mówił to samo. Nawet jeśli mu wierzyła, chciała wiedzieć więcej. Czy ona naprawdę nie zasługiwała, na tą wiedzę? To nie jest zachcianka, tu chodziło o jej ojca. - Czy ty kiedykolwiek kogoś kochałeś? Życzę Ci byś czuł kiedyś to co ja.
Bezsilność, tego się bał Beck. Nienawidził, gdy nic nie mógł zrobić, a jego życie nie zależało od niego. A tak się czuła właśnie Jen. Ona przynajmniej miała jakiekolwiek uczucia, chciała z nim rozmawiać. Przed chwilą mu pomogła.. w jakiś sposób. Nie jest to czego oczekiwał, chciał być wolny. Ale Jenedie też nie dostała tego czego chciała.
- Zaczekaj. - krzyknął, gdy była tuż przy drzwiach - Powiem ci.
CZYTASZ
Stone of heart
Romance- Witaj, Beck. Pewnie wiesz dlaczego tu jestem. - Lubisz patrzeć jak cierpię? Dokładnie to samo publikuję na http://stoneofheart.blogspot.com/