ROZDZIAŁ 5

4.8K 479 412
                                    

Wzięłam kolejny łyk kawy, chociaż jedyne, na co miałam teraz ochotę, to szklaneczka burbona z lodem. Wyznawałam jednak zasadę, że nie piję przed południem, natomiast w chwilach takich jak ta zastanawiało mnie, czy nie byłam przypadkiem pijana, kiedy ją ustanawiałam...

Uśmiechnęłam się do kelnerki, machając w sposób sugerujący, że wciąż oczekuję na rachunek. Musiałam zajrzeć do mieszkania i wziąć szybką kąpiel, jak również założyć coś czystego. Na szczęście dla mnie, na ciemnej garderobie nie było widać plamek krwi, ale z pewnością tarzanie się po ziemi odcisnęło na niej swój ślad.

Nie miałam najmniejszego pojęcia, od czego powinnam zacząć. Poszukiwanie wskazówek na temat naszej zguby w miejscowych lombardach i antykwariatach byłoby dla mnie stratą czasu, ponieważ pomimo ich zapewnień, nie ulegało wątpliwości, iż demony maczały w tej sprawie palce.

Niecałą godzinę zajęło mi przywrócenie się do porządku. Jedyne, co mogłam w tej chwili zrobić, to wrócić na miejsce kradzieży i poszukać jakichś wskazówek czy punktu zaczepienia. Z pewnością znajdę chociażby jedną osobę, która zauważyła coś podejrzanego. W tak wielkim klasztorze aż roiło się od potencjalnych świadków, mogących nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, iż byli kluczem do rozwiązania całej zagadki. Skoro za tą sprawą stały demony, musiały mieć w tym jakiś ukryty cel. Nie zabrały tego krzyża przecież dlatego, że był ładny.

Z ogromną niechęcią powróciłam do zakonu. Po krótkiej rozmowie z przeoryszą podążyłam do fraterni[1], by zamienić parę słów z pozostałymi siostrami. Zajmowały się akurat segregacją odzieży, którą otrzymały od wiernych miejscowego kościoła i którą należało posortować przed przekazaniem potrzebującym. Kilkanaście lat temu razem z matką często korzystałyśmy z takiej pomocy. Wychowywanie dziecka w pojedynkę nie należało do łatwych zadań, szczególnie gdy tym dzieckiem byłam ja. Zaliczałam się raczej do tych grzecznych, nieśmiałych dziewczynek, ale samo to, iż podejrzewała mnie o wszystko, co najgorsze, nie napawało zbytnim optymizmem na przyszłość.

Zakonnice okazały się tego dnia wyjątkowo przyjazne i rozgadane, od razu zauważyłam, że za wszelką cenę chciały stać się pomocne. Wręcz nie przestawały trajkotać o tym, jak ogromnie pragnęły odnalezienia zguby, zarzucając mnie przy okazji gradem pytań oraz zlepkiem chaotycznych szczegółów. Byłam im niezmiernie wdzięczna, jednakże faktu, iż czasem nie mogły spać, ponieważ księżyc świecił po oknach lub opos hałasował obok kosza na śmieci, nie mogłam uznać za podpowiedź, jakiej oczekiwałam.

Podziękowałam im za chęci i zrobiłam szybką rundkę po korytarzach, następnie ponownie zajrzałam do oratorium[2]. Panujący tam klimat nie sprzyjał wnikliwym oględzinom, więc wolałam się upewnić, że niczego wcześniej nie przeoczyłam. Z braku innych możliwości musiałam zdusić w sobie uprzedzenia, by porządnie poszukać istotnych wskazówek.

Od mojej poprzedniej wizyty nic się tutaj nie zmieniło. Duże, w większości puste pomieszczenie, wypełnione dwoma rzędami ławek, skromnym ołtarzem, na którym prócz białego obrusu i kunsztownie zdobionego świecznika nie zauważyłam niczego więcej, oraz porozstawiane po kątach donice z kwiatami. To tyle. Detektyw ze mnie żaden, ale gdyby złodziej zostawił jakieś ślady, nietrudno byłoby je odnaleźć w tak lśniącym czystością wnętrzu. Demony to straszne niechluje, lecz najwyraźniej tym razem przeszły samych siebie. Sprawa z minuty na minutę rosła do coraz wyższej rangi.

Rozejrzałam się po raz ostatni. Zero choćby najmniejszej podpowiedzi. Odczułam za to dyskomfort, kiedy wpatrywały się we mnie umieszczone na witrażach podobizny świętych. Miałam wrażenie, jakby dosłownie prześwietlały moją duszę.

Podskoczyłam nerwowo, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu.

– Siostro przełożona – wysyczałam. – Niebezpiecznie tak zakradać się do ludzi.

Tylko Żywi Mogą Umrzeć - Tessa Brown - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz