Ranek z życia Egzorcysty

35 3 4
                                    

Dzień jakco dzień. Wszyscy wstają do roboty. Parzą ostrą kawę, by niezasnąć nad komputerem w biurze. Zakładają eleganckie ciuszki isadzają tyłek do samochodu, a ja? A ja to mam jednym słowemprzesrane. Codziennie muszę wstawać wcześniej niż ktokolwiek wtym mieście, codziennie muszę zapierdalać do pralni chemicznej, bywyprać ubrania których i tak mam mało. A dlaczego? Bo jestemwampirem, dokładniej arcydemonem, a bardziej pół arcydemonem.Ludzie wolą nazywać nas wampirami, nie wiem z jakiego powodu alemoże kiedyś się dowiem.

Zostajetylko jeszcze jedno pytanie, które kołacze się w waszej głowie,dlaczego codziennie chodzę do pralni. Z tego powodu, że bycie naliście gończym, i to na tym gdzie znajdują się największe szychytego świata. Osobiście zajmuję trzecie miejsce, czuję żespodziewaliście się pierwszego, ale nic za darmo nie ma. Dzisiejszydzień był jednak inny. Miałem przeczucie, że zaraz cały światzwali mi się na głowę. Siedziałem spokojnie w kawiarence na rogugłównej ulicy. Wolno popijałem kawę czytając poranną gazetę.Szukałem potencjalnej ofiary, by pozyskać duszę. Nie jest to takiełatwe. Każdy cel musi zostać porządnie obmyślany, westchnąłem.Czasami mnie to męczy. Nagle przez przejście na pasach przeszłaona, odłożyłem filiżankę oraz gazetę. Wstałem, otrzepałemczarny płaszcz z ćwiekami i ruszyłem za nią. Ta obejrzała sięza siebie, uśmiechnęła i przyśpieszyła. Ooo tak, lubię takązabawę w kotka i myszkę. Podciągnąłem kołnierz pod nos, pojednym grzmocie nastąpił kolejny i jeszcze następny, chybawieczorem będzie letnia burza. Czarnowłosa panienka wskoczyła wróg ulicy, zachichotałem cicho. Jaka głupia duszyczka, chyba nierozumie, że ... Moje plecy przebiła czarna smuga, cholera dałemsię podejść, znów. Odkręciłem głowę, na plecach siedziała midiva. Tak określam opętanych. Teraz już chyba domyślacie się,czym się zajmuję. Jestem egzorcystą. Na dłoniach wytworzyłem dwasztylety, podobne do sztyletów cienia. Szybkim ruchem poderżnąłemjej gardło, odepchnąłem do tyłu i skoczyłem na stertę skrzyńukrytych w koncie. 

- W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła – wypowiedziałem fatalny psalm, najbardziej na divy działa ewangelia św. Jana, demon zakrył uszy i skulił, to była moją szansa. Podbiegłem do niej, w tej samej chwili coś mnie odepchnęło. Tarcza czy kolejny demon?

Zgóry skoczył w moim kierunku ghul. Jeśli spadnie na mnie jegoślina to, no i za późno. Na policzek kapnęła mi kropelka cieczy.Krzyknąłem, z hukiem opadłem na beton. Zrobiłem wgniecenie.Ogromny, rozkładający się stwór z rozwartą gębą, próbowałodgryźć moją. Z wielkim wysiłkiem podniosłem ręką, (na serioto było trudne, jakby wam ogromne dwu tonowe zwierze stanęło naciele to też mielibyście nie mały problem) dźgnąłem go w szyję. Odepchnąłem potwora kopnięciem, ten zamiast polecieć do tyłu,to poleciał ... do góry. Szybko przeczołgałem się w bezpiecznemiejsce. Jednym machnięciem ręki rozstawiłem anty magiczną nić.To powinno go załatwić, i tak też się stało. Kreatura spadała wdół, kiedy upadła na nici, te go poszatkowały w drobny mak.Kawałki wnętrzności pomieszane razem z krwią oraz z brudem ulicy,tego nie da się opisać. Odwróciłem wzrok i skierowałem się wkierunku diva. W ręku pojawiła mi się katana. Przyłożyłem jądo karku dziwoląga.

- Gadaj, gdzie portal – kobieta nawet nie podniosła głowy, dalej siedziała skulona i mamrotała coś pod nosem. Wzruszyłem ramionami, jednym gładkim ruchem reki odciąłem jej głowę od reszty ciała. Od razu trysnęła fontanna krwi. Kurwa, znowu źle to zrobiłem. Szlag by mnie wziął.

Woddali rozległy się syreny policyjne, nic tu po mnie. Zanimwyskoczyłem w powietrze rozejrzałem się po swoim bałaganie.Powinienem nauczyć się jak nie zostawiać po sobie śladów.Wszędzie jest krew divy, ghula oraz w paru miejscach znajdują sięmałe kałuże mojej krwi. Pokręciłem głową, wszedłem na małepudełeczko, nałożyłem runy pod siebie. Skoczyłem na niebieskiokrąg, w tym samym momencie z samochodu wysiedli święci.Uśmiechnąłem się w ich kierunku i rzekłem „Guten Tag". Nawetnie zdążyli wyjąć broni, a ja już znajdowałem się w holuswojego mieszkania. Stałem chwilę w milczeniu, opadłem na kolana,a następnie na twarz.

- Przyrzekam, nigdy więcej.

- Nigdy więcej, co? - nade mną stał sznaucer miniaturka. Kokarda na jego szyi wielkością przewyższała rozmiar małego ciałka. Głos wiktora zawsze mnie denerwował, był taki, taki,taki no wkurzający!

- Nigdy więcej nie wyjdę z domu bez mojej broni, tej prawdziwej – mój wzrok utkwił w jego dużych, różowych oczkach. Odpowiedź psa, była taka jak zawsze, czyli wielkie nic. Jak to mówią ludzie, mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Ospalepodniosłem się z podłogi i powędrowałem do łazienki.

- I co masz dalej w planach? - zapytał z zaciekawieniem.

- Jak to co? Będę szukał portalu, dalej – zdjąłem wszystkie ubrania. To był chyba pierwszy raz od wielu lat, kiedy sam sobie się przyjrzałem. Dość ostre rysy twarzy dobrze komponowały się z prawie kanciasto trójkątną szczęką. „Delikatnie fioletowe oczy z zadziornym spojrzeniem głęboko wpijały się w ludzkie serca" to kiedyś powiedziała mi pewna wiedźma. Zaśmiałem się wtedy, a teraz zdałem sobie z tego sprawę że to prawda. Elfie uszy oraz ostre zęby jak u wilka tylko bardziej podkreślały to kim jestem. Spojrzałem na psa. Ten po chwili spojrzał na moje krocze. – Co?

- Nic, nie tylko rękami będziesz mógł się bronić.

- Ej! Trochę szanuj mnie dobra! To, że jestem wysportowany to nie oznacza, że ...Że? - policzki zrobiły mi się malinowe, mam czterdziestkę na karku i jeszcze się rumienię, mam tupet. - Nie ważne, wyjdź – Wiktor posłusznie wymaszerował z łazienki.

Wszedłempod prysznic i opłukałem ciało z brudu. Rany, które miałem ranozamieniły się w blizny. Ciekawe. Wieczorem zostałem zaproszony nabal maskowy, ha może wtedy coś wyrwę? No nic, mała jeszcze śpi.Czasami żałuję, że Rivi zginęła. Teraz moja buntowniczka córkamiałaby się do kogo zgłosić, no trudno. Szybko domyłem resztęciała i poszedłem do kuchni robić śniadanie.

- Cześć tato – powiedziała zaspanym głosem Teo – Pracowałeś?

- Ta, masz wszystko gotowe do szkoły?

- Tato – odwróciła się do mnie – Mam czternaście lat – dodała naburmuszona. - 

- Wiem – uśmiechnąłem się, przechodząc obok niej smyrgnąłem ją ogonem po nosie. – Siadaj, śniadanie gotowe.


 *  *  *

Dziękuję wszystkim za przeczytanie tego, jeśli ktokolwiek ma jakieś uwagi, chętnie je przeczytam :0

Przepraszam też za to, że na początku czcionka jest taka a nie podobna do tej na dole, ale nie potrafię tego zmienić :P Nie wiem dlaczego.


Ranek z życia EgzorcystyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz