Chapter 7

2.1K 159 32
                                    


Emily's pov

Wpadłam na ścianę, przez co miałam ochotę przekląć pod nosem i spojrzałam wystraszonym wzrokiem na Ricka. Chłopak oddychał szybko, patrząc na mnie z wyraźną złością w oczach, co tylko przeraziło mnie bardziej.
-Rick, posłuchaj. Naprawdę przepraszam..
-Jesteś moja, rozumiesz? – warknął ostro, tym samym mi przerywając i chwycił mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie do ściany, przez co syknęłam z bólu. Spojrzał prosto w moje oczy, w których widoczne były łzy. Aż takiego wściekłego go jeszcze nigdy nie widziałam i to mnie przerażało najbardziej.
-Nie, Rick. Przestań, proszę – wyszeptałam powoli i ostrożnie, chcąc go jakoś uspokoić – Przepraszam, że zrobiłam ci nadzieję, naprawdę nie chciałam cię zranić. Przepraszam, że nigdy nie umiałam pokochać ciebie tak jak ty mnie – wymamrotałam cicho, ale chłopak nic nie odpowiedział, natomiast to co stało się chwilę później, sprawiło, że poczułam się znów jak kompletne gówno. Chłopak uderzył mnie mocno pięścią w twarz, zaciskając szczękę po czym się odsunął, a kiedy chciałam się ruszyć i uciec, zrobił to samo jeszcze dwa razy, a potem wyszedł z kuchni, mijając stojącego w progu Jasona i po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Złapałam się za twarz, nie mogąc powstrzymać płaczu. Bolało, piekło.. Czułam się tak jakbym miała zaraz zemdleć. Ból, który opanował nie tylko moją twarz i nie tylko nadgarstki, ale także całe moje ciało, był nie do zniesienia. Nie mogłam, po prostu nie mogłam przestać płakać.
-Mamusiu – zakwilił cicho chłopiec, nie odrywając ode mnie swojego wystraszonego i załzawionego wzroku. Przełknęłam z trudem ślinę, ocierając krew z twarzy i ukucnęłam. To była ostatnia rzecz jaką chciałam żeby mój syn kiedykolwiek w życiu zobaczył. Spojrzałam na chłopca, wyciągając w jego stronę ręce, a kiedy do mnie podbiegł, wtuliłam go w siebie, kolejny raz wybuchając płaczem. Jason płakał razem ze mną, trzymając mnie tak mocno, jakby nie chciał żebym kiedykolwiek od niego odeszła. Chciałabym żeby to zapomniał, żeby zapomniał ten koszmar.
Ale to nie był koniec.
Kolejny trzask drzwi.
Ktoś wbiegł po schodach na górę. Byłam pewna, że to Rick, przez co mój oddech stał się jeszcze szybszy niż przed sekundą. Chwyciłam Jasona najmocniej jak potrafiłam, modląc się żeby Rick zabrał swoje rzeczy i po prostu stąd poszedł.
Ale nie żyjemy w bajce. Szczególnie ja. Ja żyje w koszmarze.
Nie minęło dużo czasu, a Rick pojawił się w kuchni, śmiejąc się obleśnie na nasz widok. Zacisnęłam powieki, opierając się o ścianę i nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
-Idź sobie – mruknął Jason. Kurwa. Usłyszałam jak Rick wciąga głośno powietrze po czym zrobił kilka kroków w naszą stronę. Nie zorientowałam się nawet w jak szybkim tempie, odsunął ode mnie gwałtownie i bez namysłu synka, tym samym go popychając, na co chłopiec przewrócił się, uderzając głową o podłogę. Moje serce po prostu stanęło, widząc jak Jason wybucha głośnym i histerycznym płaczem. To było za wiele. Rick nachylił się nade mną, przez co mogłam poczuć zapach jego perfum.
-Jeszcze do mnie wrócisz, kiedy twój pierdolony Justin skończy w grobie – wysyczał, patrząc mi prosto w oczy po czym odepchnął mnie tak, że uderzyłam plecami i głową o ścianę, od razu sycząc z bólu.
-Jason – krzyknęłam i ruszyłam w stronę osoby, która była dla mnie wszystkim. Zignorowałam cały ból, który czułam bo w tym momencie liczył się tylko on i to czy wszystko z nim w porządku. W tym samym czasie Rick wyszedł z domu, a ja podniosłam chłopca, wtulając go w siebie i zaczęłam dłonią delikatnie dotykać jego główki. Odetchnęłam z ulgą kiedy nie poczułam krwi w żadnym miejscu. Jason cały czas płakał, a ja razem z nim. Powinnam to przewidzieć. Powinno go tu nie być kiedy zamierzałam powiedzieć Rickowi o zdradzie. To wszystko moja wina. Jak mogłam być tak głupia? Przecież wiedziałam jaki jest Rick i do czego to może doprowadzić, a jednak postanowiłam przyprowadzić Jasona tutaj ze sobą. Kompletna idiotka.
-Przepraszam, skarbie, tak bardzo cię przepraszam.. – zapłakałam cicho, podnosząc się powoli i ruszyłam w stronę salonu, a kiedy usiadłam na kanapie z Jasonem na kolanach, drżącą ręką wyjęłam telefon – Zadzwonimy do tatusia, dobrze? – wymamrotałam, a Jason tylko pokiwał delikatnie głową. Po kilku nieudanych próbach, w końcu udało mi się wybrać numer osoby, do której musiałam teraz zadzwonić. On był jedyną osobą, która może nam teraz pomóc i wiem, że zrobi to najlepiej jak potrafi. Bo nas kocha. Mocniej niż ktokolwiek inny.
-Halo, skarbie? I jak tam? Przyjeżdżasz dzisiaj na noc? – odezwał się Justin po dwóch sygnałach, a jego głos był cholernie radosny. Ja natomiast nie mogłam przestać płakać, przez co między nami zapadła chwila ciszy – Em? Em, co się dzieje?
-Justin, przyjedź tu.. Błagam cię, po prostu przyjedź do nas – zapłakałam głośno do słuchawki i oparłam policzek o główkę synka, a w słuchawce usłyszałam pisk opon i głośne wciąganie powietrza, a potem odpowiedź.
-Będę za 5 minut.

Unconditionally Part IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz